1 komentarz

• 

  Power of Zeus to kolejny zapomniany klejnot fuzji wczesnej psychodelii, hard rocka i progresu. Powstał w 1968 roku w Detroit. w 1970 roku wydał swą jedyną, znakomitą płytę, opartą na współbrzmieniu gitar i Hammonda. Poezja! Porównywani do Cream, Black Sabbath i Led Zeppelin mieli pecha bo podpisując kontrakt z Motown już byli skazani… Ta wytwórnia po prostu specjalizując się w innej muzyce nie umiała ani nagrać ciężkiego rocka, ani go wypromować…
  Ewangelia Zeusa to po prostu dobra płyta. 10 utworów, utrzymanych w konwencji gatunku, a więc i ballady i ostre granie. Znakomity Hammond, świetna sekcja i doskonała gitara – wydawać by się mogło, że sukces był zapewniony, jednak rok po debiucie grupa już nie istniała… Szkoda, bo taki psychodeliczny odlot, z mrocznymi gitarowo-organowymi motywami to fajny patent na granie. Ostatni numer (The Sorcerer of Isis (The Ritual of the Mole) powinien zapewnić grupie nieśmiertelność, jednak błędy w promocji i szybki rozpad zespołu sprawiły że świat nie zdążył poznać tego materiału. Klasą i ciężarem gatunkowym porównał bym to do nieśmiertelnego In-a-Gadda-da-Vida. Naprawdę szkoda… Świetnie się tego słucha, nawet po przeszło 40 latach… Oczywiście jak zwykle moim, cholernie subiektywnym zdaniem…

  Aleksander Król środa, 15, maj 2013 08:08 Link do komentarza