Relusion

Oceń ten artykuł
(116 głosów)
(2011, album studyjny)

01. Cold - 19:04
02. Cult Of Cargo - 10:05
03. Dr. What - 6:24
04. The Garden - 5:08
05. Relusion - 8:57
06. Large Hadron Collider - 22:20

Czas całkowity: 1:11:58

- SeQ – instrumenty klawiszowe, perkusja, programowanie,
- KuL – wokal
- PiTu – gitara basowa, dodatkowy wokal
- ThuG – instrumenty klawiszowe
- Ijon – instrumenty klawiszowe
- Prince Olo – gitara
oraz:
- Marcin Kruczek – gitara (5,6)

 

Media

Więcej w tej kategorii: « Sky Is The Limit Sętowski »

2 komentarzy

  • Paweł Bogdan

    Rok 2011 przyniósł sporo naprawdę świetnych krążków wydanych przez polskie zespoły muzyczne. Nie ulega żadnym wątpliwościom, że drugą płytę krakowskiego Hipgnosis z całą pewnością można zaliczyć do pierwszego szeregu najbardziej interesujących i ciekawych albumów wydanych (nie tylko w Polsce) w uciekającym już roku.

    Krążek został zainspirowany książką Richarda Dawkinsa pt. 'Bóg Urojony'. Zwracając baczną uwagę na sam tytuł krążka nasuwają się nam pewnego rodzaju skojarzenia (Relusion = Religion + Ilusion) wyrażające niejako bunt i protest przeciwko& No właśnie, przeciwko czemu?
    Odpowiedź na to pytanie nie jest trudna. Wystarczy tylko przytoczyć przesłanie muzyków dotyczące Relusion:

    'Nie przyjmuj niczego bezkrytycznie i bezmyślnie, nawet tego, co słyszysz ode mnie. Kieruj się rozumem i nie przyjmuj prostych gotowców. Myl się i błąkaj, ale idź własną drogą. Ciesz się Życiem i nie krzywdź innych - ani ludzi, ani pozostałych stworzeń. Ono jest jedno i trwa tylko moment, więc szkoda go marnotrawić. Z tego też powodu jest szczególną i najwyższą wartością. I myśl'.

    W swej tekstowo-muzycznej formule Hipgnosis ma na celu zmuszenie odbiorcy do własnego, niezależnego myślenia. Trzeba przyznać, że o ile z muzyka zespołu ma możliwości wpłynięcia na milionowe masy, to klimat i pewnego rodzaju misterium jej towarzyszący w całej swej zupełności w dość tajemniczy sposób oddziaływuje na słuchacza i zatapia go w dźwiękach oraz atmosferze budowanej przez Hipgnosis.

    Muzyka, którą zespół zaprezentował na Relusion to ogólnie rzecz biorąc muzyka elektroniczna, rockowa oraz eksperymentalna, a sposób mniej czy bardziej adekwatny ja osobiście nazywałbym ją space rockiem. Na krążku czuć Pink Floyd'ową atmosferę, niektóre motywy muzyczne mogą przywodzić nam na myśl Jean-Michel Jarre'a czy Ulvera, ale z pewnością trzeba przyznać, że na Relusion zespół w pełni wyraża siebie, tworzy muzykę płynącą prosto z serca (to naprawdę słychać!) i konsekwentnie od początku do końca wyrywa się jak ryba chwycona w wodzie muzycznym szufladkom i muzycznej generalizacji.

    Od razu zaznaczę, że miałem dość spory problem z ugryzieniem tego albumu. Z pewnością wpływ na to miała jego długość (ponad 70 minut) i rozłożenie zawartości wydawnictwa na tzw. muzyczne molochy (wystarczy nadmienić, że średni czas jednego utworu wynosi ponad 10 minut). Naprawdę sporo czasu poświęciłem na wnikliwe badanie krążka nie chcąc wygłaszać nieprzygotowanych, pochopnych wniosków i osobistych przemyśleń bo szczerze muszę przyznać - początkowo płyta nie zdobywała u mnie wysokich notowań. Postanowiłem jednak postawić na zachowawczość i cierpliwość aby pozwolić albumowi w pełni zakwitnąć w moim umyślę co ostatecznie nad wyraz się opłaciło.

    Chyba największą zaletą najnowszego dzieła Hipgnosis jest niezwykła spójność krążka. Tutaj nie ma miejsca na frywolne i przypadkowe granie, muzycy na przestrzeni całego albumu konsekwentnie realizują swe fundamentalne założenia o tym, że do albumu powinno się podchodzić jako do całości. Ta teoria w sposób oczywisty nasuwa się przy słuchania Relusion, a muzyka zawarta na krążku nie pozwala siebie samej sortować na niezależne muzyczne części, ale jako dopełniającą się i odpowiednio wyważoną całość.

    Wspominałem że Relusion to album niemal instrumentalny? Jeśli nie to warto tu nadmienić, że zespół postawił na pewnego rodzaju oszczędność użytych środków, które wykorzystuje w odpowiednich proporcjach i tak, by nie zaburzyły całości. Oczywiście Relusion to w głównej mierze gra instrumentalna, ale trzeba w sposób znaczący podkreślić wspaniały wokal Kul. Może nie pojawia się on zbyt często, ale fantastycznie zgrywa się on z muzyką graną przez zespół. Co więcej linie wokalne zostały świetnie na albumie wyprodukowane tak, że poprzez śpiew wokalistki niemal się płynie i szybuje w przestworzach (posłuchajcie Dr What!) opuszczając świat doczesny. Czuć że pozostali muzycy stworzyli niejako tajemniczą lukę, w którą Kul idealnie się mieści i wkomponuje wieńcząc budowę całego dzieła jako ostatni, brakujący element skomplikowanej układanki.

