The Suite

Oceń ten artykuł
(13 głosów)
(1993, album studyjny)
1. The Suite A (16:04)
- a. Sink Or Swim
- b. The Mirror
- c. The Treatment
- d. Merseburg Charm
- e. Spirit Dance
2. The Suite B (11:53)
- a. Ventador
- b. Intermission
- c. 1000 Deaths
- d. Is There A Chance

Czas całkowity: 27:57
- Martin Thurn / acoustic & electric guitar, piano, voice
- Jutta Nienhaus / vocals
- R. J. Brett / bass
- S. Hunter / drums
- J. Anderson / piano, strings
- M. Dragutesru / electric guitar
- A. Asmus / viola
Więcej w tej kategorii: « Analogy

1 komentarz

  • Aleksander Król

    Po wydaniu debiutanckiej płyty w grupie narastał konflikt 'ideowy', w wyniku którego zespół opuścił klawiszowiec (Nicola Pankoff), pozyskano natomiast znakomitą flecistkę (Rocco Abate). Dość dużo koncertowali, (między innymi z Curved Air i Atomic Rooster), ale również komponowali - tak powstał nowy materiał zatytułowany po prostu The Suite, jako że były to jedynie dwa utwory składające się z kilku części. Ponieważ grali ten materiał na koncertach - zebrali znakomite recenzje (np. po koncercie w Rzymie dla 30 000 osób) jednak propozycje 'transferowe', które poszczególni muzycy otrzymywali z innych grup (np. JUMBO) doprowadziły do rozpadu kapeli w listopadzie 1973 roku. Część materiału była już nagrana, jednak Martin Thurn rozczarowany takim obrotem sprawy chciał o nim jak najszybciej zapomnieć... I pewnie by mu się udało, gdyby nie jego przyjaciel, który odkupił taśmy od studia. Minęło sześć lat zanim się do tego przyznał.
    Martin ponownie zamknął się w studiu żeby dokończyć The Suite. Dokończył, ale z różnych względów musieliśmy czekać jeszcze aż 13 lat żeby jej posłuchać. Płyta ukazała się w 1993 roku. Króciutka - jedynie 28 minut. Ale pokazuje jaki ta kapela miała potencjał. Wszyscy traktują tą płytę jako bonus do 'jedynki' albo ciekawostkę z tamtej epoki, a to błąd. Ta płyta jest inna i moim zdaniem duuuuużo lepsza. Nie ma tu prawie w ogóle elementów hard-rockowych, jest za to dużo fletu i fajnej gitary, jest świetny wokal, ocierający się niemal o awangardę (jak na tamte czasy...), nie ma hammonda, ale jest doskonałe pianino. Nie ma melotronu, są skrzypce. I coś czego nie było na jedynce - uwierzyli we własne siły. Jeśli gra się dla 30 000 ludzi i zbiera się owacje - to zostaje to w psychice i potem słychać to już w muzyce. Materiał jest bardziej zróżnicowany i odważniej zagrany. Znacznie bliżej tu do progresu niż do krautrocka, jak w wypadku debiutu. Poszczególne części suity są powiązane ze sobą tematycznie i muzycznie, sprawiają wrażenie wręcz jednego utworu (ponoć tak pierwotnie było). Na pewno nie jest to czołówka włoskiego proga, ale zdecydowanie warto czasem sięgnąć po zespoły drugoplanowe - tam też działy się rzeczy ważne i wielkie - czego przykładem jest The Suite. Polecam wielbicielom staroci i dobrych damskich wokali.

    Aleksander Król poniedziałek, 07, marzec 2011 18:36 Link do komentarza
Zaloguj się, by skomentować

Komentarze

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.