Storm Corrosion

Oceń ten artykuł
(42 głosów)
(2012, album studyjny)

1. Drag Ropes           9:52

2. Storm Corrosion 10:12

3. Hag                       6:28

4. Happy                   4:53

5. Lock Howl            6:09

6. Ljudet Innan        10:20

All lyrics written by Steven Wilson

all music written, composed and performed by Mikael Åkerfeldt and Steven Wilson

Gavin Harrison - drums & percussion

Ben Castle - woodwinds

2 komentarzy

  • Michał Jurek

    Już dawno żadna płyta nie sprawiła mi tyle radości, co projekt 'Storm Corrosion'. Przypomnijmy, że za szyldem tym ukrywa się dwóch dobrze znanych muzyków, a mianowicie Steven Wilson (m. in. lider Porcupine Tree) i Mikael Akerfeldt (lider Opeth). Panowie poznali się i polubili już jakiś czas temu (Steven Wilson był producentem kilku płyt Opeth, a z kolei Mikael Akerfeldt zagrał i zaśpiewał na 'Deadwing' PT) i postanowili nagrać coś razem. Efekty tej muzycznej kooperacji trafiły niedawno na półki sklepowe w postaci albumu zatytułowanego 'Storm Corrosion'. Pan Akerfeldt stwierdził, że płytę tę należy traktować jako swoiste dopełnienie trylogii, w skład której wchodzą jeszcze opethowe 'Heritage' i solowy album Stevena Wilsona - 'Grace for Drowning'.

    Rezultat współpracy obu panów jest bardziej niż zadowalający. Udało im się nagrać płytę wciągającą, intrygującą i wymagającą od słuchaczy skupienia. A przede wszystkim - o lata świetlne odległą od tego, co Steven Wilson i Mikael Akerfeldt grają w swoich macierzystych zespołach. Zamiast tego panowie zaproponowali muzykę akustyczną, eksperymentalną, wysublimowaną i nie poddającą się jednoznacznej klasyfikacji. Można to nazwać rockiem progresywnym, a można i folkiem. Mało tu instrumentów perkusyjnych i gitarowych riffów, dużo natomiast wielogłosowych chórków i gitary akustycznej. Muzycznie można się na 'Storm Corossion' doszukać pewnego pokrewieństwa z późnymi albumami Talk Talk, w niektórych (ale tylko w niektórych!) momentach duet zbliża się do klimatów znanych z ostatnich płyt Anathemy.

    Na płycie znalazło się miejsce dla 6 długasów (tylko jedno nagranie trwa krócej niż 5 minut). Klimat albumu jest posępny, mroczny, czasem wręcz klaustrofobiczny, niczym z jakiegoś thrillera - ale takiego raczej w stylu pierwszej części 'Obcego', w której nienazwane zło czai się za każdym zaułkiem. Zresztą: wystarczy spojrzeć na pełną obłędu i chorych imaginacji okładkę (trzeba ją rozłożyć, bo awers zawiera tylko połowę obrazu ilustrującego płytę).

    Iście grobową atmosferę tworzy już otwierający płytę, promowany niezwykłym teledyskiem 'Drag Ropes', w którym nie miłość zwycięża, a zemsta. I pomyśleć, że utwór skomponowano zaledwie w jedną noc... a jego końcówka z polifonicznie prowadzonymi partiami wokalnymi po prostu powala. Z 'Drag Ropes' kontrastuje tytułowy utwór 'Storm Corossion', delikatna, akustyczna ballada, początkowo utrzymana w klimacie wczesnych dokonań Stevena Wilsona (tropy wiodą ku 'The Moon Touches Your Shoulder'). Ale już w drugiej połowie utworu zaczyna się robić mrocznie i bardzo psychodelicznie, choć pod koniec znienacka znów powraca temat akustyczny.

