Hamza

Oceń ten artykuł
(4 głosów)
(2020, album studyjny)

01. Infinite Garden - 5:27
02. Gdynia 80 - 8:03
03. 3-4-8 - 5:20
04. Hamza - 7:51
05. Put Me Out - 9:33
06. Open & Close - 9:23
07. Earth Is Flat - 8:47

Czas całkowity - 54:24

- Joanna Kucharska - gitara basowa, wokal
- Bartosz Borowski - gitara
- Michał Gos - perkusja
- Tomasz Gadecki - saksofon

Media

Więcej w tej kategorii: « One Eye Sees Red

1 komentarz

  • Gabriel Koleński

    Lonker See to przedziwny zespół, o czym chyba już kiedyś pisałem na łamach naszego serwisu. Nietypowy skład, muzycy dziwnie wyglądają, kompletnie do siebie nie pasują, ale nie ma to absolutnie żadnego znaczenia, gdy posłucha się ich muzyki. W tym roku ukazała się, całkiem jeszcze świeża, nowa płyta, zatytułowana „Hamza”. Z przyjemnością zagłębiłem się w dźwiękowy wszechświat Lonker See, a co z tego wynikło, dowiecie się poniżej.
    „Infinite Garden” wprowadza w odpowiedni nastrój odrealnionym klimatem. Joanna Kucharska śpiewa w omdlały sposób, od niechcenia. W tle pojawiają się pojedyncze, przeciągłe frazy saksofonu. Wyobrażam sobie klub jazzowy z lat 50-tych. Panowie w garniturach, panie w pięknych sukienkach. Wszyscy lekko pijani, ale dostojni, dystyngowani. W „Gdynia 80” robi się zdecydowanie bardziej dynamicznie i psychodelicznie. Piękny trans prowadzi nas przez kolejne poziomy świadomości. To silnie zrytmizowane, mantrowe granie jest sednem twórczości Lonker See. Ten zespół powstał po to, by zabierać nas w kosmiczne podróże (chciałoby się powiedzieć „tripy”), które tak naprawdę dzieją się tylko w naszych głowach. Gitara wspaniale współgra z saksofonem, choć instrumenty sprawiają wrażenie, jakby „kłóciły się” ze sobą. „3 – 4 - 8” podąża podobną ścieżką, co jego poprzednik, ale wszystkiego jest jeszcze więcej. Zagęszczona rytmika, ostre, przybrudzone gitary i jazgoczący saksofon. Czyli noise spotyka awangardę i idą na wódkę bez popitki. W drugiej połowie utworu następuje pauza, podczas której wszystko zostaje złagodzone, pojawia się nawet melodia i delikatna, damska wokaliza. Spokojnie, po krótkiej przerwie znowu ruszamy w drogę wesołym, rozklekotanym Mustangiem, z którego rury wydechowej unosi się zielony opar. W tytułowej „Hamzie” Joanna Kucharska powraca ze swoim onirycznym śpiewem, który jest tak delikatny, że trzeba domyślać się, że wokalistka śpiewa po angielsku. Bębny wystukują w tle mantrowy rytm. Później wokal zostaje zastąpiony przez rozmarzoną partię saksofonu, a ostatnie skrzypce gra gitara, wciąż na tym samym podkładzie. „Put Me Out” rozpoczyna się niewinnie. Saksofon lekko kokietuje, niczym kobieta, która prowadzi cię o 2 w nocy do klubu, a ty pilnujesz, by nikt jej nie porwał. Tutaj trans zostaje podany w nieco inny sposób. Nie z kopa, jak po wódce, tylko po trochu na łyżeczce, jak syrop na kaszel, który może mieć podobne działanie w odpowiednich warunkach. Później kawałek rozwija się, robi się bardziej dynamicznie, a wokaliza Kucharskiej jest wisienką na torcie. Końcówka to już jazda bez trzymanki i chodzenie po ścianach. Delikatne „la, la, la” w „Open & Close” szybko przechodzi w kosmiczny motyw przewodni. Głos Joanny Kucharskiej prowadzi nas niczym elektroniczna nawigacja statku Enterpise, z tą różnicą, że cała załoga jest zdrowo naćpana, a przy kokpicie zamontowano ogromne bongo. Partie gitary i saksofonu przeplatają się ze sobą, tworząc gwiezdny wodospad, przez który przepływamy z tępym uśmiechem na twarzy. „Earth is flat” to koniec naszej podróży. Znowu jesteśmy w klubie, zmęczeni po całonocnych eskapadach. Resztki świadomości zaczynają do nas powracać, co sugerują monotonne dźwięki saksofonu, które dobijają się do naszego umysłu jak wracające wspomnienia. W rytmie marsza wracamy do domu, ale pojawiający się jazgot oznacza, że droga nie będzie krótka i prosta. Album kończą piski i trzaski, które mogą być równie dobrze odgłosami statku, który wyrusza w kolejną podróż.
    Postaram się, żeby chociaż zakończenie tego tekstu było normalne. Mimo całej swojej chwytliwości, materiał zawarty na „Hamzie” jest tylko pozornie łatwy do przyswojenia. Tak naprawdę, to dość trudna muzyka, ale niezwykle wciągająca dla wszystkich, którzy lubią takie psychodeliczne, odjechane granie, niepozbawione awangardowych udziwnień. W porównaniu z poprzedniczką, „One Eye Sees Red”, jest jeszcze bardziej transowo, kosmicznie i ciężej ze względu na większy udział gitar. Lonker See pokazuje, że cały czas się rozwija i kombinuje ze swoim brzmieniem. Nie dla wszystkich będzie to akceptowalne, ale wybrańcy będą zachwyceni. Bardzo dobry album, choć nie dla każdego.
    Gabriel Koleński

    Gabriel Koleński niedziela, 08, marzec 2020 21:24 Link do komentarza
Zaloguj się, by skomentować

Komentarze

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.