Stan Nieustalony

Oceń ten artykuł
(7 głosów)
(2008, album studyjny)
1. Dodekafonia (0:16)
2. Mesjasz (4:15)
3. Centryfuga (5:01)
4. Entropia (13:41)
5. Eden (5:30)
6. Marzenie (3:45)
7. Opium (10:53)
8. Kruk (5:32)
9. Centryfuga (6vT mix) (5:11)

Czas całkowity: 54:03
Marysia Białota: synthetizers, organ (1,2,4), electric piano (3), grand piano (8)
Przemek Piłaciński: guitar, programming (3,4), vocals (2)
Adam "Izaak" Wasążnik: drums, vocals (7), radio (8)

Poprzednio w zespole:
Tomek Wilk: bass guitar (4,5,7,8)

Gościnnie:
Marta Czyż: vocals (2)
Ola Jaromin: oboe (1), vocals (4)
Ania Wojtych: viola (1)
Natalia Uziębło: flute (5,7)
Więcej w tej kategorii: Demo 2010 »

1 komentarz

  • Paweł Tryba

    Ciekawa sprawa... Z reguły zespoły wydają kompilacje swoich wczesnych nagrań kiedy już zostaną docenione. Co tu ukrywać - wtedy pewne jest, że znajdą się nabywcy takich wspominkowych płyt. Tymczasem warszawskie Signal To Noise Ratio, które dopiero finalizuje pracę nad debiutanckim longplayem, już doczekało się podsumowania swoich juweniliów. Na repertuar płyty składają się dwa krótkometrażowe wydawnictwa SNR - 'Demo II' i EPka 'Stan Nieustalony', której okładkę i tytuł zachowano. Żeby było ciekawiej muzyka warszawskiego tria dociera do nas via Moskwa (dzięki MALS Recordings). Ponoć wydawca sam się zgłosił do zespołu - SNR nie planowali wydania zbiorczego wydawnictwa. Ale o co tyle hałasu? Czy podziemne dokonania Signal To Noise Ratio nadają się do szerszej prezentacji? Moim zdaniem - tak.

    Muzyka wypełniająca 'Stan Nieustalony' jest równie pogmatwana, co historia jej wydania. Najkrócej mówiąc - mamy do czynienia z psychodelią. Taką z minionych, eksperymentatorskich czasów - to nie są grzeczne pioseneczki The Verve. To w większości w ogóle nie są piosenki! Tradycyjne ramy hmmm... może nie są zespołowi wrogiem, ale na pewno nie stanowią jego priorytetu. Mamy tu mieszankę rocka, jazzu, elektroniki, muzyki Wschodu, folku i Bóg wie czego jeszcze, wystylizowaną na brzmienie z początku lat 70-tych (te nawiązania nie ominęły nawet wściekle kolorowej szaty graficznej). Miejscami naprawdę interesującą, ale momentami niestety przegadaną. Na pewno jednak zaskakująco wielobarwną.

    Zaczynamy od... zmyłki. Trwająca raptem 16 sekund 'Dodekafonia' to dźwięki oboju i wiolonczeli. Kiedy już spodziewamy się symfonicznego rocka, dostajemy po głowie mocnym, brudnym riffem gitary - to początek 'Mesjasza'. Zakręcony tekst umieszcza tradycyjne wątki mesjanistyczne w XX-wiecznej scenerii. O schemacie zwrotka-refren możemy zapomnieć. Jest natomiast miejsce dla popisów klawiszowo-gitarowych. Na szczęście są one ze sobą dobrze powiązane, są elementem kompozycji - to nie jest wirtuozerski onanizm Liquid Tension Experiment. Następnie umieszczeni zostajemy w rozkręconej 'Centryfudze' - tu główną rolę gra elektroniczny trans, dla którego przeciwwagę stanowi rozmyta w pogłosie partia gitary. Do tego momentu grzechem byłoby narzekać na muzykę. Niestety, z następną w kolejności 'Entropią' nie jest już tak różowo. Tego niemal 14-minutowego kolosa można by skrócić spokojnie o pierwsze kilka minut i tyko by na tym zyskał. Gitarowo-basowy wstęp jest kompletnie pozbawiony dynamiki i na dodatek niemiłosiernie się dłuży. Dopiero w trzeciej minucie odgłosy jako żywo przypominające strojenie instrumentów zamieniają się w coś na kształt hinduskiej ragi - i jak to z ragami bywa, znów za długiego. Cierpliwości! W połowie utworu wchodzi anielski wokal Oli Jaromin śpiewający naprawdę ciekawą melodię, przeplataną firmowymi, ciągliwymi riffami Przemka Piłacińskiego. Utwór zdąży jeszcze kilkakrotnie się przeobrazić - od onirycznej solówki gitarowej, przez 'plemienną' partię perkusji po nieco bardziej dynamiczny, choć nieodmiennie transowy finał. Tylko po co były te pierwsze minuty? W 'Edenie' pobrzmiewają echa folku, także dzięki wykorzystaniu fletu. Atmosfery dopełniają dość staroświecko brzmiące klawisze. Tekst 'Marzenia' pozwolę sobie zacytować:

    rozmawiamy anonimur międzny
    zmora marazmu ma nas niemalże
    nim zmanekinieje mowa
    zamyśl zamknę w znaku znamieniu
    nie mnie tu nie ma

    mimo może mylne mniemania
    mam zamiar zmóc mierzeje maniery
    minę meandry mimiki
    zrozumiem niezmierzone morze rzemieni
    nim minie moment


    We wkładce wszystkie teksty mają także swoje angielskie tłumaczenia. Oprócz tego. Jakoś mnie to nie dziwi. W utworze tym śpiewa (dość nieporadnie, za to z podziwu godnym entuzjazmem) Adam Wasążnik, perkusista SNR i autor tekstu. Cały utwór pełen jest gitarowych dysonansów i niełatwo go słuchać. Jednak plus za zabawę słowem. W spokojnym, długim 'Opium' znów prym wiodą klawisze. 'Kruk' oparty jest na jazzowej partii fortepianu, gitara w pewnym momencie zahacza o rejony bluesowe. Bujający, swingowy nastrój pod koniec utworu burzy jednak szum radia. Na koniec dostajemy remiks 'Centryfugi' - z początku łagodniejszy, z czasem zamieniający się w serię zgrzytów.

    Zgrzyt - to słowo klucz dla zrozumienia muzyki SNR. To, że łagodne, kojące pasaże zostają przełamane kakofonią, nie jest błędem zespołu - jest działaniem absolutnie zaplanowanym. Dekonstrukcja pieczołowicie budowanego klimatu nie pozwala odpocząć umysłowi słuchacza. Sęk w tym, że czasem te zakłócenia za bardzo biorą górę nad uporządkowaną muzyką. 'Signal' jest ciekawy. Radziłbym utemperować nieco żywioł 'Noise'. Ciekawa propozycja, choć na własną prośbę niszowa. 3,5/5.

    Paweł Tryba piątek, 26, wrzesień 2008 15:25 Link do komentarza
Zaloguj się, by skomentować

Komentarze

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.