Still Ummadelling

Oceń ten artykuł
(105 głosów)
(2007, album koncertowy)

Studio Set:
01. Wherever The Angels Falls - 4:24
Live Set:
02. First Music Moment - Underwater Forest - 5:15
03. Second Music Moment - Gnosis II - 4:44
04. Tired - The Sand Storm Around - 9:09
05. Mantra - 9:29
06. If - 5:10
07. W.T.A.F. - 1:56
08. Force Hit - 7:21
09. Ummadellic - 7:51
10. Mantra - Sky Is The Limit - 9:59
11. Take Care Of Your Axe, Eugene (C.W.T.A.E.) - 7:14

Czas całowity- 1:13:32

- SSAWEQ - perkusja, instrumenty klawiszowe
- KUL - wokal
- GODDARD - gitara, syntezator gitarowy
- GOOLARY - gitara
- THUG - instrumenty klawiszowe
- PITU - gitara basowa, dodatkowy wokal
oraz:
- Pablo Hebda - gitara akustyczna (1)

 

Media

Więcej w tej kategorii: « Sky Is The Limit EP »

1 komentarz

  • Krzysztof Baran

    Za oknami jesień. Każdego dnia pogoda pisze nam inny scenariusz. W poszukiwaniu takich jesiennych płyt trafiłem na znakomitą koncertówkę krakowskiego Hipgnosis. Zespołu owianego tajemniczą aurą. Co najmniej tak tajemniczą jak wspomniana Pani Jesień. Krążek zatytułowany 'Still Ummadelling' skrzy się bowiem mnóstwem jesiennych kolorów: raz niczym kolorowe liście na drzewach, za chwilę z odcieniami szarości, zupełnie jak ciężkie chmury z których spadają zimne, niemal lodowate krople deszczu. W muzyce Hipgnosis jest też bardzo wietrznie, choć nie tylko. Czasem bowiem zza psychodelicznych, ciężkich chmur wychodzi ciepłe, pełne melodyjnego optymizmu słońce. Oto recepta na wspaniały wieczór w głośnikach. Koncert który... zaczyna się w studiu.

    Wprowadzeniem do koncertowego repertuaru, nagranego w czerwcu 2006 roku jest studyjny utwór, zatytułowany Wherever The Angels Fall. Kompozycja to trochę smutna, nieco melancholijna, ale i tryskająca nutką optymizmu. Niech nie zwiedzie Was bardzo spokojny, kojący głos KuL, wokalistki Hipgnosis. Dalej bowiem nie zawsze będzie tak spokojnie. Przenieśmy się zatem, tam gdzie być może spadają anioły...

    Początek koncertu od razu przetransportuje nas gdzieś wysoko między chmury. Samplowane efekty, będące wypadkową fascynacji pierwszymi dokonaniami mistrzów psychodelii z przełomu lat 60. i 70., przeniosą w świat wyobraźni. W krainę gdzie obok słonecznych promieni i śnieżnobiałych obłoczków na błękitnym niebie wedrze się od czasu do czasu krzyk. Raz to przepełniony strachem, za chwilę dozą zachwytu. Zupełnie tak jak nasze życie, które mknie pomiędzy rozmaitymi chwilami szczęścia, przeszkodami a czasem sprawami zupełnie nie mającymi znaczenia. Taka jest właśnie muzyka Hipgnosis. Raz cudownie melodyjna, przepełniona harmonią spokoju i optymizmu, a za chwilę kompletnie połamana, pełna szalonych zwrotów i uderzeń, zabierająca nas na orbitę szaleństwa i strachu.

