Nektar… Grupa wspaniała, mająca jednak najlepsze lata dawno za sobą. Czy jednak na pewno…? Coraz częściej słucham z niekłamaną przyjemnością takich „dziadków”, bo po pierwsze – grać się nie zapomina, a po drugie, jak mam w alternatywie spędzić godzinę z jakąś nową supergrupą to wolę już tradycję… Trzymając w ręce nowy krążek Nektaru przeżyłem szok czytając listę gości. TAKIE nazwiska...???! Rzut oka na track listę wyjaśnił wszystko - to album coverowy. Starsi panowie świetnie się bawią… Prześledźmy zatem kto, z kim, kiedy i po co…
1. SIRIUS (Alan Parsons) – gościnnie Michael Pinnella (Symphony X)
2. Spirit of Radio (Rush) – gościnnie Mark Kelly (Marillion)
3. Fly Like An Eagle (S.Miller Band) – gościnnie Geoff Downes i Joel Vandroogenbroek
4. Wish you Were Here (Pink Floyd) – gościnnie Edgar Froese (Tangerine Dream)
5. For The Love Of Money (K.Gamble) – gościnnie Ian Paice (Deep Purple) i Nik Turner (Hawkwind)
6. Can't Find My Way (Steve Winwood) – gościnnie Steve Howe (Yes), Derek Sherinian (Dream Theater/Black Country Communion) i Mel Collins (King Crimson)
7. 7. 2000 Light Years From Home (Rolling Stones) – gościnnie Simon House (Hawkwind)
8. Riders On The Storm (Doors) – gościnnie Billy Sheehan (Mr. Big) i Rod Argent (Argent)
9. Blinded By The Light (Manfred Mann) – gościnnie Joakim Svalberg (Opeth) i Ginger Baker (Cream)
10. Out Of The Blue (Roxy Music) – gościnnie Simon House (Hawkwind)
11. Old Man (N.Young) – gościnnie David Cross (King Crimson)
12. Dream Weaver (G.Wright) – gościnnie Jerry Goodman (Mahavishnu Orchestra)
13. I'm Not In Love (10CC) – gościnnie Rick Wakeman (Yes) i Joel Vandroogenbroek (Brainticket)
14. Africa (Toto) – gościnnie Bobby Kimball (Toto) i Patrick Moraz (The Moody Blues)
Taki skład i taki repertuar to niemal gwarancja sukcesu , wystarczy tylko dobrze zagrać, mocno rozreklamować i sukces gwarantowany… Jak to jest z tą reklamą to nie wiem, ale zagrali świetnie. Wersje znakomite, całe towarzystwo w dobrej formie i słychać że ten repertuar sprawia im wielką frajdę. Krótko mówiąc – bardzo dobra płyta, która wywoła soczysty uśmiech na twarzy każdego amatora muzy z „tamtych czasów”… Oczywiście moim, jak zwykle cholernie subiektywnym zdaniem…