Ciągle mam w pamięci występ Ananke w bydgoskiej Kuźni, który promował ich debiutancki album „Malachity”. Bardzo klimatyczny wieczór, jeszcze ze starym składem, na który wpadłem całkowicie przypadkowo, a na którym wykazali się szczególną charyzmą przyciągając mnie do swojego świata. Wtedy nawet nie kojarzyłem faktu, że członkowie byli związani z Abraxas. Cóż, ten aspekt uległ zmianie. W przeciągu następnych miesięcy jednak zapadła z ich strony cisza, aż powrócili z albumem „Shangri-La”. Nie odnajdywałem w nim wiele dla siebie, miałem mieszane odczucia i odłożyłem go na dłuższą chwilę na półkę. Po tym koncercie jednak i to się odmieniło.
Miejskie Centrum Kultury, Bydgoszcz, 9.03.13 r.
Support: The Cord
Ananke zapowiadał występ innej bydgoskiej formacji – The Cord, który wystąpił przy kawiarence/barze (jak kto woli, ważne by wyczuć klimat) w tym samym budynku. Pół godziny skromniejszego, akustycznego, a przede wszystkim przyjemnego dla ucha koncertu. Ładne, chwytliwe melodie, dwa wokale (męski i żeński), przestrzenne sola gitarowe i dobry warsztat perkusisty wprowadziły mnie w szczególnie dobry nastrój, urzekając przede wszystkim coverem „9 Crimes” Damiena Rice'a, który bardziej idealnie wybrzmieć nie mógł. Ciepły głos wokalisty/basisty trafnie wpisywał się w koncepcję miejsca. Co ewentualnie miałbym do zarzucenia to momenty, w których wokalistka śpiewa wyższe partie. Miły głos, ale powinna go wykorzystać miejscami uważam inaczej. Konstrukcja cepa w gitarze w ostatnim utworze była dla mnie również odrzucająca, ale szczerze mówiąc przy całości nie miało to wcale znaczenia. Jako support rola spełniona wyśmienicie.
Główna część: Ananke w Kinie Orzeł
Przenieśliśmy się do wnętrza Kina Orzeł, które od razu urzekło mnie pewną aurą pomieszczenia i nie było to mylne wrażenie. Jak na Bydgoszcz przystało, zespół, który niezaprzeczalnie reprezentuje sztukę rockową mógł zapowiedzieć tylko jeden człowiek – Adam Droździk. Koncert został powalająco zaaranżowany z dbałością o każdy szczegół. Profeska taka jaką sam cenię sobie najbardziej. Zanim powiem coś o samej muzyce to warto wspomnieć o elementach, które wpływały na inne zmysły niż słuch. Gra świateł, zakapturzona postać Adama Łassy podczas wykonywania utworu „Asyż”, wizualizacje, tancerki czy sam „gniew” bogini Ananke, który był jak to mówili nieodzowny, co my jako publika doświadczyliśmy poprzez pękniętą strunę basową na samym początku czy później przy problemach z mikrofonem. Nie był to żaden kłopot, gdyż koncert był także i przez to iście wyjątkowy. W Bydgoszczy dawno nie słyszałem tak dobrego nagłośnienia, a wszelka selektywność dźwięków miała tutaj fundamentalne znaczenie. Patrząc na umiejętności nowych członków Ananke (starych już pomijam, bo tu nie ma co podważać) to szczena opada. Bas, perkusja, gitary (a zwłaszcza solówki Michała Sokoła) to najwyższa półka zarówno techniczna, jak i feelingowa. Sama swoboda muzyków spowodowała u mnie wielki wzrost sympatii do nich. Zajmijmy się więc repertuarem. Byłem gotowy na moje ulubione „Malachity” i owszem doczekałem się „Mayday” czy wspomnianego już „Asyżu”. Reszta to materiał z „Shangri-La” oraz niespodzianka w postaci utworu Abraxas, jednakże nie zdradzę którego, żeby nie psuć chwili zaskoczenia tym z was, którzy zobaczą zespół w Koninie czy Warszawie. Pisałem wyżej, że nie byłem przekonany do nowej płyty. Skreśl! Po tym koncercie to jedna z moich ulubionych tego roku. Przestrzeń, jaką uzyskali z tym materiałem na żywo to unikatowe doświadczenie w połączeniu z wszelkimi technikami wizualnymi, które zapadną mi na długo w pamięci. Koniecznie zachęcam do przeżycia tego samego, zwłaszcza w konińskim Oskardzie, gdzie panują podobne warunki, z tym, że z pewnością pomieści jeszcze więcej ludzi z sercami otwartymi na odkrywanie krainy Shangri-La. Sztuka, muzyka, teatr, poezja i taniec. Kto wie? Może to moje osobiste wydarzenie roku?
Z tego miejsca chciałbym jeszcze bardzo podziękować osobie mi towarzyszącej, dzięki której cały spektakl stał się dla mnie jeszcze większą przyjemnością. Co to za koncert, jeżeli nie ma z nami nikogo wyjątkowego z kim możemy go przeżywać ;)
Jędrzej Kołecki