Andrzej Mierzyński

01. Imię i Nazwisko.
Andrzej Mierzyński

02. Grupa, lub projekt muzyczny z którym obecnie jesteś związany?
Andymian – projekt solowy, ale od pewnego czasu towarzyszy mi Ela, moja małżonka (wokalizy, parlando, recytatyw).

03. Ile miałeś lat kiedy stwierdziłeś, że chcesz zostać muzykiem? Czy od razu myślałeś o instrumentach klawiszowych? Jak wyglądała Twoja muzyczna edukacja?
Zanim rozpocząłem naukę gry na jakimkolwiek instrumencie, w wieku 10 lat byłem członkiem zespołu wokalno-tanecznego. W tym samym czasie rozpocząłem naukę gry na akordeonie w ognisku muzycznym. Przygoda z akordeonem trwała pięć lat. Grałem w zespole akordeonistów. Potem zafascynowany gitarą zacząłem przygodę z muzyką rockową. Grałem w kilku gitarowych zespołach. Była to głównie muzyka instrumentalna, oparta w dużej mierze na improwizacji. Najlepsza gitarowa formacja, jaką udało mi się stworzyć to trio Lotos, w którym oprócz mnie (na gitarze) grali: Janusz (mój brat) na bębnach i Marek na basie (obecnie mieszka w Kanadzie). W tym składzie zrealizowaliśmy kilka radiowych nagrań i zagraliśmy wiele koncertów. To dawne, wspaniałe czasy. Potem był zespół Elka-Prim. Tworzyliśmy muzykę elektro-akustyczną. Współpracowaliśmy z olsztyńskimi filharmonikami. Po wielu latach przerwy wróciłem do gry. Obecnie gram na syntezatorach...

04. Czy jest jakiś zespół, a może konkretny utwór, który miał bezpośredni wpływ na Twoją decyzję?
Myślę, że tak jak każdy młody człowiek w tamtych czasach - czasach rozkwitu rocka - ja również chciałem po prostu grać. Przy odrobinie talentu, odziedziczonego po rodzicach (ojciec grał na gitarze i akordeonie), zaczęło mi to granie wychodzić. Jeszcze do tego dookoła dochodziły dźwięki ze świata, głównie z Wysp Brytyjskich. Dużo słuchałem Genesis, Yes, Emerson Lake and Palmer, King Crimson, Camel, Pink Floyd, Jethro Tull i wiele innych ambitnych kapel. To wszystko poszerzało moje horyzonty muzyczne i tak się zaczęło to moje muzykowanie, które trwa do dziś.

05. Napisz coś o swoim instrumentarium (początki, stan obecny, plany na przyszłość)
Na początku był to dość prosty syntezator Roland E16, którego ofiarował mi Rysiek, brat Eli. Prawdę mówiąc ten instrument spowodował mój powrót do czynnego grania. Stało się to w drugiej połowie lat 90. Zacząłem sobie przypominać całą wiedzę dotyczącą harmonii i ostro ćwiczyłem. Pomysły muzyczne same przychodziły do głowy. Krótko mówiąc zatoczyłem koło - od akordeonu do syntezatora. Moje obecne instrumentarium nie jest jakieś wyszukane: poczciwa Yamaha Cs1x, Yamaha DJX II, Roland Jx305, Roland Lucina (keytar), Korg Micro X, Novation XioSynth. Staram się tak dobierać klawisze, żeby każdy z nich miał coś czego nie ma drugi. To daje mi więcej możliwości twórczych. Niewykluczone, że jeszcze coś dokupię. Oprócz „żywych” instrumentów mam prawie wszystkie dostępne profesjonalne syntezatory wirtualne. Słowem – kilka tysięcy brzmień, które w dowolny sposób mogę edytować i miksować, łączyć w zestawy, które pojawiają się na danej płycie, a nigdy nie pojawią się na innej. Chciałbym zaznaczyć, że kiedy korzystam z syntezatora wirtualnego, również gram używając rąk. Nie korzystam z żadnych gotowców!

06. Ile czasu poświęcasz na indywidualne ćwiczenia gry na instrumencie?
Gram prawie codziennie. Każda sesja to nowe pomysły muzyczne, które szybko utrwalam, aby nie przepadły. Potem do nich wracam i rozwijam do pełnych kompozycji. Ćwicząc komponuję i komponując ćwiczę... Te dwie czynności są u mnie powiązane. Oczywiście zanim coś nagram i uznam, że to jest to, o co mi chodziło w danym utworze, „latam” po klawiszach dla rozgrzewki i to najszybciej jak tylko jest to możliwe i na ile pozwalają mi moje umiejętności. Potem granie to już prawdziwa przyjemność.

07. Praca w studio i sesja nagraniowa to …?
Po prostu twórcza praca, często do późnych godzin nocnych, ale sprawia mi to dużą frajdę, pozwala oderwać się od codzienności i, co najważniejsze, owocuje wieloma kompozycjami na kolejne albumy CD. W chwili obecnej mam nagrany i zmiksowany gotowy materiał na kolejnych pięć koncept albumów, które oczywiście różnią się między sobą brzmieniowo i tematycznie.