    Melancholijna partia wokalna Stevena Wilsona w 'Hag' jest wręcz wymarzona do nucenia podczas cmentarnych spacerów, ale już druga część utworu kontrastuje z jego początkiem, przynosząc falę zgiełkliwego łomotu. Kolejna piosenka 'Happy' to również muzyka z dreszczykiem, a jej tytuł jest szatańsko wręcz przewrotny. Sam zaś utwór wprawia w hipnotyczne odrętwienie, jakiego doznawać musiał choćby Roderyk Usher. Instrumentalne 'Lock Howl' przynosi nerwową pulsację, która wraz z upływem czasu cichnie i ustępuje miejsca jakimś psychodelicznym pogłosom, jednak w finale ponownie powraca. Panowie trochę sobie klaszczą, a smyczki śmigają. W sumie to chyba najbardziej melodyjne i 'konwencjonalne' nagranie na całej płycie. 'Storm Corossion' zamyka monumentalne 'Ljudet Innan' (czyli 'Muzyka dawna'). Na początku słuchaczy koi rzewna linia wokalna, po której następuje kilkudziesięciosekundowa pauza, a później linia melodyczna ponownie powoli się wyłania. Gitara i instrumenty klawiszowe delikatnie snują swoje partie, a gdzieś w tle niespiesznie przemyka tęskna wokaliza, raz głośniej, raz ciszej. To nagranie należy do grupy tych utworów, które mogłyby się nigdy nie kończyć. Po wybrzmieniu chce się go słuchać jeszcze raz, i jeszcze...

    Wątpię, żeby album 'Storm Corrosion' spodobał się fanom ostatnich dokonań Porcupine Tree. Nie sądzę też, żeby odniósł komercyjny sukces. Panowie Wilson i Akerfeldt nagrali go dla własnej przyjemności, nie czując żadnej presji i nie próbując schlebiać żadnym innym gustom poza swoimi. Dzięki temu nagrali bardzo udany album, zasługujący na wielokrotne przesłuchanie, bo za pierwszym razem raczej nie uda się nim zachwycić. Za to gdy poświęcić mu trochę czasu, trudno się już od muzyki zawartej na 'Storm Corrosion' uwolnić. W moim prywatnym rankingu to najciekawsza płyta pierwszych 5 miesięcy tego roku i wątpię, czy jakiś tegoroczny album ją przebije.

    I tylko szkoda, że obaj panowie zapowiadają, że materiał zawarty na płycie nie będzie promowany żadną trasą koncertową, a w ogóle to działalność całego projektu zakończy się na tej jednej, jedynej płycie. Szkoda. Pozostaje tylko mieć nadzieję, że panowie Wilson i Akerfeldt zmienią jeszcze zdanie.

    Michał Jurek poniedziałek, 04, czerwiec 2012 19:42 Link do komentarza
  • Paweł Bogdan

    Rock progresywny umarł w latach 70. - wiele stwierdzeń tego typu można odnaleźć w Internecie, czytając polskie czy to zagraniczne artykuły prasowe, recenzje lub biografie muzyków. Tego ile jest w tej myśli prawdy, ile przesady i o co w tym stwierdzeniu tak naprawdę chodzi, nie będziemy rozpatrywać w tym tekście. Warto jednak zdać sobie sprawę z tego, że okres oryginalnej twórczości w muzyce skończył się już dawno, a sam rock progresywny, który przecież z definicji ma wytaczać nowe ścieżki w rozwoju muzyki, stał się pewnego rodzaju karykaturą samego siebie i nic nowatorskiego już nie prezentuje. Rzadko trafiają się płyty takie jak 'Storm Corrosion', które może i szczególnie innowacyjne nie są, ale od których bije świeżość, omijanie schematów, oryginalność i co najważniejsze własny styl i autonomiczny charakter.

