Pan

Oceń ten artykuł
(25 głosów)
(1970, album studyjny)
A1. My Time (0:36)
A2. If (4:00)
A3. Song to France (2:09)
A4. Il n'y a pas si longtemps de ca (5:18)
A5. Many Songs Have Been Lost (1:43)
B1. Tristesse (5:00)
B2. To Get Along Alone (5:44)
B3. We Must Do Something Before the End of the Day (3:22)
B4. Lady of the Sand (6:41)

1 komentarz

  • Aleksander Król

    Skoro już raz ustaliłem że lata 70. to wspaniała muza nie tylko rodem z Wysp zacząłem grzebać i węszyć po różnego rodzaju archiwach, zapiskach, wywiadach itp. I tak wpadłem na tropy setek świetnych grup z całego świata, a jedną z nich był tajemniczy PAN z Danii. W lipcu 1990 roku odwiedziłem Kopenhagę z mocnym postanowieniem przefiltrowania tamtejszego rynku. Niestety w dużych sklepach muzycznych trafiałem tylko na anglosaską sieczkę i miejscowe odmiany czegoś co u nas określano piosenką biesiadną. Wreszcie zrezygnowałem... Wówczas moja przyjaciółka wykonała dwa telefony i zdobyła adres jakiegoś szaleńca, który podobnie jak ja jest rozkochany w 'takich dziwnych rzeczach, generalnie nie do słuchania', jak to pięknie określała... Erick, bo tak się pacjent nazywał, był (a właściwie to jest) Szwedem który znalazł swoją drugą połówkę w Danii, tam osiadł i stale powiększa swoją muzyczną kolekcję... Uszczęśliwiony, że znalazł bratnią duszę, która podziwia jego zbiory, mało tego - zna większość i jeszcze proponuje inne ciekawostki natychmiast siadł do telefonu i rozpoczął poszukiwania dla mnie owego nieco już mitycznego PANa - którego on oczywiście miał... Zaproponował również Ache, Burnin Red Ivanhoe, Culpepers Orchard, Hurdy Gurdy, Midnight Sun, Thors Hammer i przede wszystkim Beefeaters. Oniemiałem. Aż tyle?! W takiej malutkiej Danii? Telefony przyniosły natychmiastowy skutek - Erick wyjął jakąś miejscową truciznę w pięknej butelce i z namaszczeniem polał... Nie chcąc urazić gospodarza musiałem wypić... BRRRRRRR!!! Uwielbiam dobre wino, kocham piwo, chętnie sięgam po dobrą brendy lub whisky, ale to smakowało jak wyciąg z trocin na terpentynie i miało chyba z 60 procent... Widząc moje wielkie oczy sympatyczne szwedzisko wzięło to za mój zachwyt nad trunkiem i błyskawicznie uzupełniło brak w kieliszku. I tak do samego końca butelki... Czegóż się jednak nie robi dla zdobycia pięknych płyt... Po godzinie dzwonek do drzwi - przyjechały płyty! Osiem sztuk! Drżącą ręką przeglądałem okładki - oczywiście nic z tego nie znałem poza PAN-em (ale tylko nazwę...). Z przerażeniem zobaczyłem, że mój gospodarz znów schodzi do piwniczki gwałtownie szukałem pretekstu do natychmiastowego wyjścia, ale Szwed był szybszy. Tak więc moja premiera Pan-a miała mieć miejsce w jego domku na przedmieściach Kopenhagi. Zasiedliśmy w wygodnych fotelach, Eric uzupełnił paskudztwo w moim kielichu i popłynęły pierwsze dźwięki. W zamyśleniu oglądałem okładkę. Płyta była nagrana w marcu 1970 roku, wydana przez duński oddział Universalu. Dwanaście utworów. Od samego początku ostra jazda - doskonały wokal (Robert Lelievre - również gitara) znakomite gitary (Thomas Puggaard-Muller), świetne klawisze (Henning Verner) i bardzo sprawna sekcja (Arne Wurgler na basie i Michael Puggaard-Muller na perkusji). W 1970 roku chyba nie wydawało się złych płyt... Tylko dlaczego świat o tym nic nie wie?! PAN stał się dla mnie symbolem dziwnej polityki promocyjnej prowadzonej przez koncerny muzyczne i absolutnego braku kompetencji dziennikarzy muzycznych którzy po prostu nie zauważyli takiej perełki. Płyta zawiera jak już wspomniałem 12 utworów. Krótkich. Czyli nic z tego co kochamy, żadnych dziesięciominutowych solówek, czarów itp. Ale jest to kawał solidnego wczesnego prog rocka zagranego na fantastycznym poziomie. Kapitalne pomysły muzyczne, zróżnicowane tempa, świetne aranże, doskonałe opanowanie instrumentów. Utwory rozbujane, fajne rozimprowizowane solówki, bogate instrumentarium. To wciąga. Musicie tego posłuchać. Ta płyta może być ozdobą każdej kolekcji. W pewnym momencie zaczęła mi nawet smakować ciecz którą cały czas sympatyczny Szwed mi dolewał... Kilka lat później miałem okazję do zemsty - Erick zawitał w moich skromnych progach i w ramach rewanżu musiał zmierzyć się z Żołądkową Gorzką. Walczył dzielnie jak na Szweda przystało, ale poległ w trzeciej rundzie. Przez RSC...

    Aleksander Król poniedziałek, 14, luty 2011 11:41 Link do komentarza
Zaloguj się, by skomentować

Komentarze

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.