08. Koncert i gra dla publiczności to…?
Konfrontacja sztuki z odbiorcą, którego należy traktować bardzo serio. Taka muzyczna „klasówka”. Gdy wypadnie dobrze, artysta otrzymuje dobrą ocenę w postaci oklasków, a czasami owacje na stojąco. Wtedy jest się przekonanym, że to, co się robi ma sens. Gdy wychodzisz na scenę i widzisz, że amfiteatr, który może pomieścić 2000 ludzi, jest prawie pełny pomimo przenikliwego zimna, to nie myślisz o niczym tylko o tym, żeby jak najlepiej wypaść i dajesz z siebie wszystko...

09. Czy jest jakiś artysta z którym chciałbyś odbyć mały "jam session"?
Bardzo lubię tą formę muzykowania i nie sprawia mi ona absolutnie żadnej trudności. Uczy dyscypliny muzycznej i rozwija wyobraźnię, bo nagle okazuje się, że trzeba zagrać w innym stylu niż to się robi na co dzień, no i trzeba szybko reagować na to, co grają koledzy. Jam session to swoisty egzamin dla muzyka. Każdego. W 2008 roku znalazłem się w gronie ośmiu muzyków (klawiszowców), z którymi przez trzy dni grałem jamy. Wśród nas był też Steve Schroyder, współzałożyciel Tangerine Dream. To było coś wspaniałego, zarejestrowaliśmy kilkanaście godzin muzyki granej i tworzonej na żywo. Każdy z nas wiedział co ma robić. Super atmosfera i klimaty muzyczne... A co do pytania, to chciałbym zagrać wspólnie z klasykiem gatunku Jean Michel Jarrem. Zresztą, jest wielu muzyków, z którymi granie byłoby zaszczytem, np. Peter Gabriel, Andy Latimer, David Gilmour, Fish..., a z polskich np.: Marek Biliński, Władysław Komendarek. Jak nie trudno zauważyć, wymieniłem nie tylko el-muzyków, ale i muzyków rockowych. Wynika to z moich zainteresowań muzycznych.

10. Czy jest jakiś utwór w którym zagrałeś i z którego jesteś szczególnie dumny?
W czasach, gdy jako gitarzysta grałem w kapeli rockowej (lata szkolne), oprócz własnych kompozycji graliśmy też covery. Na deskach olsztyńskiego Teatru grałem Sambę Pa Ti Santany. To było przeżycie... A co do swojej obecnej twórczości, to myślę, że każdy twórca - również i ja - jest dumny (cokolwiek to znaczy) z tego co robi. Wydałem pięć instrumentalnych koncept albumów CD, i wspólnie z Elżbietą dwie płyty CD, i na pewno będą następne... Ludzie przychodzą na nasze koncerty i podoba im się to, co robimy. Współpracujemy z teatrami ognia, ruchu i tańca współczesnego, z którymi gramy muzyczno-teatralne spektakle. Chyba mogę też być dumny z tego, że każdy ślad w moich utworach jest zagrany i nagrany „z ręki”. Nie wyobrażam sobie siebie kręcącego tylko gałkami i tępo wpatrzonego w monitor laptopa wciskając klawisz „play”.

11. Czy zajmujesz się komponowaniem muzyki, piszesz teksty, aranżujesz utwory?
Tak, cały instrumentalny materiał muzyczny, który nagrywam i wykonuję, jest mojego autorstwa. W utworach instrumentalno-wokalnych teksty pisze i śpiewa Elżbieta, moja piękniejsza połowa. Z Elą poznaliśmy się wiele lat temu w zespole muzycznym, który poprzez ogłoszenie prasowe szukał gitarzysty. Ja zareagowałem, i tak zaczęła się nasza znajomość i muzyczna przygoda.

12. Czy umiesz grać na innych instrumentach?
Jako dziesięciolatek zacząłem grać na akordeonie. Po pięciu latach odstawiłem akordeon i chwyciłem za gitarę. Szkolny kolega był moim nauczycielem. Z gitarą oswoiłem się bardzo szybko. Grałem na gitarach: elektrycznej, akustycznej i klasycznej. Mój sposób gry na gitarze nieśmiało porównałbym do gry Andy Latimera (Camel). Coś z dawnych umiejętności oczywiście pozostało, ale obecnie sięgam po ten instrument okazjonalnie i tylko w studio. Na akordeonie też pewnie bym dzisiaj zagrał, ale musiałbym poćwiczyć. Gram również na instrumentach perkusyjnych. Poza syntezatorami gram też na pianinie i gitarze basowej, ale bez wirtuozerii.

13. Czy masz jakieś hobby nie związane z muzyką?
Lubię kino – filmy fantasy (np. Władca Pierścieni), science fiction (np. Kontakt), przygodowe (np. Piraci z Karaibów). Lubię też teatr. Jestem również grafikiem komputerowym. Projektuję katalogi, foldery, okładki książek, okładki CD, wizytówki, etc. Mam dość spory dorobek graficzny na swoim koncie. Lubię jeździć samochodem i grillować z Elą i przyjaciółmi na działce, popijając Desperadosa. Mam też pieska o imieniu Redi - kochana psina... - chodzimy oczywiście na spacery.

14. Czy zaglądasz na ProgRock.org.pl :-)
Poza el-muzyką i rockiem elektronicznym od zawsze słucham rocka progresywnego, którego korzenie sięgają początków lat 70. ubiegłego wieku. Dlatego Wasz portal odwiedzam regularnie.

 

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.