A+ A A-

Disperse, Distorted Harmony, Ayden w Poznaniu

Po ponad 1,5-rocznej przerwie krakowski Disperse zaserwował nam swoją drugą polską trasę po wydaniu doskonale przyjętego albumu "Foreword". Wtajemniczeni wiedzą, że zorganizowanie trasy na własną rękę, bez udziału promotora lub agencji, wcale do prostych nie należy, w szczególności w Polsce. Panowie z Disperse zaryzykowali jeszcze bardziej zapraszając do nas izraelski Distorted Harmony, który poza rzeszą fanatyków progresywnego metalu nie jest specjalnie rozpoznawalny. Jak to wypadło? Zapraszam do mojej relacji z koncertu w Poznaniu!

Oba zespoły zaplanowały w sumie siedem koncertów, z czego poznański był drugim w kolejności. Na pierwszej części trasy towarzyszył im zespół Ayden, na kolejnej natomiast młodzi muzycy spod szyldu Daima. W Poznaniu, czyli "u siebie", występował pochodzący z tego miasta Ayden. Nie pierwszy raz miałem przyjemność zobaczyć grupę na żywo, z chłopakami się znam i bardzo ich muzykę lubię. Z koncertu na koncert zauważam zdecydowany postęp, choć całość ubrać by się jeszcze przydało w jakąś atrakcyjną oprawę wizualną - Ayden bowiem prezentuje instrumentalną muzykę z pogranicza post rocka i rocka progresywnego, ze wskazaniem jednak na to pierwsze. Ich muzyka jest bardzo ilustracyjna, ale nie brakuje też przebojowych melodii i riffów, które zachęcają do rozruszania karku. Na scenie wpadli bardzo przyzwoicie, koncert choć krótki - mógł się podobać. Jeśli support pozostawia po sobie niedosyt i chęć w słuchaczu, by usłyszeć więcej, to znaczy, że wypadł dobrze. Tak też zaprezentował się Ayden, a ja Panowie trzymam kciuki i kibicuję, tym bardziej, że dłuższy czas na scenie chłopaków nie zobaczymy. Prace nad drugą płytą ruszają i z niecierpliwością wypatruję jej w przyszłym roku, powodzenia!

Distorted Harmony zameldowało się na scenie po krótkiej przerwie. Grupa mi akurat nie była obca, swego czasu album "Chain Reaction" często gościł w moim odtwarzaczu, ale wówczas nie miałem specjalnych nadziei na zobaczenie tego zespołu na żywo. Widać nadzieję opłaca się mieć, bo dość nieoczekiwanie udało się to w miarę szybko. Grupa promuje aktualnie nowszy album, świeżo wydany "A Way Out". Kilka razy udało mi się krążek przed koncertem przesłuchać, ale szczerze mówiąc nadal mnie nie porwał. Co innego poprzedni, na utwory z którego ostrzyłem sobie zęby przy okazji tego koncertu. Zespół jednak jak przystało na promocję nowego albumu zaczął od młodszych kompozycji. Grupa przyjechała z innym wokalistą, który miał zdaje się jakieś problemy logistyczne. Nie mam pojęcia jak nazywał się zastępca i skąd go wytrzaśnięto - ale wokalnie poradził sobie znakomicie. Distorted Harmony na żywo to wulkan energii i trzeba przyznać, że na scenie prezentują się zjawiskowo. Świetne brzmienie plus sporo ruchu na scenie i nienaganna technika przy takiej muzyce to klucz do sukcesu. Po dwóch nowych kompozycjach, których tytułów nie znam, usłyszeliśmy m.in. "Misguided" czy "Natural Selection". Zastępczy wokalista znakomicie poradził sobie ze starszymi kompozycjami, w szczególności z drugą ze wspomnianych, która w refrenie wymaga sporych możliwości wokalnych. Potem znowu nowsze kompozycje, wśród których na pewno zabrzmiał "Room 11". Mocny, djentowy początek a'la Meshuggah rozruszał publiczność oraz muzyków. Nie jestem pewien czy ostatni numer był również z nowej płyty, czy to jakaś kompozycja z debiutu, ale ani się obejrzałem a 60 minut występu minęło... Za krótko! Bardzo, naprawdę bardzo dobry koncert! Mam nadzieję, że uda mi się jeszcze kiedyś grupę zobaczyć na żywo, a każdy fan progresywnego metalu spod szyldu Haken czy Dream Theater powinien się z twórczością grupy zapoznać. Bo warto.

