2. Space is deep (5:10)
3. One change (0:49)
4. Lord of light (6:59)
5. Down through the night (3:04)
6. Time we left this world today (8:43)
7. The watcher (4:00)
Czas całkowity: 40:18
dodatkowo na wznowieniu z 1992 roku:
8. Silver machine
dodatkowo na wznowieniu z 1996 roku:
8. Urban guerilla
9. Brainbox pollution
10. Lord of light (single edit)
11. Ejection (unreleased)
- Captain Nik ( vocals, sax & flute )
- Lemmy the Lurch ( vocals, bass, acoustic guitar )
- Up Stepped Dik and Mik ( generators, electronics )
- The Dwarf Leader Del ( synthesizers )
- The Hound Master Simon ( drums )
1 komentarz
-
Przy okazji tego albumu pojawił się w szeregach Hawkwind nowy muzyk. Lemmy Kilmister znany wcześniej z takich grup jak Sam Gopai i Rockin' Vickers a później Motorhead. I wpasował się idealnie. Co ciekawe, Lemmy do tego czasu o basie miał niewielkie pojęcie, gdyż do tej pory grał jako gitarzysta rytmiczny. No, ale jakoś tak się przypadkiem złożyło że chwycił bas. I to z całkiem udanym skutkiem. Nie jest to jeszcze ten agresywny styl grania tak charakterystyczny dla jego późniejszej twórczości. Na tej płycie jak i na późniejszych z jego udziałem, gra bardzo melodyjnie i gęsto. Stanowi bardzo mocną podstawę pod grę reszty zespołu. I tak już poczynając od agresywnego Brainstorm, czyli utworu który rozpoczyna ten dziwnie zatytułowany krążek. Choć jest tu dużo gitarowego zgiełku a całość jest szybka i gęsto nasycona różnej maści efektami dźwiękowymi, nie można tego w żaden sposób nazwać heavy metalem, choć niektórzy próbują to czynić. Jak zwykle w przypadku muzyki Hawkwind nie uświadczymy tu wielu solówek gitarowych. Ale nie jest to ważne, gdyż utwory są bardzo przebojowe, i brak gitarowej ekwilibrystki wcale nie razi. Mamy tu oczywiście Hawkwindowe ballady takie jak Space Is Deep oraz Down Through The Night. Oczywiście zachowane w space rockowej stylistyce. Do tego dochodzi krótki instrumentalny utwór o tytule One Change i świetne rockowe, psychodeliczne utwory - Lord Of Light i Time We Left This World Today, oba oparte na kapitalnych przebojowych riffach. No i na końcu takie dziwadło autorstwa Lemmyego. The Watcher jest ono zatytułowane i niby jest to ballada, ale bardziej przypomina mi to solowe utwory Syda Barretta. Znacznie ciekawsza wersję tego kawałka znajdziemy za parę lat na pierwszej płycie Motorhead. Ale to i tak wyśmienity album, taki prawdziwe Hawkwindowy, i jako fan tego zespołu wystawiam mu najwyższą notę. 5/5.
Rafał Ziemba niedziela, 09, grudzień 2007 17:22 Link do komentarza