2. Sweetside silver night (4:02)
3. Jack the sax (4:17)
4. Diet mothers (4:56)
5. Urban disco (3:17)
6. Punished for being born (2:18)
7. Kightlinger (2:44)
8. Evelyn (song of slurs) (4:04)
9. Sicknote (8:57)
Czas całkowity: 41:59
- Steven Wilson ( instruments )
gościnnie:
- Natalie Box ( violins (4) )
- Bryn Jones (Muslimgauze) ( remix ( reconstruction (6) )
1 komentarz
-
'Dry Cleaning Ray' to płyta, która w zamyśle panów Wilsona i Bownessa miała dopełniać drugi studyjny album No-man, czyli 'Wild Opera'. Na trwającym około czterdziestu minut 'Dry...' no-manowy duet zamieścił dziewięć nagrań, będących odrzutami sesyjnymi i remiksami, niekiedy dość radykalnymi, utworów, które znalazły się na 'Wild Opera'. W rezultacie powstał kolaż niepokojących dźwięków.
Michał Jurek poniedziałek, 25, kwiecień 2011 15:38 Link do komentarza
Płytę otwiera nagranie tytułowe, dobrze znane z 'Wild Opera'. I tu ciekawostka: wszelkie źródła podają, że na albumie wydanym w 1997 roku remiks ten trwa ponad 7 minut. Ja jednak dysponuję remasterem 'Dry Cleaning Ray' z 2004 roku, na którym nagranie to ucięto do niecałych trzech minut. Nie wiem więc, czy w opisach albumu z 1997 roku tkwi błąd, czy też pan Stefan znowu wykazał się mistrzowskim posunięciem marketingowym. No, bo że pan Stefan lubi sobie nagrania pociachać, to wiadomo nie od dziś... Samo zaś nagranie A.D. 2004 niczym specjalnie nie odbiega od wersji znanej z 'Wild Opera', jest tylko kapkę krótsze. Kolejne 'Sweetside Silver Light' jest już bardziej intrygujące. Zapętlona, z lekka jazzująca gitara, przeplatana delikatnymi wstawkami akustycznymi i onirycznymi partiami fletu, tworzy bardzo niepokojący, duszny, acz wciągający klimat. A nad całością unoszą się wyznania pana Tima:
Sweetside silver night sheds her skin in the cold spotlight.
Sweetside silver night it's in the colour of her hair.
'Jack the Sax' zaczyna się niczym jakieś zagubione, wczesne nagranie Porcupine Tree. Partia gitary akustycznej jest po prostu urzekająca, a powracający echem śpiew pana Bownessa chwyta za serce: 'I'd ask you to love me, but you'd never love me back'. Nastrój werterowskiej zadumy pryska jednak podczas słuchania czwartego na liście 'Diet Mothers', będącego niczym innym, jak przeróbką urokliwego 'Pretty Genius' z 'Wild Opera'. Na 'Dry Cleaning Ray' pan Wilson nadał temu nagraniu duszącą, klaustrofobiczną atmosferę, zabierając zarazem słuchaczy w odjechaną, triphopową podróż.
Nie koniec to zaskoczeń. 'Urban Disco' wiedzie słuchacza do jakiejś upiornej spelunki, gęstej od tytoniowego dymu, pełnej rzężeń i sprzężeń. Tych ostatnich jest jeszcze więcej w kolejnym, całkowicie niesłuchalnym remiksie 'Housewives Hooked on Heroin', przewrotnie zatytułowanym 'Punished for Being Born'. Nic to jednak dziwnego. Twórcą tego remiksu jest nieżyjący już Muslimgauze (Bryn Jones), a jego remiksy rzadko kiedy nadawały się do słuchania. Na całe szczęście kolejnych wytworów jego wyobraźni na tej płycie już nie znajdziemy. Co nie oznacza, że nie ma na niej dalszych niespodzianek. Oto nadchodzi 'Kightlinger', intrygujący przestrzenną partią gitary, zanurzoną w morzu psychodelicznych pogłosów. W jednej z notek dotyczących 'Dry Cleaning Ray', którą znalazłem w sieci, ktoś porównał Kightlinger do dokonań Cocteau Twins. To jak najbardziej słuszny trop: nagranie przywodzi na myśl baśniowe klimaty znane z 'Treasure' chociażby. I tylko szkoda, że utwór wyciszono po 2 minutach i 44 sekundach. Steven, why?
Ósme na płycie 'Evelyn' jest kowerem utworu Serge'a Gainsbourga, wyśpiewanego w duecie z Jane Birkin, no i cóż... oryginał lepszy, ale i no-manowa wersja się broni, chociaż ciarki na plecach wywołuje zdecydowanie mniejsze. Ale dubowe perkusyjne rytmy i wysoki śpiew pana Bownessa mogą zafrapować. Jednak to, co najciekawsze na 'Dry Cleaning Ray', znajdziemy na samym końcu płyty. 'Sicknote' trwa niemal dziewięć minut i urzeka umiejętnie budowanym napięciem i podskórnym wręcz niepokojem, pulsującym pod wierzchnią warstwą melodyczną. 'Come, dazzle me, come saddle me...'. I te kosmiczne dźwięki gitary pana Stefana... Psychodeliczna, spokojna, ale i niepokojąca kołysanka-szeptanka.
Ciekawe, że 'Wild Opera' nie należy do moich ulubionych albumów No-man (poza absolutnie genialnym 'Taste my Dream', i może jeszcze 'Revenge on Seattle'), a 'Dry Cleaning Ray' całkiem mi się podoba (poza 'Punished for Being Born'). Może dlatego, że jest to album bardziej zwarty, broniący się jako całość? A może to ze względu na tę mroczną, gęstniejącą z każdym nagraniem atmosferę, którą pod koniec płyty można już nożem kroić? Tak czy inaczej, warto po ten album sięgnąć. Jest to tym łatwiejsze, że do dwupłytowej, zremasterowanej wersji 'Wild Opera', wydanej w ubiegłym roku, cały album 'Dry Cleaning Ray' dołączono jako bonus.
4/5