    Storm Corrosion to wspólny projekt Stevena Wilsona (m.in. Porcupine Tree) oraz Michaela Akerfeldta (m.in. Opeth). Muzycy rozpoczęli swą współpracę ponad 10 lat temu przy komponowaniu muzyki do albumu Opeth pt. 'Blackwater Park'. Okazało się, że artystom nie tylko świetnie razem się pracuje, ale mają dodatkowo podobne poglądy muzyczne, inspiracje i cieszą się wzajemną sympatią, stąd szybko padł pomysł nagrania wspólnego krążka. Musiało minąć jednak sporo czasu, kiedy te zamiary zostały wprowadzone w życie. W międzyczasie Steven Wilson wydał album 'Grace for Drowning', a Opeth 'Heritage', które silnie nawiązywały do muzyki epoki lat 70-tych. Dla wielu słuchaczy szokiem było odejście muzyków od nowoczesnego progresywnego rocka/metalu prezentowanego wcześniej przez zespoły Akerfeldta i Wilsona, a zapowiedzi nagrania przez duet antymetalowego' albumu jedynych radowały, drugich wprawiały w zdziwienie. Czy album jest nawiązaniem do muzyki ery King Crimson, Genesis czy Caravan? Z pewnością. Z drugiej strony jednak słychać, że mimo wyczuwalnej aury ducha twórczości najlepszych lat muzyki progresywnej, jest to w stu procentach autorskie, pozbawione nawet nieumyślnego kopiowania wydawnictwo muzyczne.

    Na 'Storm Corrosion' składa się sześć kompozycji o łącznym czasie trwania nieprzekraczającym 50 minut. Nawiązanie do winylowej długości płyt? Z pewnością. Zresztą album został wydany w kilku formatach, w tym na czarnym dysku. Warto zwrócić uwagę na niezwykle klimatyczną, by nie rzec barwną okładkę płyty, przywodzącą na myśl malarstwo jaskiniowe sztuki prehistorycznej. Postacie umiejscowione na okładce wyrażają uczucie przerażenia, paniki i niepewności, a ich zobrazowanie niesamowicie przypomina główną postać z okładki 'First Utterance' zespołu Comus z 1971 roku. Zresztą wpływ muzyki tejże formacji na całokształt płyty jest dosyć widoczny.

    Jak album prezentuje się od strony muzycznej? Dla mnie, chociażby po pewnego rodzaju rewolucyjnym Heritage, nie jest to zaskoczenie. Krążek można scharakteryzować jako album łączący rock progresywny, psychodelię, ambient, folk i eksperymentalizm w dość równych proporcjach. Niemal przez cały czas trwania krążka prym wiedzie gitara akustyczna, od czasu do czasu wspierania brzmieniem fortepianu, organów hammonda, fletu czy delikatnymi solówkami granymi na gitarze elektrycznej. Ogólnie rzecz biorąc krążek jest bardzo wyciszony, klimatyczny, by nie rzec minimalistyczny. Płyta jest, można by powiedzieć, bardzo smutna, a utwór pod tytułem Happy nie powinien tutaj wprowadzać nas w dezorientację. To co warto podkreślić, to jednorodny klimat krążka. 'Storm Corrosion' charakteryzuje się tym, co w krążkach muzycznych niezwykle cenię, czyli spójnością całego materiału. Album od początku do końca emanuje specyficzną aurą, autonomicznym charakterem i klimatem, a kilka mocniejszych fragmentów (jak chociażby szaleńczy podryw w środkowej części 'Hag'), tylko tę atmosferę umacniają i uwydatniają. Świetnie sprawdzają się bardzo klimatyczne, choć ograniczone do minimum, wokale Wilsona i Akerfeldta, których w wykonaniu tego pierwszego uraczymy częściej.

