Anthony Hill

Oceń ten artykuł
(4 głosów)
(2017, album studyjny)

01. The Way - 7:06
02. Good Mourning - 5:15
03. The Fungus - 5:58
04. Cats On The Fence - 2:30
05. Synopticon - 8:40
06. Shotgun - 8:57
07. When The War Is Over - 3:26


Czas całkowity - 41:52



- Weno Winter - wokal
- Michał Nowak - gitara
- Michał Młyniec - gitara basowa
- Piotr Ochociński - perkusja



Media

Więcej w tej kategorii: « Reed: Chapter One

1 komentarz

  • Gabriel Koleński

    Trafiła mi się gratka! W naszym serwisie raczej nie pojawiają się takie zespoły jak Sautrus, ale nie mam nic naprzeciwko, żeby w przyszłości uległo to zmianie. Co powiecie na dość krótką (ok 40 minut), ale szaloną jazdę bez trzymanki po pustynnych bezdrożach? Wkładajcie kowbojskie kapelusze i zapraszam na pakę mojego pick-upa!
    Na wstępie otrzymujemy „The Way” z klimatycznym początkiem i delikatnie prowadzoną gitarą. Dopiero w połowie następuje lekkie przyspieszenie i pojawia się mocniejszy riff. Głos Weno przypomina tu trochę Maynarda Jamesa Keenana. Wokaliście Sautrus czasem zarzuca się zbytnie podobieństwo do frontmana Tool, ale nie wydaje mi się, żeby to był szczególny powód do pretensji. Jak już czerpać, to od najlepszych. W przypadku „Good mourning” kapela otrzymuje ode mnie ogromnego plusa już za sam oryginalny tytuł. Ten utwór to kwintesencja stylu Sautrus. Motoryczny, chwytliwy riff, nośna linia wokalna i smaczek w postaci okazjonalnych partii harmonijki ustnej. Coś pomiędzy stonerowym ciężarem, a bluesowym klimatem. Szlachetny, stonowany riff i klasyczna, stonerowa rąbanka w „The Fungus” może kojarzyć się chociażby z Cathedral z okresu „The Carnival Bizarre”. Aż mam ochotę zamiatać podłogę włosami, żebym tylko miał jeszcze czym, ech. W tym utworze nikt nie powie, że wokalista przypomina Keenana. Weno tworzy świetny, nieco nawiedzony klimat, zwłaszcza w zwolnieniach. Atmosferę potęgują odpowiednie efekty gitarowe. „Cats on the fence” jest zasadniczo psychodeliczną balladą, której nie powstydziłby się Monster Magnet, przynajmniej w czasach gdy jego członkowie bardzo hojnie raczyli się narkotykami. Z jednej strony zespół urzeka dźwiękami akustycznej gitary i sielankowym śpiewem wokalisty w refrenach, z drugiej strony słychać kosmiczne tło, które sugeruje, że jednak jesteśmy w jakimś dziwnym, odrealnionym miejscu. „Synopticon” to prawie najdłuższy, ale zdecydowanie najbardziej rozbudowany utwór na płycie, nieśpiesznie prowadzony posuwistymi, smolistymi riffami i niemal uduchowionym śpiewem wokalisty, który brzmi tu wyjątkowo zmysłowo (tak, ja wiem, że jak facet pisze tak o innym facecie to wychodzi trochę dziwnie). W tym kawałku najwięcej znajdą dla siebie fani brzmień progresywnych – długie pasaże, zmiany tempa i nastroju. Przypadek, że to jeden z moich ulubionych utworów w tym zestawie? Nie sądzę. Na pewno najdłuższy, ale z kolei bardziej tradycyjnie stonerowy „Shotgun”, nie pozbawiony jest powolnych, miażdżących gitarowych riffów, rytualnych zaśpiewów pod koniec i obowiązkowego, skocznego umpa-umpa. Na koniec zespół serwuje jeszcze jedną, ostatnią już balladę “When the war is over”. Ponownie pojawia się delikatna gitara akustyczna i ciche chóry w tle. Klimat wylewa się z głośników, a Weno przechodzi samego siebie, ewentualnie wychodzi z siebie, w każdym razie efekt jest piorunujący.
    Teoretycznie, zespołów grających podobnie co Sautrus jest obecnie ogromna ilość, nawet w Polsce ta scena jest prężna i cały czas się rozwija. To co zespół wyróżnia, to duże wyczucie stylu, talent i brzmienie. W obrębie, wydawałoby się bardzo ograniczonej stylistyki, Sautrus porusza się z dużą gracją, lawirując między różnymi gatunkami, które potrafi ze sobą zgrabnie połączyć. Szczypta hard rocka, garść bluesa, beczka doom’owych riffów i hektolitry ciężkiego, siarczystego stonera, a nad tym wszystkim unosi się delikatny opar kosmicznej psychodelii. O sile Sautrus decydują różne, drobne smaczki, takie jak dźwięki harmonijki ustnej, psychodelicznie brzmiące efekty gitarowe czy nagłe zmiany akcji. Ich muzyka nie nudzi i nie męczy, właśnie dlatego, że wbrew pozorom jest mocno zróżnicowana. Nikt tu nie dusi słuchaczy kanciastym riffem, który brzmi tak samo przez 10 minut, że aż można się zdrzemnąć, obudzić i nie zauważyć, że cokolwiek się zmieniło. Nie chcemy takiego stonera. Przynajmniej ja nie chcę. Wolę takiego jak gra go Sautrus.
    Zdecydowanie polecam, wszystkim bez wyjątków.
    Gabriel „Gonzo” Koleński

    Gabriel Koleński środa, 24, maj 2017 21:19 Link do komentarza
Zaloguj się, by skomentować

Komentarze

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.