No Man's Land

Oceń ten artykuł
(5 głosów)
(1975, album studyjny)
1. Sun Sets Sail
2. Demon of Love
3. Empires of Steel
4. Tru
5. Lady of the Morning
6. Garden of Death
7. Run Through Your Life
8. At Last A Crew
9. We’re Next*
10. Demon of Love*
11. Fire*
12. Athena*

*from the “Were Next” EP (1981)
- Victor Periano  (No Man)  ( lead vocals, mellotron, ARP and moog synthesizers, hammond B3 organ, Putney VCS 3 )
- PaulL Rogerson  ( vocals, bass )
- David Christian  ( guitar )
- David Wild  ( drums )
- Jon Marc Laflotte  ( flute, steel guitar, vocals )
- Robert Mich  ( guitar )
- Edward Howlehan  ( drums )
- Herman Daldin  ( bass )

1 komentarz

  • Rafał Ziemba

    Kingdom Come był zespołem, który założył Arthur Brown, i do którego w dość osobliwych okolicznościach (nie obyło się bez LSD...) dołączył grający na klawiszach Victor Peraino.
    Los jednak chciał, że bóg ognia opuścił swój zespół w kilka latach. Wtedy to zmieniona zostało nazwa zespołu. Zamiast Arthur Brown's Kingdom Come powstało Victor Peraino's Kingdom Come.

    Niewiele osób o tym wie, że taka formacja istniała i co więcej, że wydała w 1975 roku bardzo dobry album, zatytułowany 'No Man's Land'. Trudno się zresztą dziwić takiej nazwie - przecież zespół Kingdom Come był w zasadzie taką ziemią niczyją...

    Po 35 latach od momentu premiery, Black Widow Records pokusiło się o reedycję tego materiału, wzbogacając go o utwory z wydanej w 1981 roku epki Were next (która okazała się ostatnim materiałem formacji).


    Muzyka jaka znalazła się na albumie, to coś pomiędzy rockiem psychodelicznym, space rockiem, hard rockiem i rockiem symfonicznym. Pierwszym numerem jest 'Sun Set Sail'. Dość pogodny, ładnie zaaranżowany kawałek, oparty głównie na przesterowanym brzmieniu gitary oraz klawiszach samego mistrza ceremonii - Victora.
    Po nim następuje krótki, hard rockowy i niezwykle przebojowy 'Demon Of Love'. Numer ten przypomina 'Space Truckin' z repertuary Deep Purple. Peraino śpiewa z zaangażowaniem i słychać, że pobierał lekcje u Arthura Browna, choć oczywiście nie dorównuje mu skalą głosu, ani charyzmą.
    Najdłuższy na albumie jest utwór 'Empires Of Steel', który znów otwarcie nawiązuje do Deep Purple (szczególnie w początkowych gitarowych partiach solowych). Ale ponieważ słychać w nim świetną partię fletu, to od razu nasuwa się również skojarzenie z Jethro Tull. Wokalnie mamy nadal do czynienia z próbą podróbki Arthura Browna. Jego twórczość przypomina również aranżacja utworu. 'Empires Of Steel' bazuje na starym schemacie szybko-wolno, co w przypadku tej kompozycji sprawdza się bardzo dobrze, choć sam początek jest nieco ciekawszy niż rozwinięcie.
    'Tru' to miniaturka muzyczna - bardziej interludium, niż samodzielny utwór. Jest on czymś na wzór transkrypcji japońskiej muzyki na space rock. Funkcję ballady spełnia na 'No Man's Land' kompozycja zatytułowana 'Lady Of The Morning'. Mnie kojarzy się on trochę z Camel z okresu 'Mirage' oraz 'Snow Goose'. Miękkie dźwięki fletu, gitary oraz klawiszy. Całość jest bardzo miła i przyjemna dla ucha. Szczególnie zapada w pamięć ostatnia część, z dość epickim motywem klawiszowym.
    Bardziej psychodeliczny, choć również utrzymany w wolnym tempie, jest 'Garden Of Death'. Trochę w nim Eloy, trochę węgierskiej Omegi (szczególnie jeśli chodzi o brzmienie). Zespół w dalszym ciągu prezentuje bardzo wysoki poziom. Poprzedni utwór był oparty niemal wyłącznie klawiszach, natomiast w 'Run Through Your Life' gitary odzyskały swoje miejsce w muzyce zespołu. Refren jest chwytliwy, a numer utrzymuje wysoki poziom całego albumu.
    Krążek zamyka 'At Least A Crew'. Jest to jedyna kompozycja na tej płycie, w której możemy usłyszeć dźwięki akustycznej gitary. Oczywiście, na pierwszym miejscu w dalszym ciągu znajdują się instrumenty klawiszowe.

    Bardzo dobry to album. Może nie genialny, ale na pewno wart uwagi. Szkoda, że został zapomniany przez fanów proga i zagubił się trochę w mrokach dziejów. Teraz jednak jest dobra szansa, aby nadrobić zaległości i zaznajomić się z zespołem Kigdom Come pod wodzą Victora Peraino.

    Ale to jeszcze nie koniec recenzji :) Przecież czekają na nas jeszcze ciekawe bonusy...
    Czteroutworową epke otwiera 'Were Next', czyli jej tytułowy numer. Zaskakuje nas on dźwiękami saksofonu, jest także bardziej funkujacy, choć gdy trzeba nabiera rozpędu i rockowej zadziorności. Zespół jakby pogubił się trochę w tym nagraniu - nie powinno się w jednym utworze próbować grać proga, funky i electro popu...
    Następnie mamy 'Demon of Love' - kompozycję, która znana jest nam już z debiutanckiego krążka. Tu trwa ona niewiele ponad minutę (!) i kończy się niespodziewanym wyciszeniem/
    Gdyby komuś dziwactw na tej epce było mało, to na dokładkę dostajemy cover Arthura Browna. Zgadnijcie jaki... Macie rację, jest to oczywiście 'Fire'. Odegrany fajnie i sprawnie, tylko pytanie brzmi - po co?
    Jeszcze na sam koniec zespół serwuje nam kompozycje o tytule 'Athena', która niestety brzmi jak nieco udziwnione disco.
    Tak więc podsumowując - epka, która prawdopodobnie miała odświeżyć styl, okazuje się dość nieudana, i przestaje dziwić fakt, że formacja Victor Peraino's Kingdom Come dość szybko zniknęła ze sceny.

    Pomijając jednak tę nieszczęsną czwórkę, która jednak spełnia tu jedynie rolę bonusu, album 'No Man's Land' zasługuje na wysoką notę. Łączy w sobie wiele stylów, jest eklektyczny i przebojowy. I w dodatku zapomniany, co dodaje mu troszkę uroku ;)

    4,5/5

    Rafał Ziemba poniedziałek, 05, lipiec 2010 17:41 Link do komentarza
Zaloguj się, by skomentować

Komentarze

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.