A+ A A-

I Cracow Progress Fest | 24.04.2008 | Loch Ness |

I CRACOW PROGRESS FEST – to brzmi dumnie...

Wszystko zaczęło się wczesnym wieczorem, może odrobinę zbyt wczesnym. Otwierający progresywną ucztę krakowski zespół A.U.Y. nie miał łatwego zadania. Gdy wychodził na scenę, wydawać by się mogło, że to tylko próba - chwilę przed nimi nastrajał się zespół PiKANTiK, publiczność kręciła się po sali nie bardzo wiedząc czy iść po piwo, na papierosa, czy poszukać miejscówki na parapecie, a słońce (ponieważ była pora dobranocki) nie chciało przysłużyć się koncertowej atmosferze... Ani me, ani be – niestety, na scenie nie pojawił się nikt, kto by powiedział ‘witajcie na pierwszym krakowskim...’, nic z tych rzeczy. Mimo to chłopaki z A.U.Y. zagrali całkiem pewnie swoje utwory. Była to najcięższa część festiwalu i wpływy takich kapel jak Tool, czy Dream Theater dało się usłyszeć. Chwilami nawet chciałem, żeby zespół zagrał mocniej, zdecydowanej, ostrzej...
Jako drugi, po kilkunastominutowej przerwie, wystąpił przed krakowską publicznością wspomniany już PiKANTiK i – moim skromnym zdaniem – był to najlepszy występ wieczoru! PiKANTiK zaprezentował się jako zespół, w którym instrumentaliści znają dobrze swoje możliwości i potrafią twórczo - ba! - porywająco wykorzystać je na scenie. Gra zespołu była spontaniczna i pełna polotu (ogromne brawa i słowa uznania zwłaszcza dla lidera i gitarzysty – M. Worgacza, oraz dla perkusisty grupy – F. Mozula). Zagrali kawał starego dobrego rocka, którego tak bardzo brakuje temu światu. A o klasycznych korzeniach zespołu najlepiej świadczy końcówka występu. Najpierw, ku uciesze gawiedzi i piszącego te słowa, zagrali ‘While My Guitar Gently Weeps’. A potem... Gdy Michał Worgacz zapowiedział, że teraz zagrają utwór King Crimson z 1969 roku, pomyślałem, że muszę zbastować z piwem. Nie był to jednak przykład żadnej pomroczności jasnej, ani niczego podobnego. PiKANTiK na pożegnanie wykonał ‘Epitaph’. Ogromne dla zespołu brawa za odwagę, pomysł i...zagranie bardzo dobrego i - co dziwić nie może - entuzjastycznie przyjętego coveru.
Po takich emocjach oczekiwania względem następnych wykonawców wzrosły jeszcze bardziej. Po przerwie na scenie zaprezentował się kolejny zespól o krakowskim rodowodzie – Hipgnosis, a muzyka skręciła w niemal zupełnie inną stronę... Tym razem usłyszeć można było długie, niespokojne utwory, przechodzące od nastrojowych dźwięków, do o wiele cięższych brzmień. A całość ta, troszkę chaotyczna, troszkę psychodeliczna, była „okraszona pięknym kobiecym wokalem” (cytując za okolicznościową ulotką). Występ Hipgnosis również wywołał żywe reakcje publiczności, a po nim... Nastąpiła przerwa, w czasie której można było przyłapać muzyków z polskich zespołów a to na sali, a to przy barze i wejść z nimi w bliższą komitywę (jeśli ktoś odczuwał taką potrzebę).
Około 21.30 przyszła pora na występ gwiazdy wieczoru - RPWL. Przy fantastycznej oprawie wizualnej, zaczęli... dość niemrawo. Niemniej nie zachwiało to radością fanów, których w dużej mierze na festiwal zwabiły cztery magiczne (najwyraźniej) literki. W tej części koncertu, pojawiły się m.in. utwory z najnowszej płyty zespołu takie jak „Breathe In, Breathe Out”, „Masters Of War” czy „Stranger”. Bliżej połowy przeszło dwugodzinnego występu RPWL zagrali jeszcze „Choose What You Want To Look At” i „This Is Not A Prog Song” – można zatem powiedzieć, że nowy album promowany był stosunkowo intensywnie.
W tym miejscu wrócić muszę do „Choose What...”. Przed wykonaniem tego utworu pan Yogi Lang nie omieszkał zauważyć jacy wszyscy bylibyśmy szczęśliwi, gdyby nie było pieniędzy. I rozumiem, że zespół próbuje swoją muzykę połączyć z jakimś naiwnym społeczno-politycznym zaangażowaniem, niemniej... Jeśli ktoś takim tekstem częstuje mnie ze sceny podczas biletowanego koncertu, w chwili, gdy z boku rozłożył się z małym kramikiem, sprzedając szmatki i płytki za euro i złotówki (po cenach bynajmniej nie promocyjnych), to albo nie grzeszy inteligencją, albo usilnie wierzy w moje – odbiorcy umysłowe niedomaganie. A z całym szacunkiem – ja czuję się całkiem dobrze...
Przechodząc do porządku nad tym małym zgrzytem, przyznać muszę, że zaskoczyło mnie wykonanie „This Is Not A Prog Song”. Mam wrażenie, że zespół czuł się w tym utworze swobodnie, wyjątkowo pozwalając sobie na różne muzyczne wycieczki (np. pod melodię „Rock You Like A Hurricane” Scorpionsów wykrzyczane „prog you like a huracaine”). A wszystko zaczęło się od – dementowanej później - deklaracji pana Langa, że RWPL nie jest zespołem progresywnym. W każdym razie im bliżej końca, tym bardziej zespół się rozkręcał i zacierał nienajlepsze wrażenie z pierwszej części koncertu, w której grał dość sztywno. Ale może – tak sobie teraz myślę - jestem przyzwyczajony do jakiś dziwnych standardów związanych z koncertami rockowymi i niepotrzebnie wymagam od zespołu odrobiny inwencji, improwizacji, zagrania tych trzech nut więcej, niż na płycie...
Na koniec RPWL wywołali powszechny zachwyt wśród swoich fanów zapowiadając ostatni kawałek - „Roses”. Oczywiście, zespół nie odmówił zgromadzonej w krakowskim klubie Loch Ness publiczności bisów. Wybuch euforii wywołało podziękowanie dla polskich fanów i zadedykowanie im brawurowego wykonania utworu, na który chyba wszyscy cierpiący na postfloydowską nostalgię czekali – „Hole In The Sky”.
Próbując zdobyć się na jakąś refleksję natury ogólnej, wypada stwierdzić, iż dla miłośników neoprogresywnej muzyki I CRACOW PROGRESS FEST z pewnością był wydarzeniem ciekawym. Jeśli czegoś mógłbym sobie życzyć to z pewnością odrobinę dłuższych występów zespołów polskich (czas ich koncertów nie przekraczał za każdym razem 30 minut). Zdecydowanie nie dopisała publiczność, ale ponieważ należy zawsze patrzeć na tą jasną stronę życia, poprzestańmy na stwierdzeniu, że festiwal był imprezą kameralną.
Mam nadzieję, że CRACOW PROGRESS FEST będzie żył długo i szczęśliwie, z roku na rok notując progres, tak aby w chwili, gdy w Krakowie powstanie hala widowiskowa (a chciałbym wierzyć, że dożyję tego dnia), był już festiwalem, któremu się nie odmawia. A wtedy...kto wie...może Waters i Gilmour zagrają razem na jednej scenie...

Autor: Jacek Chudzik

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.