ProgRock.org.pl

Switch to desktop

Błąd
  • JUser::_load: Nie można załadować danych użytkownika o ID: 72

Relacja z koncertu - Adrenaline Mob, Bright Ophidia - 13.06.2012, Klub Studio, Kraków

Jakiś czas temu pozytywnie oceniłem debiutancki album Adrenaline Mob, zatytułowany „Omertà”, więc z jeszcze większym entuzjazmem przyjąłem informację o koncercie w krakowskim klubie „Studio”, tym bardziej, że w kapeli występuje dwóch moich muzycznych idoli, a mianowicie: Mike Portnoy oraz Russell Allen.

Ruszyliśmy z północnego Mazowsza sześcioosobową ekipą i już przy samym klubie „Studio” spotkała nas ogromna niespodzianka - Mike Portnoy stał i rozmawiał z fanami. W pełnej ekstazie (i z drżącymi głosami) przyłączyliśmy się do luźnej dyskusji, zdobyliśmy autografy oraz zrobiliśmy sobie zdjęcia z naszym idolem – okazało się, że to bardzo serdeczny i sympatyczny gość. Po wszystkim udaliśmy się na jakieś „żarło”, a potem do klubu „czatować przy barierkach”. Supportem przed daniem głównym był zespół….

Bright Ophidia

O ich występie właściwie dowiedziałem się dzień przed wyjazdem i nie zdążyłem się bliżej zapoznać z ich twórczością (nadrabiam to do tej pory). W każdym razie jest to kapela grająca progresywny death metal i pochodzą z Białegostoku. Na koncie mają już trzy albumy studyjne i mogliśmy głównie usłyszeć kompozycje z ich najnowszego wydawnictwa – „Set Your Madness Free”. Posłuchaliśmy zatem energicznego „Borderline”, czy świetnego „Chanting Of The Maniac”. Zaprezentowane zostały także dwie kompozycje ze zbliżającego się albumu. Bright Ophidia jako support sprawdzili się doskonale i otrzymaliśmy kawał ekstremalnego, progresywnego grania w świetnej konwencji. Cały zespół prezentuje bardzo wysoki poziom muzyczny, a szczególne brawa należą się dla wokalisty – Adama Bogusłowicza, który umiejętnie połączył growl z „mansonowym” wokalem. To był jednak przedsmak tego co nas czekało na…

Adrenaline Mob

O ile na wcześniejszym występie ludzi było dosyć mało (zapewne poszli do baru skosztować miejscowych trunków), to na Adrenaline Mob liczba znacznie się zwiększyła. Po dosyć długiej przerwie muzycy wyszli na scenę i zaczęli  grać „Psychosane”. Co już raziło na początku? Rzecz jasna nagłośnienie, ale taki jest  urok klubów. Gitary wydawały się momentami przytłumione, a głos Russella Allena w kilku kawałkach miał problem z przebiciem się przez instrumenty. Na szczęście - to tyle z mojego narzekania, bo nasza „Adrenalinowa Paczka”  ma wyjątkową, koncertową umiejętność – potrafi przelać całą swoją muzyczną energię na publikę. „Psychosane” kompletnie zmiótł. Ludzie – o dziwo – zaczęli śpiewać tekst piosenki (co mi też się udzieliło już do końca koncertu), a muzycy mieli świetny kontakt z publicznością. Przyjazne gesty, uśmiechy, śpiew z publicznością i dużo ruchu na scenie. Tylko Portnoy wydawał się być troszkę  z tyłu. Momentami gdzieś zanikała jego energia jaką można było widzieć na występach Dream Theater. Na koncercie usłyszeliśmy praktycznie cały album „Omertà” (nie licząc „Come Undone”). Nie zabrakło zatem: znacznie dłuższego  „Believe Me” (świetny popis Allena i Mike’a Orlando) , pędzącego „Freight Train” oraz hitowego i jakże genialnego „Indiffirent”, czy „Hit The Wall”. Fantastycznej barwy Russella Allena można było posłuchać  głównie na balladach: „All on the Line” i kapitalnym „Angel Sky”. Gość po raz kolejny udowodnił jak profesjonalnym i wszechstronnym jest wokalistą. Kwintesencją całego koncertu był przebojowy „Undaunted”, gdzie publika wraz z wokalistą wyśpiewała każdy wers refrenu. Nie pominięte zostały znane covery. Kapcie spadły mi na fantastycznym „Stargazer”  (Rainbow), któremu bliżej było do oryginału niż do „dreamowej” wersji. Na encorze usłyszeliśmy podwójną dawkę Black Sabbath, czyli „Mob Rules” i dopakowaną wersję „War Pigs” (mistrzowski Portnoy). Jeżeli chodzi o samych muzyków to na scenie bawili się wcale nie gorzej od samej publiki. Najbardziej zauważalni byli rzecz jasna  Mike Orlando i Russell Allen (ten gustowny kapelusik), gdzie ten pierwszy wzorowo pokazał jak łączyć koncertowe szaleństwo z gitarowymi umiejętnościami. Znany z Disturbed – John Moyer również pokazał ogromną klasę i ze sporym zaangażowaniem przelewał swoje dźwięki na publiczność. Najmniej widoczny – jak wcześniej wspomniałem -  był Mike Portnoy. Może tym razem nie chciał być na pierwszym planie, jak to było w przypadku jego poprzedniej kapeli. Wspaniała okazała się też publika, która świetnie bawiła się na koncercie, a integracja z zespołem była odczuwalna na każdym numerze. Podsumowując: występ pomimo kłopotów z nagłośnieniem wypadł zajebiście  i by uwierzyć w ich adrenalinę trzeba po prostu być na ich show.  Adrenaline Mob,  czekam na więcej!!!

 Łukasz ‘Geralt’ Jakubiak

 Na koniec chciałem podziękować kilku osobom bez których koncert nie byłby tak niezapomniany, a mianowicie: strażackiej, metalowej duszy - Panu Waldkowi i jego synowi – Emilowi, Filipowi, naszej niezastąpionej – Mai (nie wiem jak z nami wytrzymałaś przez tyle godzin :D ) oraz mojemu serdecznemu przyjacielowi – Damianowi.  Semper Fi!

 

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.

Top Desktop version