2. Prenormal Day At Brighton (2:45)
3. Masai Morning (6:44)
4. Windweaver (3:43)
5. Dragonfly Day (7:45)
6. Petunia (4:46)
7. Telephone Girl (4:54)
8. Psychiatric Sergeant (3:08)
9. Slow Ride (2:36)
10. Sundial Song (5:08)
Czas całkowity: 44:09
- Jon Field ( percussion, flutes )
- Glyn Havard ( bass, vocals )
1 komentarz
-
Wiele osób uważa, że najlepszy album Jade Warrior to wydany w roku 1972 Released. Tymczasem już pierwsza płyta tego zespołu, która ukazała się nakładem wytwórni Vertigo przyniosła nie tylko świetną, ale przede wszystkim bardzo oryginalną muzykę. Dlatego w mojej ocenie jest to album znacznie bardziej interesujący i godny uwagi niż kolejne pozycje w dyskografii tej grupy, na których nie było już chyba niczego naprawdę zaskakującego. Najogólniej można tę płytę określić jako psychodelię przechodzącą już w rejony, które nieco śmielej można zaklasyfikować jako rock progresywny.
Krzysztof Pabis piątek, 29, marzec 2013 18:45 Link do komentarza
Znajdziemy tu łagodny wokal, urokliwe partie fletu, a także wiele inspiracji orientalnych, obecnych zwłaszcza w warstwie rytmicznej i objawiających się wykorzystaniem nietypowych instrumentów perkusyjnych i przeszkadzajek. Na próżno będziemy natomiast szukać, tak wydawałoby się istotnego dla muzyki rockowej klasycznego zestawu perkusyjnego. Pojawiają się tu także fragmenty, które w dużym stopniu można zaklasyfikować jako muzykę etniczną, z prostymi zaśpiewami i plemiennymi rytmami, które niespodziewanie przerywane są mocnym gitarowym riffem.
Osoby lubiące piękne, niebanalne melodie również odnajdą tu coś dla siebie. Z pewnością zachwyci ich charakteryzujący się piękną, momentami niemal floydowską gitarą Windweaver. Jest to utwór przyciągający także sennym, nastrojowym wokalem. Podobny klimat spokoju i wyciszenie przynosi także następujący po nim Dragonfly. Doskonale słucha się także bluesującego utworu Petunia, który przyciąga uwagę ciekawą rytmiką i chrapliwą gitarą.
Podsumowując mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że jest to jedna z najlepszych spośród tych już nieco zapomnianych płyt z lat siedemdziesiątych i z pewnością będzie ozdobą każdej kolekcji płytowej. Niewątpliwie może ona zaskoczyć niejednego słuchacza, nawet spośród tych dobrze orientujących się w klasycznych pozycjach muzyki brytyjskiej. Polecam!