Nieco ponad rok temu (a dokładniej 25 czerwca) jeden z moich ulubionych zespołów zawitał w naszym kraju. Nie ukrywam, że muzyka Toto towarzyszy mi od prawie dwudziestu lat (bez dwóch oczek), a koncert w łódzkiej Atlas Arenie okazał się spełnieniem moich marzeń. Dodatkowo grupa postanowiła podsumować 35-lecie swojej działalności właśnie w Polsce, wydając na wszystkich możliwych formatach materiał z tego widowiska. Nie zastanawiając się zbyt długo (w końcu fajnie mieć pamiątkę z takiego wydarzenia) zdecydowałem się na edycję deluxe, w skład której wchodzą 4 płyty (2CD, DVD oraz Blu-Ray) z zarejestrowanym koncertem.
Wydanie ma formę 60-stronicowej książki (dosyć dużego formatu) w twardej oprawie. Na pierwszy plan wychodzi rocznicowe logo Toto, które zajmuje sporą część okładki, a poniżej możemy podziwiać jedno ze zdjęć wykonanych w trakcie koncertu. Edycja została utrzymana w ciemnej stylistyce. Skromne zagospodarowanie przestrzeni sprawia dobre wrażenie, a to samo można powiedzieć o zawartości samego albumu. Na wysokiej jakości papierze kredowym, prócz świetnych zdjęć autorstwa Darka Kawki, znajdziemy też artykuł napisany przez Andrew McNeice’a, w którym – krótko, ale treściwie – została zawarta historia oraz wspomnienia poszczególnych członków grupy.
Na koncercie przeważa materiał z „Hydry” i prócz tytułowego kawałka usłyszymy także „99”, „White Sister” oraz „St. George and the Dragon” (po którym rozbrzmiało gromkie sto lat dla Davida Paicha). Przy świetnej formie wokalnej Josepha Williamsa nie mogło zabraknąć przebojów z „The Seventh One”. Obok „Pameli” i „Home of the Brave” szczególnie wyróżnia się „Stop Loving You”, zwieńczony perkusyjną solówką Simona Phillipsa. Poza tym, ucieszyłem się, że zespół nie zapomniał o jednej z moich ulubionych płyt – „Kingdom Of Desire”. „How Many Times” oraz sentymentalny „Wings Of Time” to moje ulubione fragmenty koncertu. W międzyczasie przewijają się największe hity Toto, wśród których warto wymienić „Rosannę”, „Hold The Line” (wokalny popis Amy Keys), czy nieśmiertelnej „Afrikę” (tradycyjnie w rozbudowanej aranżacji). W tym ostatnim świetny kontakt z publicznością złapał basista grupy – Nathan East. Rozpoznawalną cechą Toto są również piękne ballady. Fani z miejsca odpłyną przy dźwiękach „I Won’t Hold You Back”, „It’s A Feeling”, czy pięknego „I’ll be Over You” (bardzo osobiste wykonanie Steve’a Lukathera).
Jeżeli chodzi o obraz i dźwięk to mamy do czynienia z najwyższą półką. W miarę możliwości polecam edycję Blu-Ray (szczególnie w ustawieniu DTS-HD Audio), ale nawet wersja DVD nie ma się czego wstydzić. Sam kilkakrotnie oglądałem koncert na ustawieniach Dolby Digital 5.1. (przy bardzo dobrym sprzęcie) i materiał na tym nośniku zabrzmiał pierwszorzędnie. Jeżeli ktoś nie ma odtwarzacza BR, a nie stać go na kupno edycji deluxe, to może spokojnie zaopatrzyć się w klasyczne wydanie DVD. Jest warte swojej ceny (ok. 70 zł)
Dodatki niestety zawodzą. Na płycie znajdziemy jedynie 20-minutowy dokument „Behind The Scenes” (z możliwością wyboru polskich napisów), w którym muzycy opowiadają o trasie, koncercie w Polsce, jak również o swoich osobistych przeżyciach. W ramach 35-lecia liczyłem na troszkę więcej i myślę, że spokojnie można by było umieścić materiały archiwalne, czy krótkie bootlegi ze starych koncertów (szczególnie na dysku Blu-Ray).
Toto na „Live In Poland” pokazuje, że nawet po 35 latach działalności można pokazać artystyczną klasę. Energia wydobywająca się ze sceny nie wskazuje na to, by zespół chciał przejść na emeryturę. I bardzo dobrze! Grupa jest obecnie w znakomitej formie, a koncert zachwyca nie tylko przemyślanym repertuarem, ale też znakomitą oprawą audiowizualną. Edycja deluxe, choć biedna pod kątem dodatków, jest pozycją obowiązkową na półce każdego fana Toto. Szczególnie powinny się w nią zaopatrzyć osoby, które uczestniczyły przy rejestracji koncertu i liczą na sentymentalny powrót do łódzkiej Atlas Areny. Pomijając wrażenia czysto estetyczne, plusem są także trzy nośniki, które oferują swobodę w wyborze formatu w zależności od sytuacji. Audio do samochodu, BR w domu, a DVD do laptopa – wygodne, prawda? Koszt takiego wydania nie jest zbyt wygórowany i przy poszukiwaniach warto jest wziąć pod uwagę polskie sklepy internetowe. 170 zł przy 300 zł (z koszulką) na oficjalnej stronie zespołu, wydaje się być rozsądną ceną.
Nawet po napisaniu recenzji mam ochotę po raz n-ty włączyć ten koncert. Nie tyle z sentymentu, co z potrzeby posłuchania samej muzyki. Piosenki Toto pozostaną wiecznie w naszej świadomości, w takiej czy innej formie. Pamiętam jak swego czasu każdą ich nową rzecz słuchało się do znudzenia… albo wciągnięcia kasety przez niecny magnetofon. Nie licząc tego ostatniego, reszta pozostała bez zmian. Na nasze szczęście.
9/10
Łukasz ‘Geralt’ Jakubiak
P.S. Warto także wspomnieć, że po odejściu Simona Phillipsa z Toto, pałeczkę perkusisty przejął Shannon Forrest. To właśnie z nim zespół nagra materiał, który ukaże się w 2015 roku.
fot. Darek Kawka