    Inspiracje? Słychać na 'Storm Corrosion' Comus, słychać Ash Ra Tempel, słychać też motywy przywodzące na myśl 'Damnation' czy 'Heritage'. Dla osób będących na bieżąco z twórczością Akerfeldta i jego muzycznymi pasjami, brzmienie krążka nie powinno być niespodzianką. Podobnie jest zresztą ze Stevenem Wilsonem, który szczególnie nie zaskakuje, biorąc pod uwagę dwupłytowy 'Grace Or Drowning' z poprzedniego roku. Jednocześnie w tym albumie jest coś specyficznego, co w pewnym stopniu różnicuje muzykę Storm Corrosion od muzyki z poprzednich wydawnictw autorów krążka. Postawiłbym na większy eksperymentalizm i niczym nieskrepowaną swobodę twórczą, aczkolwiek do tej pory ciężko jest mi zidentyfikować ten element.

    Słuchając debiutanckiego wydawnictwa Storm Corrosion za każdym razem zadawałem sobie pytanie, który z muzyków włożył większy wkład w nagranie krążka. Do tej pory nie jestem w stanie odpowiedzieć na to pytanie. Co prawda wydaje się, że to gitarowe partie Michaela Akerfeldta królują na krążku, z drugiej jednak strony czuć tu znaną w całym progresywnym świecie złotą rękę Wilsona. Cóż, wypada stwierdzić, że obaj muzycy włożyli podobny wkład pracy i pomysłów w ostateczną formę 'Storm Corrosion'.

    Trzeba przyznać że płyta jest bardzo i to bardzo udana. Ciężko, żeby klimat 'Hag', 'Ljudent Innam' czy 'Storm Corrosion' (jak dla mnie numer jeden na krążku) nie udzielił się słuchaczowi. Album jest niesamowicie sentymentalny i zatapia swoją aurą przy kolejnym i kolejnym przesłuchaniu (choć przyznam, że ciężko znaleźć odpowiednie warunki do słuchania wydawnictwa latem). Z mojej perspektywy 'Storm Corrosion' jednak trochę traci na mocy po upływie czwartego utworu, wydając się zbyt rozciągłym w czasie. Może po prostu dla mnie taka dawka melancholii jest zbyt trudna do przełknięcia (dodajmy, że zamykający krążek 'Ljudent Innan' prezentuje się znakomicie)? Może to dlatego, że płyta jest odrobinę nierówna? Ciężko jest to stwierdzić...

    Czytając artykuły czy komentarze na temat tej płyty na pewno spotkaliście się z opiniami album wychwalającymi, jak i na niego narzekającymi, że jest nudny, monotonny i mdły. Przyznam, że trzeba pewnego rodzaju cierpliwości, aby się z tym krążkiem oswoić, choć powinno wystarczyć obycie ze starszą muzyką lat 70-tych aby zrozumieć zawartość 'Storm Corrosion'. Ja na pewno mogę debiutanckie dzieło duetu Wilson & Akerfeldt zarekomendować - szczególnie muzycznym poszukiwaczom, koneserom i słuchaczom muzyką żyjącym i ją kochającym. Z pewnością jednak nie jest to płyta dla każdego. Warto się przekonać, czy trafi do Ciebie Drogi Czytelniku. Warto po nią sięgnąć również z samej ciekawości dla niezwykle intrygującej muzycznej zawartości 'Storm Corrosion'. Kto wie, może ta płyta zainspiruję Cię do dalszych muzycznych poszukiwań w czeluściach muzyki progresywnej, gdzie roi się od wielu przewspaniałych, acz znanych tylko koneserom, perełek?

    Sądzę jednak, że najwyższą wartością tej płyty jest to, że cechują ją niesamowita świeżość, oryginalność, a jednocześnie pasja i muzyczna odwaga kroczenia w nieznane. Jak stwierdził Michael Akerfeldt Udało nam się znaleźć własną muzyczną niszę i właśnie dla tej niszy warto 'Storm Corrosion' posłuchać. Pojawia się coraz mniej płyt, które mają do powiedzenia coś własnego i to właśnie Storm Corrosion zalicza się do tych najjaśniej świecących perełek.

    Paweł Bogdan poniedziałek, 04, czerwiec 2012 19:42 Link do komentarza
Zaloguj się, by skomentować

Komentarze

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.