Disperse zameldowało się na scenie kilka minut po 21:00. Przy akompaniamencie intro na scenę wmaszerowali kolejno: Bartosz Wilk (bas), Maciej Dzik (perkusja, muzyk zastępujący kontuzjowanego Józefa Rusinowskiego; Dzik zresztą był wcześniej członkiem zespołu), Rafał Biernacki (wokal i klawisze) oraz nie potrzebujący większego przedstawienia Jakub Żytecki (gitara). Grupa zaczęła od utworu z nowej płyty, tj. "Stay". Niezbyt mocne uderzenie, ale doskonałe do ostatnich korekt w brzmieniu - co było słychać, ale potem było już nienagannie. Uderzenie nastąpiło chwilę później przy okazji "Enigma of Abode", świetnego prog-metalowego utworu, który zalicza się do moich ulubionych w twórczości krakowskiej formacji. Kolejne na liście były "bąbelki", czyli "Bubbles" z ostatniego albumu, gorąco przyjęte przez publiczność. Disperse postanowili zresztą przeplatać starsze i nowsze kompozycje, bo później usłyszeliśmy "Choices Over Me" poprzedzone przez instrumentalne "Dancing With Endless Love", które spokojnie mogłoby być post rockowym przebojem, ot choćby spod szyldu Tides From Nebula. Zrobiło się trochę spokojniej i bardziej klimatycznie, a to za sprawą "Sleeping Ivy" oraz "Touching the Golden Cloud". Jednak już chwilę później znowu było przebojowo przy okazji bujającego "Neon" oraz chyba najbardziej wpadającego w ucho w przypadku Disperse utworu "Tether". Na finał niemal tradycyjnie - "Message from Atlantis" z wyjątkowym finałem, który u mnie osobiście zawsze wywołuje w głowie prośby o to, by się nie kończył, tylko trwał. Podobnie było tym razem, prosty ale świetny motyw na klawiszach pozostaje w głowie i wybrzmiewa, a człowiek stoi i bije brawo. Brawa te zresztą podzieliła pozostała część publiczności i grupa wyszła jeszcze na bis, w ramach którego zagrali (w końcu!) coś z debiutanckiej płyty, czyli "Let Me Get My Colours Back". Jak znakomicie i świeżo wypada ten numer w obliczu nowego brzmienia Disperse nie będę się rozpisywał, tego trzeba posłuchać i doświadczyć samemu. Na bis również uświadczyliśmy utworu "Gabriel", który niestety nie jest chyba najlepszym finałem tak udanego koncertu.

Kiedy na scenie kurz już opadł poczułem spory niedosyt. Już dawno występ polskiej kapeli progresywnej nie zrobił na mnie tak dobrego wrażenia, a przecież koncertów Disperse widziałem naprawdę sporo. Grupa jest w znakomitej formie, wszyscy muzycy spisują się bez zarzutów, koncerty mają swoją dramaturgię, fajnie zbudowaną setlistę i przede wszystkim bardzo dobrze brzmią (a to w przypadku moich doświadczeń z Disperse nie zawsze się sprawdzało niestety). Dodatkowo zespół zabrał w trasę swojego oświetleniowca, który ewidentnie dobrze przygotował się do swojej roli - zna utwory i wie co kiedy na scenie się świeciło. Cały występ dzięki temu staje się również bardzo atrakcyjny wizualnie, a uwagę przykuwają nie tylko przyklejone do czoła słuchawki Rafała, czy wirtuozerskie popisy Jakuba, ale generalnie cała scena żyje i tworzy muzyczne show.

Jeśli ktoś jeszcze zastanawia się czy wybrać się na któryś z pozostałych koncertów - mocno polecam! Mamy środę, kiedy piszę tę relację pewnie trwa już koncert w Rzeszowie - ale pozostały jeszcze Kraków i Wrocław. Jeśli macie blisko i możliwość podskoczyć na któryś z tych występow to nie czekajcie, tylko buty na nogi i w drogę!

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.