    Większą część koncertowego repertuaru stanowią utwory, które możecie znać z albumu studyjnego 'Sky Is The Limit'. Osobom, które słyszały ten album zapewne od samego początku (choćby utworu 'Tired') mocniej zagra elektryczna gitara, której jest tu dużo więcej niż na albumie studyjnym. Goolary i Goddard przenoszą muzykę, pełną elektroniki w bardziej rockowy wymiar. To połączenie zbliża nas do Mandarynkowego Snu, który wydaje się bardzo smakować muzykom krakowskiego zespołu, a także przenosi nas w okolice amfiteatru w Pompejach i sferę brzmień, charakterystycznych dla innego 'kogoś wielkiego'. To naprawdę słychać. Chwilami na pierwszy plan wychodzi także SeQ, wykorzystując nieco więcej klasycznych brzmień perkusji. Daje nam do zrozumienia jak ważnym elementem w muzyce jest rytm, jego zmiany, a czasem trans, który pomaga nam unieść się gdzieś wysoko. Najbardziej melodyjna Mantra, cudownie zaśpiewana przez KuL, zawierająca gdzieś tam nutkę zmysłowego orientu zapada w pamięć na bardzo długo. Klawiszowe solo, które gra na keyboardach Thug, zrodzi błysk szaleństwa, który odbił się w połowie lat 70. od bezcennego diamentu i zawładnął duszami zachwyconych, progresywnych fanów. Kolejne If jest zmysłową równoważnią dla dalszych, o niebo bardziej szalonych utworów. Harmonię rytmu i melodii przerywają co chwilę elektroniczne loopy i sample. I choć pozornie porozrzucane są z nieładem, to także tworzą część transowego rytmu, podkreślając go i podnosząc chwilami do rangi najważniejszego elementu muzyki Hipgnosis. Brzmią nieco surowiej niż na albumie studyjnym. Rytm współtworzy tu Pitu, basista który wydaje się żyć w prawdziwej symbiozie z perkusyjnymi dźwiękami. Krótki, instrumentalny przerywnik dodaje Crimsonowskiego smaku, ale już za chwilę robi się o wiele ostrzej. Znów bardziej będzie słychać wspomniany bas, który dzięki koncertowemu przesterze, jest o wiele bardziej słyszalny, niż na płycie Sky Is The Limit. Szalone, chwilami industrialne, bliskie niemal muzyce metalowej Force Hit przechodzi w mój ulubiony fragment pierwszej, studyjnej płyty Hipgnosis. Rozbudowana kompozycja Ummadelic, z tekstem zaśpiewanym raz ze stoickim spokojem, a po chwili z szalonym krzykiem przez Pitu, tak naprawdę pełna jest życiowego szaleństwa, które na co dzień umyka nam między palcami. Znów bardzo ważną rolę przejmie klasyczna perkusja, która w tym utworze rządzi niepodzielnie. Szalony zwrot o 180 stopni, potęgowany psychodelicznymi okrzykami i mnóstwem zmian rytmu to najbardziej uderzający w umysł słuchacza fragment koncertu. Choć wiem, że muzycy nie lubią porównań, tym razem muszę to napisać. Pink Floyd nie powstydziliby się takiej muzyki! To coś niesamowitego. Jazda bez trzymanki, podróż po okołoziemskich orbitach, z zawrotnym tempem. Po takiej dawce emocji znów musi nadejść ukojenie. Obraz Mantry szczęścia i cudowny głos KuL pozwolą nam spokojnie opaść na ziemię. Nasz powrót na ziemię przebiegał będzie przez przestrzeń, wytworzoną w niesamowity sposób przez instrumenty klawiszowe i elektroniczną perkusję. Wokalistka zaśpiewa nam w sposób, że choć z jej śpiewu nie wychwycimy żadnego słowa to i tak zrozumiemy wszystko. Koniec? Nie! Na ziemi czeka nas szara rzeczywistość. Zobrazuje ją jeden z klasyków wszech czasów, zaaranżowany w wyjątkowy sposób przez Hipgnosis. Take Care Of Your Axe, Eugene. Utwór który podkreśli niezwykle ambitne fascynacje KuL, SeQ, Thug'a, Goddarda, Pitu i Goolarego.

    Tym razem pozwolę sobie nie pisać zakończenia tej recenzji. Muzyka, jaką tworzy Hipgnosis jest bowiem właściwie niemożliwa do zdefiniowania. Napiszę tylko, że za każdym przesłuchaniem tego koncertu nie mogę powstać, powalony na kolana, przez niesamowitą przestrzeń. Przestrzeń która nie ma końca...

    Ocena: w ogrodzie Hipgnosis nie ma liczb...

    Krzysiek 'Jester' Baran

    Krzysztof Baran sobota, 16, październik 2010 23:50 Link do komentarza
Zaloguj się, by skomentować

Komentarze

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.