Ages High

Oceń ten artykuł
(7 głosów)
(2008, album studyjny)
1. Aces High (4:42)
2. Charity (5:39)
3. Winds Of Change (3:52)
4. Windward Bound (4:14)
5. Portal To Evermore (5:14)
6. The Source (5:18)
7. Peggy Plant (4:00)
8. Doctor Madman (3:51)
9. Black Crosses (4:21)
10. Got Memories To Meet (2:27)
11. Prog Coalition (3:15)
12. The Little Voice Inside My Head (3:19)
13. We Are The People (5:13)
14. Play My Song List Again (5:35)
15. Gee Dubya Bush (2:30)
16. Cryptograms (13:05)

   Czas całkowity: 76:06
Dan Cowan: all instruments
Więcej w tej kategorii: Haiku »

1 komentarz

  • Paweł Tryba

    Dan 'Dyonisos' Cowan to bardzo specyficzny twórca. Rzekłbym: hurtownik. Na swojej stronie zamieścił (i chyba wciąż zamieszcza) grubo ponad sto utworów do darmowego ściągnięcia. Jednocześnie te same utwory poupychane całkowicie losowo na płytach wydaje pod skrzydłami MALS Records. Wypada pochwalić Amerykanina za szeroki gest, a szefostwo wytwórni zapytać o sens wypuszczania kolejnych dziełek Dyonisosa. Nie chodzi mi nawet o to, że ciężko jest sprzedać coś, co w innym miejscu można dostać za darmo. Może i znaleźliby się entuzjaści, którzy chcieliby posłuchać artysty z płyt, gdyby potrafił on swoją muzyką zaintrygować. Niestety, na 'Ages High' Cowan prezentuje niziutki poziom.

    Cowan twierdzi, że tworzy muzykę dla fanów Pink Floyd. Trzeba przyznać, że takie właśnie klimaty czuje on najlepiej. Takie utwory jak 'Charity', 'Winds Of Change' czy instrumentalne 'Windward Bound' tchną gilmourowską frazą (oddajmy sprawiedliwość, Cowan rozliczne wady ma, ale gitarzystą jest przednim) - może i zrzynka, ale całkiem ładna! Gdyby wszystkie utwory trzymały się tej konwencji - 'Ages High' byłoby solidną płytą. Niestety po porcji sensownych utworów (chyba dla zmylenia słuchacza umieszczonych na początku) przychodzi kilkadziesiąt minut błędów i wypaczeń.

    Nie będę tu wymieniał całej litanii pomyłek, ale pewne fakty zasygnalizować muszę. Po pierwsze - rozstrzał stylistyczny od Sasa do Lasa. Otwierające album 'Aces High' w założeniu miało być hard rockiem, bo i riff niezły, i melodia zadziorna, i tempo szybkie. Tylko co z tego, skoro jakieś przedziwne zabiegi aranżacyjne i mruczący sennie głos Dyonisosa odbierają utworowi cały impet? 'The Source' zaczyna się obiecującym gitarowym mieszaniem, by następnie przejść w balladkę, jaką Patrick Swayze mógłby zaśpiewać w 'Dirty Dancing', tylko bardziej banalną. 'Got Memories To Meet' to całkiem miły swingujący wodewil, który do całości ma się jednak nijak. Kolejna próba swingu to 'Gee Dubya Bush' z wplecionymi słowami wiadomego polityka. Jest to jednak utwór parodystyczny, pasujący może na wiec, ale nie na rockowy album. Tak na marginesie - Cowan musi być demokratą. Z Busha kpi w mało wybredny sposób, Regganowi poświęcił kiedyś kawałek pt. 'Careful With Those Missiles, Ronnie!'.

    Pozostałe utwory, czyli mniej więcej pół płyty to już mizeria. Dan popisuje się prędkością gry, stara się brzmieć nowocześnie na modłę, powiedzmy, Muse, ale brak mu kompozytorskich umiejętności, jakiejkolwiek wizji i dyscypliny. Z rzadka pojawiające się zapamiętywalne motywy grzęzną w zbędnych solówkach i nieciekawych klawiszowych tłach. Również dłuższa forma, wieńczące płytę trzynastominutowe 'Cryptograms' nie ratuje honoru muzyka. Zwłaszcza, że utwór nie wiem po co jest sztucznie wydłużony o idiotyczną rozmowę Cowana z jakąś Japonką. Idiotyczną o tyle, że jedno ani w ząb nie rozumie, co mówi drugie.

    Obrazu klęski dopełnia głos Cowana - niektórzy po prostu nie mają predyspozycji wokalnych. Dyonisos śpiewa nosowo, jednostajnie, nie próbuje swego wokalu w żaden sposób urozmaicić. Zresztą Cowan w ogóle źle wyszedł na zgrywaniu Zosi Samosi. Śpiewa,choć nie powinien. Sam gra na wszystkich instrumentach, choć pomoc dobrych sidemanów tylko by się temu krążkowi przysłużyła. Produkuje słabo. Nie zrozumcie mnie źle - nie chcę powiedzieć, że nie widzę dla Dyonisosa żadnego ratunku. Gdyby Cowan skupił się na tym, co mu wychodzi, czyli podrabianiu Pink Floyd i nie wyrzucał z siebie kawałków jak z karabinu maszynowego, ale każdemu poświęciłby trochę czasu, gdyby zatrudnił dobrego wokalistę, gdyby traktował płyty jako przemyślane całości (a nie składanki) - byliby z niego ludzie. Sporo warunków do spełnienia, prawda? 2,5/5.

    Paweł Tryba piątek, 20, marzec 2009 23:10 Link do komentarza
Zaloguj się, by skomentować

Komentarze

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.