ProgRock.org.pl

Switch to desktop

African Day

Oceń ten artykuł
(7 głosów)
(1971, album studyjny)
01. African Day (Hawk) (17.20)
02. Happy Man (R Johnson) (2.50)
03. Look Up Brother (D Ornellas) (3.03)
04. Love Song (K Hutchinson) (3.23)
05. Kissed By The Sun (D Ornellas/S Kahn) (3.28)
06. Here Comes The Sun (George Harrison) (4.27)

dodatkowo:
07. African Rondo (Hawk) (2.06)
08. The Hunt (D Ornellas/S Kahn) (2.16)
09. Look Up Brother (D Ornellas) (3.44)
10. Kissed By The Sun (D Ornellas/S Kahn) (3.43)
- Dave Ornellas  ( vocals, guitar, percussion )
- Mark Spook Kahn  ( guitar )
- Braam Malherbe  ( drums )
- Richard Johnson  ( bass )
- Keith Hutchinson  ( sax, flute, piano )

Więcej w tej kategorii: Africa She Too Can Cry »

1 komentarz

  • Rafał Ziemba

    Afryka to kolejny kontynent którego raczej nie koniecznie kojarzy się z rockiem. No może o tyle, że Bono dużo mówi o głodujących afrykańskich dzieciach, i że był tez Live Aid organizowany na rzecz tych krajów... i w zasadzie to raczej tyle. Na południu tego sporego kontynentu leży sobie RPA. Państwo w którym jakiś czas temu biała i czarna ludność nie mogła żyć razem. Tak jakby ludzie myśleli skórą, i tak naprawdę rasizm i Apartheid miał jakiekolwiek uzasadnienie w rzeczywistości. W każdym razie czasy były nieciekawe. Okazało się jednak, że i w tej niezbyt sprzyjającej rzeczywistości eksplodowała scena rockowa. Co prawda w większości tworzyła ją biała młodzież, ale były też wyjątki.
    Jednym z tych wyjątków (choć jeszcze nie na tym albumie) był Hawk. Zespół stworzony przez 5 białych muzyków ale zainspirowanych bardzo mocno przez rdzenną kulturę Afryki oraz realia w jakich przyszło im żyć.
    Po roku wspólnego grania wydają swój pierwszy album - African Day.
    Pierwszą stronę tego albumu wypełniła siedemnastominutowa suita opowiadająca o polowaniu na słonia. Od razu można złapać świeży oddech i zostawić w spokoju wielkie, wydumane koncepty. Tak się wydaje na pierwszy rzut oka i ucha. Bo nietrudno zgadnąć co ma symbolizować słoń niszczący spokojnie żyjącą afrykańską wioskę...
    W African Day wprowadza nas głos narratora (coś co podwyższa ocenę płyty o 0,5 punktu na starcie :D), a niedługo potem słyszymy Afrykańskie bębny. Po chwili cichną, a kompozycja zaczyna się rozwijać w stronę folkowej ballady, z gitara akustyczną i fletem. Granie jest bardzo proste, wręcz siermiężne, ale mnogość motywów, choć prostych wynagradza nam ten brak wielkich umiejętności. Dzięki temu, ze panowie nie byli wirtuozami musieli kombinować, co wychodzi na plus aranżacjom. Kiedy muzyka przyspiesza i Dave śpiewa 'Strike The Demon Down!' zaczyna brzmieć to jak Black Widow. Okazjonalne klawisze, 5 sekund saksofonu... i wszystko gra. Generalnie przeplata tu się 'rytualne bębnienie' z progiem, jaki można znaleźć, jak już wspomniałem wcześniej, na płytach Black Widow. To chyba najlepsze skojarzenie. Dużo tutaj też psychodelicznych naleciałości. Bardzo to wszystko pozytywne i słucha się z wielką przyjemnością.
    Resztę albumy wypełniają krótkie psychodeliczno folkowe piosenki. W tym cover The Beatles - Here Comes The Sun.
    Happy Man jest prostym numerem, opartym o afrykańskie bębny, łagodną gitarę i bardzo ciekawym efektem klaskania i gwizdania. Tekst jest bardzo hippisowski. Napisany nieskomplikowanym językiem bardzo ładnie opowiada o pewnych ideałach tej epoki. 'Zapytałem się człowieka dlaczego się śmieje - odpowiedział mi: 'bo jestem szczęśliwy'/Zapytałem się go dlaczego jest szczęśliwy - odpowiedział mi: 'bo nic nie posiadam'.
    Trzecia kompozycja, Look Up Brother pozostaje w tym samym stylu. Tyle tylko, że nie ma tutaj już tego intensywnego bębnienia, jest za to bardzo fajna praca dwóch gitar, oraz pojawiający się tu i ówdzie na całej płycie chórek. Natomiast tekst to kolejna manifestacja wiary w przyjaźń, miłość i pokój.
    Love Song jest już bardziej rockowy. Chociaż nie, to chyba złe słowo. Rockowy jest cały album. Ten numer się wyróżnia o tyle, że przede wszystkim słychać w nim saksofon. Przez co raz jeszcze ciśnie mi się na usta porównanie z Black Widow, bo przecież nie z Van Der Graaf Generator. Jest nawet solo na tym zacnym instrumencie, gitara też ma swoje kilka sekund. Bardzo zgrabna piosenka.
    Kissed By The Sun jest chyba najbardziej przesiąknięty Afryką. Ledwo słyszalna, leniwie plumkająca gitara, bębenki na pierwszym planie i chór w refrenie. Oraz deklaracja Dave'a 'Zostanę właśnie tu - pocałowany przez słońce' A skoro już przy wokaliście jesteśmy. Dysponuje on bardzo rockowym głosem. Głębokim, z lekką chrypką... wielu mogło mu w tamtym czasie pozazdrościć.
    No i na koniec cover Harrisonowskiego Here Comes The Sun. Prawdę powiedziawszy, to póki nie przeczytałem, ze to nie ich numer, to nie zgadłem. Bo też nie różni się niczym, od pozostałych kompozycji. Może ma trochę bardziej rockowe bębny i linia melodyczna gitary jest mocniej zaakcentowana, ale poza tym, to spokojnie mogło by figurować jako numer Hawka. Co prawda w połowie chłopcy przyspieszyli, ale w dalszym ciągu nie brzmi to jak muzyka The Beatles.