    Relusion w głównej mierze prowadzą klawisze. Warto jednak wspomnieć o bardzo wyróżniających się partiach perkusyjnych, które nie ograniczają się jedynie do biernego wystukiwania rytmu, a wręcz krzyczą zawiadamiając o swojej obecności oraz o gitarach, które dopiero w drugiej części krążka dostają więcej miejsca do pokazania się. Nadworny gitarzysta Hipgnosis Prince Olo na krążku wspomógł Marcin Kruczek z Nemezis odgrywający pierwsze solo w Large Hadron Collider. Mi gitarowe partie na albumie przywodzą na myśl stare dobre neoprogowe granie (przecież tak dobrze znane z rąk Piotra Płonki z Millenium).

    Płyta jest świetnie. To nie ulega wątpliwościom. Żeby jednak nie było tak różowo i aby recenzja nie składała się z samych ochów i achów wypada zwrócić uwagę na pewne nie aż tak pozytywne elementy. Moim zdaniem niektóre partie instrumentalne są zbyt długie i może też w pewnym sensie nużące, a po pewnym czasie zaczynają odrobinę irytować i muzyczna magia Relusion zaczyna gasnąć. Czasem zespół mógłby szybciej przechodzić do rzeczy zamiast zbyt skrupulatnie budować otoczkę krążka. Możemy to jednak odłożyć na bok, bo bądź co bądź Hipgnosis wychodzi jednak na swoje&

    Na koniec warto wspomnieć o naprawdę fenomenalnej oprawie graficznej wydawnictwa, który zawiera dwa obrazy Pana Tomasza Sętowskiego. Oczywiście jest to sprawa gustu, ale moim zdaniem Hipgnosis zaproponował jedną z najwspanialszych opraw graficznych muzycznych albumu tegoż roku. Jedynym drobnym mankamentem jest to, że na książeczkę z tekstami nie została stworzona tzw. kieszonka.

    Czy mogę Wam polecić Relusion? Powiem tak: tego albumu naprawdę trzeba posłuchać! Tym którzy cenią sobie w muzyce atmosferę, klimat, stan uduchowienia i oderwania się od rzeczywistości krążek niemal wciskam na siłę. Mi sporo czasu zajęło odkrycie głębi Relusion i Was zachęcam do tego, aby wydawnictwo nie raz, nie dwa, ale nawet i kilkunastokrotnie przyswajać. Ja w każdym razie jestem Relusion coraz bardziej oczarowany.

    Paweł Bogdan środa, 04, styczeń 2012 23:01 Link do komentarza
  • Konrad Niemiec

    Poznałem tę płytę niedawno. I cóż. Ja już stary jestem i rzadko coś mnie już może tak do końca powalić, no bo chyba wszystko już słyszałem. Aż tu nagle...

    Nowa płyta Hipgnosis. Siadłem i wysłuchałem w całości bez przerw, a potem powtórzyłem. No i długo nie mogłem dojść do siebie. Znam osobiście lidera - SeQ, więc od razu zadzwoniłem do Niego, aby pogratulować...

    Ale czego? To płyta niepowtarzalna i na polskim rynku jedyna. Może niezbyt odkrywcza (dla mnie), bo już gdzieś jakby te dźwięki słyszałem, ale nigdy RAZEM i na jednej płycie.
    SeQ od zawsze był zafascynowany space rockiem. Hawkwind wraz z Tangerine Dream i Pink Floyd zawsze tworzyło dawkę wybuchową. I tak było w tym przypadku. Teoria wielkiego wybuchu dała początek wszystkiemu. W przypadku Hipgnosis to już nie jest początek, lecz kontynuacja. Kontynuacja wczesnych fascynacji wzbogaconych o spojrzenie innych, przefiltrowana przez lata słuchania i poznawania. Dość to skomplikowane, ale jak to wszystko poskładacie razem to otrzymacie 70 minutową dawkę psycho-space rocka. Każdy utwór to zamknięta i skończona całość. Płyta wciągała mnie stopniowo. Utwór czwarty położył mnie na łoptaki - jest tu jedna z najlepszych prog-rockowych solówek na klawiszach jaką nagrano!!! Tak, tu WSZYSTKO jest na swoim miejscu. Utwór tytułowy to piękna płynąca ballada, a płytę wieńczy galop. Galop - bo utwór o Zderzaczu to galop. Galopada dźwięków, brzmień, planów, tempa. Kiedy już jest apogeum - wchodzi solówka na gitarze. Znakomita, rockowa, Floydowska choć szybsza niż 'zwykły' Gilmour. Ciary. Po plecach przechodzą ciary. Działa. To działa. Na tym polega muzyka - ma działać. TAK - TA PŁYTA DZIAŁA!

    I przy okazji - jest naprawdę znakomicie zrealizowana, więc zaspokoi zwykłych słuchaczy i audiofili (sam czekam na wersję 5.1., bo to byłoby wniebowzięcie). MUSICIE MIEĆ TĘ PŁYTĘ!!!

    Konrad Niemiec środa, 04, styczeń 2012 23:01 Link do komentarza
Zaloguj się, by skomentować

Komentarze

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.