Freaks

Oceń ten artykuł
(1 Głos)
(2012, album studyjny)

1. Hearts & Sorrows 5:28

2. Seconds & Minutes 3:02

3. In Your Face 4:56

4. Ride 3:37

5. Feverland 4:35

6. The Weirdness To Come 5:13

7. Freaks 4:36

8. Remedy 4:44

9. The Devil Rides Out 7:11

 

Federico de Costa: Drums, Vocals

Rustan Geschwind: Vocals

Filip Norman: Guitar

Patrik Persson: Bass

 

Więcej w tej kategorii: « Pyrola

1 komentarz

  • Gabriel Koleński

    Na przestrzeni lat w Szwecji powstało wiele interesujących zespołów, pochodzi stamtąd mnóstwo znakomitych muzyków. Nie wszystkich oczywiście trzeba znać, ale niektórych warto. Tak jest w przypadku Qoph. Zespół ten powstał pod koniec lat 90-tych, obecnie może się pochwalić kilkoma epkami oraz trzema pełnymi płytami studyjnymi, z czego najnowsza ukazała się 12 grudnia. Jednak nie o ilość tu chodzi, lecz jakość. Jeśli chodzi o „Freaks” to jak najbardziej jest ona zadowalająca, co od razu mogę powiedzieć.
    Niestety nie mam pojęcia jak to się ma w przypadku pozostałych krążków grupy, bo nigdy wcześniej się z nią nie zetknąłem. Nie mam więc porównania. Mam za to świeże spojrzenie. I pierwsze rzucam na okładkę płyty. Z początku nie przypadła mi do gustu, ale w zestawieniu z tytułem albumu i zawartą na nim muzyką zaczęła mieć dla mnie sens. W końcu to mają być „Świry”. Na okładce został uwieczniony jeden z członków zespołu w lekkim rozmyciu, rzeczywiście nie wygląda na całkowicie zrównoważonego psychicznie. I do tego ta czerń. Ale to wszystko współgra z twórczością Szwedów.
    Oficjalna notatka określa ich muzykę jako stoner/doom metal co wydaje mi się mocno na wyrost. Ja powiedziałbym, że to psychodelizujący stoner rock. Ale każdy ma swoje kryteria. Gdy robiłem sobie notatki, słuchając „Freaks” często przewijały mi się przez głowę takie słowa jak: klimatycznie, hipnotycznie, rytmicznie, nawet transowo. I taka jest ta muzyka. Niezwykle atmosferyczna, pełna specyficznej energii. Klimat tworzą przede wszystkim pomysłowe zagrywki gitarowe i melodie (wyróżnię te do dość skocznego rytmu w „Seconds & Minutes”, który kojarzy mi się nieco z The Doors, ale też te w „Feverland” czy w drugiej połowie „The weirdness to come”). Ale nie ma mowy o smęceniu, jest bardzo dynamicznie, dzięki sprawnej grze perkusisty. Raz rytmy są prostsze, co sprzyja transowości, innym razem bardziej połamane (chociażby w otwierającym płytę „Hearts & Sorrows”). Raz jest spokojniej („In your face”), raz zdecydowanie nie. Zwłaszcza w „Ride”, najbardziej rock’n’rollowym kawałku w tym zestawie, aż pachnie garażem. Jest żwawo, wesoło i trochę się kurzy. Bo gitara jest brudna, a właściwie jej brzmienie. Zresztą nie tylko w tym utworze, riff rozpoczynający ten album też jest brudny i przesterowany, świetnie pasuje do wokalu. To zresztą odmienna historia. Rustan Geschwind śpiewa bardzo emocjonalnie, wczuwa się w każdy wers i różnicuje sposób wydobywania z siebie dźwięków. Jego zachrypnięty głos bardzo dobrze wpasowuje się w taką stylistykę, czasem śpiewa spokojnie, czasem stęka, innym razem krzyczy (np. w refrenie „In your face”, co w tym konkretnym przypadku kojarzy mi się z Monster Magnet), a i chórki razem z perkusistą (!) tworzy zacne.
    Zostały mi jeszcze trzy ciekawostki do omówienia. „Remedy”, bo to bardzo radosny utwór, wyróżnia się na krążku. Jest w nim wszystko – radość, luz, chórki, dobra melodia i światło słoneczne padające na twarz (przynajmniej ja tak to widzę). Tytułowy „Freaks”. Dla mnie to instrumentalna podróż po opuszczonym domu nawiedzonym przez duchy. Dlaczego musicie przekonać się sami. Końcówka kojarzy mi się z June of 44. I wreszcie ostatni na płycie „The devil rides out”. Najdłuższy i jeden z najciekawszych w zestawie. Zaczyna się sielankowo. Dźwięki saksofonu budzą we mnie skojarzenia z Pink Floyd i Hypnos 69. Później wtóruje mu gitara, dalej wszystko się zagęszcza i nawet wokalista wpada na chwilę. Następnie robi się ciemniej, mroczniej, znowu wchodzi saksofon i hula razem z gitarą. I tak do wyciszenia.
    Zbliżam się do końca, bez zbędnego przedłużania. Dlatego też przejdę do sedna. Obawiam się, że "Freaks" nie przebije się do świadomości szerszej publiczności. A wielka szkoda, bo to świetna płyta jest. Aczkolwiek różnie to bywa, więc kto wie. Polecam wszystkim ciekawym oryginalnej, dynamicznej, gitarowej muzyki, skłonnej do odjazdów, zatopionej w specyficznym klimacie.
    5/5
    Gabriel „Gonzo” Koleński

    Gabriel Koleński piątek, 14, grudzień 2012 23:45 Link do komentarza
Zaloguj się, by skomentować

Komentarze

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.