Tenkujin

Oceń ten artykuł
(16 głosów)
(1977, album studyjny)
1. Descension (2:05)
2. Tenkujin (5:11)
3. Timeless Phase (6:53)
4. Nagare (7:21)
5. From Far east (8:43)
6. Ascension (4:11)

Czas całkowity: 34:24
- Fumio Miyashita ( vocals, electric and acoustic guitar, Bamboo flute, synthetizer (Teisco 100F, Hillwood SY 1800, Combo, Basky, Rockyboard, Korg 700S, Mellotron, Yamaha, Solina String Ensemble) )
- Hirohito Fukushima ( electric guitar, Koto, vocals )
- Yujin Harada ( Yamaha drums, percussion )
- Akira Fukakusa ( bass )
Więcej w tej kategorii: « The Cave - Down to the Earth

1 komentarz

  • Aleksander Król

    To czwarta i ostatnia płyta tej znakomitej japońskiej kapeli, określanej jako azjatycki Pink Floyd. Określenie mocno krzywdzące i to obie strony, bo Japończycy grali jedynie 'w klimacie' Flydów tworząc materiał spokojny, wyważony, z piękną gitarą, wokalem może nieco zbliżonym do Gilmourowskiego i bazującym na ładnych, wpadających w ucho melodiach. Małą sensacją był udział Klausa Schulze w działalności grupy, a ponieważ różne źródła podają różne wersje wyjaśnijmy to raz na zawsze - Klaus zagrał razem z Kitaro na pierwszej płycie, był również jej producentem, natomiast przy trzeciej płycie wystąpił jedynie jako producent. Czwarta płyta nie przyniosła nic nowego w twórczości grupy, ale też nie muzyczna awangarda była ich motorem napędowym. Od początku istnienia zespołu podstawą były piękne pejzaże malowane przez klawiszowców i równie piękne gitary na ich tle. Całość dopełniał równie piękny i równie spokojny wokal. Podobnie jest i na tym wydawnictwie. Ciekawostką jest dodatkowy utwór na wydanej w 2007 przez LION RECORDS, znakomicie zremasterowanej reedycji zatytułowany Sakebi. Króciutki, dwuminutowy fragmencik z piękną floydowską wokalizą. A reszta? Poza Sekebi - 6 utworów, 34,5 minuty pięknych nastrojowych dźwięków, wprowadzających nas w nastrój zadumy, pozwalających za pół godzinne oderwania się od pędzącego świata i wyhamowanie... Myślę że w dzisiejszych czasach wszyscy potrzebujemy jakiegoś azylu, gdzie możemy się choć na chwilę schować i nabrać sił do stawienia czoła ponurej rzeczywistości. Ta muzyka zabiera nas właśnie do takiego sanktuarium spokoju, proponuje chwilę wytchnienia. Słychać w niej szum fal, słychać szelest wiatru, czuć lekki powiew wiosny... Cholera, rozmarzyłem się... ale taka jest siła tych pięknych dźwięków. Posłuchajcie ostatniego nagrania, a na pewno spotkamy się tam razem... Polecam wszystkim marzycielom i poszukiwaczom piękna w muzyce.

    Aleksander Król poniedziałek, 14, luty 2011 11:26 Link do komentarza
Zaloguj się, by skomentować

Komentarze

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.