A+ A A-

Without Introduction

Oceń ten artykuł
(14 głosów)
(1972, album studyjny)
1. Juggernaut (14:04)
2. 40 Second Thing In 39 Seconds (1:07)
3. Ariel’s Flight (15:15)
   (a) Gorgons Of The Glade
   (b) The Oneirocritic Man
   (c) Gift Of The Frog Prince
    
4. Crimson Dagger (7:05)

Czas całkowity: 37:31
- Martin Ruddy ( backing vocals, bass )
- Christopher Spong ( drums)
- Craig Massey ( vocals, organ, moog )
- Glenn Howard ( vocals, guitars )
- Chatty Cooper ( percussion )

1 komentarz

  • Aleksander Król

    Ameryka to dziwny kraj. I dziwni ludzie. Kraj olbrzymich sprzeczności, ludzie kochający wolność i jednocześnie chyba najbardziej ją ograniczających, wspaniały, wielokulturowy naród, wściekle walczący z wszelkimi objawami inności u innych... Taki kraj musiał stworzyć Wielką Muzykę. I stworzył. Cały świat dziś słucha jazzu, bluesa, rapu i country - a to właśnie tam się zaczęło... Nie byłbym sobą, gdybym kilkanaście lat temu nie sprawdził co też tam się ciekawego w progresie wydarzył... bo jakoś w Europie na ten temat cichutko. Szukałem czystego proga, bo o początkach hard-blues-rocka wiedziałem, że rzucił Europę na kolana. I tak trafiłem na kilkanaście grup, które mną wstrząsnęły i pokazały jak niedouczeni jesteśmy (np. Yezda Urfa, Pentwater, Mirthrandir). Analizując ten rynek, doszedłem do wniosku, że to była w USA muzyka niszowa, niepopularna i ceniona jedynie w bardzo wąskim gronie odbiorców. Siłą rzeczy jeśli ktoś decydował się takie dźwięki tworzyć - to z potrzeby serducha, a nie dla kasy bo jej z tego nie było.

    Jedna z najwspanialszych płyt w historii rocka progresywnego, czyli amerykańska Yezda Urfa ukazała się w nakładzie... 300 sztuk!!! A byle składanka country to półtora miliona. Tak więc trafiając na nieznaną kapelę progresywną z Ameryki - biorę ją w ciemno, bo ryzyko wdepnięcia w kupę jest tu absolutnie minimalne.

    Tak była z grupą z zachodniej Virginii o nazwie Polyphony. Jedyna ich płyta Without Introduction ukazała się w lutym 1972 roku, co sugeruje że nagrana była w 1971. To był rewelacyjny czas dla tej muzyki, więc gdy wpadła w moje łapy - nie oddałem za żadne skarby... I to była ze wszech miar jedynie słuszna decyzja. 37 i pół minuty Muzyki, jedynie 4 utwory. Wielka sprawa. Znów się muszę powtórzyć - to jedna z najlepszych i kompletnie nie znanych płyt rocka progresywnego w historii muzyki rockowej! Gdyby ta płyta ukazała się wówczas w Europie, kanon progresu wyglądałby zupełnie inaczej... Wyobraźcie sobie najwspanialsze momenty Tarkusa (ELP), do których dołożono wspaniałą gitarę i naprawdę doskonały wokal... Wyobraźcie sobie cudownie połamane rytmy grane przez arcyzawodowego pałkarza (Christopher Spong, o którym nikt wcześniej ani później nie słyszał), które są uzupełnieniem emersonowsko brzmiącego Hammonda przeplatanego z Moogiem (Craig Massey) i przeplatane cudowną, progresywną gitarą (Glenn Howard). A może lepiej, zamiast uruchamiać wyobraźnię, po prostu tej płyty poszukać? Gwarantuję, że stanie się ozdobą każdej kolekcji. Oczywiście moim, jak zwykle cholernie subiektywnym, zdaniem.

    Aleksander Król czwartek, 30, sierpień 2012 12:07 Link do komentarza
Zaloguj się, by skomentować

Komentarze

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.