A+ A A-

Rival Sons | Warszawa | Stodoła | 5.11.2023

Są takie koncerty, na które czeka się długo. Nie zawsze dlatego, że zespół przyjeżdża rzadko, po prostu nie zawsze da się wykorzystać każdą okazję. Rival Sons grali kilka lat temu w Stodole i jeszcze do niedzieli bardzo żałowałem, że mnie tam nie było. W sumie, dalej tego żałuję, ale teraz na osłodę mogę wspominać rewelacyjny koncert, który muzycy zagrali na początku listopada w Warszawie.
Jedynym mankamentem, od którego zacznę, było za mało wyraźne promowanie supportu, którym był również kalifornijski zespół L.A. Edwards. Nie udało mi się zobaczyć ich występu w całości, a szkoda, bo mieszanka southernowo-springsteenowych klimatów brzmiała naprawdę przyjemnie. Nic to, może następnym razem.
Jeśli chodzi o główną gwiazdę, od razu powiem, że był to jeden z najlepszych koncertów, jakie widziałem w życiu w Stodole, a na pewno najlepiej nagłośniony występ w tym klubie. Generalnie, zawsze staram się mieć przy sobie zatyczki do uszu, tym razem zapomniałem, ale na szczęście kompletnie nie były potrzebne. Nie wiem kto nagłaśniał ten koncert, ale powinien udzielać wykładów i robić instrukcje dla całej branży. Ogólnie, warunki i oprawa występu Rival Sons były znakomite, w tym światła - białe z przodu na początku dla fotografów, a potem feeria barw - czyli ktoś naprawdę to przemyślał.
Od strony muzycznej - paradoksalnie brak słów, by wszystko opisać. Grupa ma na koncie już tyle utworów, że pewnie każdy fan ułożyłby inną setlistę, osobiście zabrakło mi "Too Bad", ale nie ma to żadnego znaczenia. Zespół był w wybornej formie, wykonując wszystkie utwory z ogromną pasją i energią, żar wylewał się ze sceny hektolitrami. Jeśli muzycy grają tak za każdym razem, to muszą mieć nieprawdopodobną kondycję.
Kolejnym mocnym punktem był kontakt z publicznością i charyzma, nie tylko lidera (Mike Miley za perkusją również mocno się udzielał i zagrzewał publiczność). Chemię między muzykami i publicznością było czuć od początku, choć bardziej rozbudowana konferansjerka pojawiła się sporo później. Wokalista Jay Buchanan pięknie dziękował za gorące przyjęcie. Myślę, że był szczerze wzruszony, zwłaszcza podczas wspólnego wykonania z publicznością "Shooting Stars", na tej trasie w wersji akustycznej, z dedykacją dla dzieci doświadczających cierpień związanych z wojnami.
Zdecydowanie był to jeden z tych koncertów, które zapamiętam na długo. Wiem też, że gdy ponownie pojawi się ogłoszenie, że Rival Sons przyjeżdżają do Polski, nie będę się wahał nawet przez chwilę.

Gabriel Koleński


Zdjęcia - Michał Majewski / Maj Music

 

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.