Genesis

Oceń ten artykuł
(3 głosów)
(1971, album studyjny)
1. Genesis (T McCully) [7.45]
         1. Evolution
         2. Overture To Cancel Hate
         3. Survival And Genesis
2. (We All) Look For The Sun (T McCully) [3.15]
3. Stone Man (T McCully) [9.44]
         1. Stone Man
         2. Degeneration
         3. Satan's Dance
4. Red Light City (B Gordon/T McCully) [7.40]
         1. Sodom
         2. Gomorrah
5. Sweet Fields Of Green (T McCully) [3.45]
6. Togetherness (T McCully) [4.35]
7. Order Out Of Chaos (McCully Workshop) [3.20]
- Mike McCully ( drums, vocals )
- Tully McCully ( vocals, bass )
- Bruce Gordon ( guitars, percussion, vocals )
- Ian Smith ( trumpet, flute, flugelhorn, trombone, percussion )

1 komentarz

  • Rafał Ziemba

    McCully Workshop jest żywą legendą rockowej sceny RPA. Z krótkimi przerwami istnieją i nagrywają od 1970 roku. Choć ich muzyka przeszła sporą transformację, od psychodelicznego rocka aż do popu, na zawsze pozostaną zapamiętani dzięki swoim pierwszym dwóm albumom. Pierwszemu, psychodelicznemu 'McCully Workshop Inc', oraz drugiemu, bardziej rozbudowanemu i progresywnemu 'Genesis'. I to właśnie tę płytę mam przyjemność opisać.

    Wydawać by się mogło, że to koncept album. Niestety, jest on tylko luźno powiązany z Biblią. Wiele osób lubi sobie jednak wmawiać, że jest odwrotnie - z podobnym problemem musiał się borykać Jethro Tull gdy wydal 'Aqualung'.


    Tytułowy 'Genesis' zaczyna się wręcz musicalowo - dęciaki na pierwszym planie, głębokie brzmienie i fajna melodyka. Bardzo charakterystyczne granie, które można śmiało porównać do Pesky Gee czy Julian's Treatment (oczywiście pomijając wokal, gdyż w McCully Workshop śpiewa wyłącznie mężczyzna). Numer jest wielowątkowy i choć dominują w nim instrumenty dęte, to usłyszymy i stricte rockowe instrumenty czyli perkusję, gitarę (oczywiście z obowiązkową solówką) oraz bas.
    '(We All) Look For The Sun' przynosi natomiast dawkę grania spod znaku The Beatles i jest zdecydowanie bardziej w klimacie pierwszego albumu McCully Workshop, choć zachowane są tu wszystkie cechy poprzedniego numeru, czyli zmiany tempa i kluczowa rola dęciaków.
    Najdłuższą kompozycją na albumie jest rozpędzony 'Stone Man'. Gdyby nie flet i trąbka w tle, mógłby uchodzić za jakiś odrzut z sesji Ten Years After z okresu 'Cricklewood Green'. W zasadzie przełamanie szybkości pojawia się tu tylko raz, w połowie kompozycji. No i nie mogę nie wspomnieć, że w pewnym momencie zespół serwuje nam melodię do złudzenia przypominająca fragment suity 'African Day' swoich kolegów z zespołu Hawk.
    Kolejny numer dzieli się na części o nazwach 'Sodom' i 'Gomorrah'. Zupełnie nie wiem czemu akurat tak się one nazywają... chyba, że główny tytuł, czyli 'Red Light City' wskazuje nam na jakieś niecne rzeczy... Miasto Czerwonych Latarń? Może coś w tym jest. Jeśli zaś chodzi o muzykę, to nie jest to najbardziej porywający numer na albumie i bardziej sprawia wrażenie wypełniacza.
    Podobny klimat, lecz w nieco krótszej formie mamy w następnym utworze 'Sweet Fields Of Green', który, gdyby nie wyrazisty refren, mógłby stanowić część którejkolwiek z poprzednich kompozycji.
    'Togetherness' także nie przynosi nic nowego, ale jest bardziej żywiołowy od poprzedników. Wciąż mamy do czynienia z trąbką na pierwszym planie, dla urozmaicenia okazyjnie pojawia się flet.
    Natomiast ostatni numer, czyli 'Order Out Of Chaos' przynosi znów dawkę ciekawszego grania. Klimat zmienił się na troszkę mroczniejszy, gitara elektryczna także poczyna sobie śmielej. Jest to jedyny instrumentalny kawałek na 'Genesis'. Nawet trochę szkoda. Możliwe jednak, że muzycy nie byli jeszcze pewnie swoich umiejętności na tyle, żeby brać się częściej za formy instrumentalne.


    Koniec końców jest to porządny album. Faktycznie, jest jednym z niewielu klasycznie progresywnych płyt, jakie ukazały się w RPA. Za to też należy się oczywisty plus.

    Punkcik dodatni przyznaję Fresh Music, za to, że sukcesywnie wydają takie perełki. W końcu to dopiero pierwsza oficjalna edycja tego album na cd. Dopiero po 38 latach od nagrania. A ile takich klejnocików czeka jeszcze w kolejce...

    4/5

    Rafał Ziemba środa, 17, luty 2010 21:43 Link do komentarza
Zaloguj się, by skomentować

Komentarze

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.