    Wydanie Fresh zawiera też 4 bonusy. Krótkie, instrumentalne African Rondo, wyjęty ze suity Afircan Day i torchę przerobiony numer The Hunt oraz koncertowe wersje Look Up Brother i Kissed By The Sun.

    Niestety - płyta ma jeden mały feler, który mi osobiście nie przeszkadza, ale audiofilom może się on wybitnie nie spodobać. Mianowicie, remasterowana wersja cd jest zgrywana nie z taśm matek, lecz z winylu. I niestety większość wczesnych płyt z RPA tak jest obecnie transportowana na cd. Ale to oczywiście nie chodzi o to, że Fresh Music nie ma licencji, czy coś w tym rodzaju. To wcale nie o to się rozchodzi. Po prostu któregoś nieszczęśliwego roku w siedzibie EMI wybuchł pożar, który pochłonął nie tylko nagrania Hawk, ale i Freedom's Children, Abstract Truth i wielu innych znakomitych Afrykańskich artystów. Muszę jednak z całą mocą podkreślić, że nie jest to jakieś koszmarne brzmienie - po prostu co jakiś czas są słyszalne delikatne syki, lekkie przestery czy pyknięcia, jakie na płycie winylowej można spotkać. Według mnie w pewnym sensie dodaje to uroku albumowi.

    Mnie ta płyta urzeka. Szczególnie teraz miło pomyśleć o ciepłej Afryce, kiedy za oknami pada śnieg, a wiosna coś nie kwapi się do przyjścia.
    Polecam słuchać o zachodzie słońca, kiedy słońce staję się pomarańczą i farbuje niebo na ten sam kolor. Zupełnie tak jak na okładce zostało to przedstawione...

    4,5/5

    Ps. Tą oraz inne płyty z RPA można kupić pod adresem http://www.freshmusic.co.za/ czyli bezpośrednio u producenta.

    Rafał Ziemba poniedziałek, 09, marzec 2009 12:28 Link do komentarza
Zaloguj się, by skomentować

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.

Top Desktop version