A+ A A-

Turn On Tune In Fuck Off!!

Oceń ten artykuł
(1 Głos)
(2010, album studyjny)
1. Two tongue talk
2. No salvation
3. My friend
4, Time of no time
5. William
6. Mennesketvilling
- Lorenzo Woodrose  ( drums, bass, guitars, organs and vocals )
- The Hobbit  ( guitars, harmonium, e-bow and space echo )
- Ralph A. Rjeily  ( microphone, patchbay and tapes )
- Anders 'Evil Jebus' Onsberg  ( poly 6 and tone generator )
- Moody Guru  ( electric jug, percussion and guitars )
- Fuzzy Daddy  ( percussion, oscillator, theremin and tanpurabox )
- Lars von Lundholm  ( piano, poly 6 and mastering )
- Emma Acs  ( backing vocals and percussion )
- Sebastian Winther  ( backing vocals and percussion )
- The Adam  ( backing vocals and percussion )
Więcej w tej kategorii: « 2000 Micrograms From Home

1 komentarz

  • Rafał Ziemba

    Dawno już nie widziałem tak śmiesznego, choć zarazem i gorzkiego tytułu płyty.
    Turn On, Tune In, Fuck Off!! to oczywista parafraza słynnego hasła lansowanego w latach sześćdziesiątych przez Timothy'ego Leary. Rewolucja hippisowska jednak w dużej mierze zawiodła, narkotyki przyniosły więcej złego niż dobrego, a dzisiejsze społeczeństwo spłyciło wszystkie slogany i idee.

    O tym właśnie traktuje trzeci i najprawdopodobniej ostatni album Dragontears. Decyzja o zakończeniu działalności jest moim zdaniem jak na tę chwilę ze wszech miar słuszna. Lorenzo Woodrose, który stoi za sterami Dragontears, postanowił skupić się na swoim macierzystym zespole Baby Woodrose. Turn On, Tune In, Fuck Off!! to prezent dla fanów jego space rockowej twórczości.

    Jest to upominek, który może jednak dokładnie taką sama ilość fanów zadowolić jak i zasmucić. Bo muzyka na tej płycie ewoluowała... i to właśnie w stronę Baby Woodrose. Dla mnie świadczy to o pewnej dojrzałości stylu - utwory stały się bardziej strawne i melodyjne. Dla innych jednak może być to zdrada klasycznego space rocka i artystyczne zapętlenie się Lorenza we własnej wizji.

    Album znów jest krotki. Zaledwie sześć utworów i lekko ponad trzydzieści minut muzyki. Tym razem w kompozycjach nie słychać śladu nowoczesności. Dragontears powrócił do klimatów Iron Butterfly, The Doors i Hawkwind, które przepuścił przez filtr garażowo-beatowego grania.

    Mocny fuzz gitarowy, psychodeliczne klawisze i dobrze znany wokal Lorenza. Niby w Two Tongue Talk wszystko jest po staremu, ale beatowa perkusja i melodyka rodem właśnie z Baby Woodrose powoduje, że mamy wrażenie słuchania... Monster Magnet! Dopiero przy okazji tego numeru skojarzyłem podobieństwo manier panów Woodrose'a i Wynforda. No Salvation to niemal stuprocentowy Iron Butterfly. Te zagrywki organowo-gitarowe brzmią niczym żywcem wyjęte z In-A-Gadda-Da-Vida. Dodatkowym smaczkiem jest tu lekki dodatek funky, dobrze słyszalny w zwrotkach. You're killing your brother in the name of religion oraz You gotta feel the love - Lorenzo śpiewa proste prawdy, ale fakt, że ludziom wciąż trzeba o nich przypominać jest nieco przerażający.

    Klimat garażowej psychodelii zmienia się na bardziej wyrafinowany wraz z utworem My Friend. Piękna space rockowa ballada w stylu Hawkwindowych We Took The Wrong Steps Years Ago czy Space Is Deep obdarzona gitarową melodią przypominającą Children Of The Sea z repertuaru Black Sabbath. Świetna rzecz. Płynnie przechodzimy do Time Of No Time - ostatniego utworu na albumie nagranego w języku angielskim. Początkowo zespół powraca do stylu znanego z pierwszych dwóch numerów, by pod koniec po raz kolejny rozwinąć się w stylu Hawkwind.

    Następne dwie kompozycje wykonane zostały w języku duńskim. Pierwszą z nich jest William. Wolno snujący się, transowy, monotonny utwór, jakich w space rocku wiele. Tylko, że ja kocham właśnie takie granie. A biorąc pod uwagę fakt, że William trwa niemal 14 minut, to luz jest tym większy. Na zakończenie pozostaje Mennesketvilling - kilkuminutowy dźwiękowy kolaż, składający się ze spaceowych odgłosów, sprzężeń no i wszystkich innych rzeczy potrzebnych do wytworzenia psychodelicznej atmosfery. Jest to w zasadzie coda, bez większej muzycznej wartości.

    Mnie ten album Dragontears uwiódł. Jest jeszcze o klasę lepszy niż Tambourine Freak Machine, a przecież już tamten rozłożył mnie na łopatki. Rozumiem decyzję o zakończeniu działalności i cieszę się, że Dragontears zostanie zapamiętany jako zespół, który nigdy nie wydał słabego krążka. Za Turn On, Tune In, Fuck Off!! przyznaje zespołowi najwyższą ocenę. Nie tylko za genialny album, ale i w formie pożegnalnego prezentu.

    5/5

    Rafał Ziemba poniedziałek, 25, październik 2010 16:46 Link do komentarza
Zaloguj się, by skomentować

Komentarze

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.