A+ A A-

Roczny remanent AD 2014 u Gabriela

Podsumowanie i remanent AD 2014 w odtwarzaczu Gabriela Koleńskiego

Crippled 20141. Crippled Black Phoenix - White light generator - podobnie jak rok temu, zadecydowały emocje, dlatego na pierwsze miejsce wybrałem album może nie najlepszy, ale taki który wywarł na mnie największe wrażenie i wywołał największe emocje, towarzyszł mi najcześciej w przeróżnych okolicznościach (nie słuchałem go chyba tylko w toalecie). Kiedyś skreśliłem ten zespół, dziś jestem jego fanem. Tu jest wszystko czego oczekuję od muzyki - eklektyzm, melodie, chwytliwość, zadziorność, oryginalność, dobre teksty i wrażliwość. Niech żyje anarchia! Niech żyje CBP!

2. Lunatic Soul - Walking on a flashlight beam - dla mnie Mariusz Duda jest postacią wybitną na polskim rynku, a jego muzyka działa jak rentgen, prześwietlając na wylot wszystkie emocje współczesnego, wrażliwego człowieka. Słuchanie jego najnowszego dokonania jest czasem bolesne, bo jak wszystko co Duda stworzył, cholernie prawdziwe. Do tego ta zdolność dokonywania analiz społecznych w nienachalny i niepretensjonalny sposób. Autor po prostu mówi co widzi i robi to mądrze. Jednocześnie wszystko to brzmi niezwykle oryginalnie (wszystkie te instrumenty, aranżacje, brzmienia), co tylko potwierdza, że Polacy potrafią!

3. Pendragon - Men who climb mountains - zwykle staram się nie brać za bardzo do serca tego co muzycy mówią o swoich płytach tuż przed ich wydaniem, ale w tym przypadku można było wierzyć w każde słowo Nicka Barretta! Przestał gonić za nowoczesnością, wrócił do tego co umie najlepiej i stworzył wciągający, emocjonalny album, który chwyta za gardło i serce i prowadzi poprzez trudności, zarówno te związane z odkrywaniem nowych lądów, jak i te przeciętne, życiowe.

4. Ian Anderson - Homo erraticus - temu facetowi nie dość, że wciąż się chce, to on wciąż naprawdę może! Chociaż określenie "chodząca legenda" jest mocno pretensjonalne i wyświechtane, ciężko jest oprzeć się wrażeniu, że tu pasuje znakomicie. Ian Anderson nadal tworzy albumy, które są bardzo dopracowane, pieczołowicie przygotowane, zawierają szczegółowy koncept, opowiadają pewną historię. Do tego są muzycznie ciekawe. To nie jest tylko kwestia sentymentu, ale naprawdę dobra i wartościowa muzyka z charakterystycznym klimatem.

5. The Allman Brothers Band - Play all night - Live at the Beacon Theatre 1992 - jako fan koszul w kratę, w dodatku ostatnio coraz częściej delikatnie obmacujący się z muzyką bluesową nie mogłem przejść koło tego wydawnictwa obojętnie. Zdaje sobie sprawę, że jest to tak naprawdę koncert drugiego składu Allmanów, bez zmarłych wiele lat wcześniej Duane'a Allmana i Berry'ego Oakley'a, za to z genialnym Warrenem Haynesem znanym z Gov't Mule. Przekrojowy materiał, świetne brzmienie i niepowtarzalny klimat, który wylewa się prosto z głośników.

6. Mastodon - Once more round the sun - cóż za zaskoczenie! "The Hunter" jest dobrą płytą, ale gdy usłyszałem, że Amerykanie ponownie chcą kroczyć obraną na tym albumie ścieżką, martwiłem się czy nie przedobrzą. Niepotrzebnie! Rozwinęli mniej więcej podobną konwencję (krócej, szybciej, łatwiej), ale mocno ją przewietrzyli. W rezultacie otrzymaliśmy zestaw zwartych, bardzo melodyjnych ale ciężkich kawałków, które nie tylko wyrywają z butów, ale też wciągają i przykuwają uwagę. Można machać banią, można medytować, co kto lubi!

7. RPWL - Wanted - aktualnie jest to mój ulubiony niemiecki zespół, nie bez przyczyny. Piękne melodie, wspaniały klimat, mnóstwo emocji i niepowtarzalny głos i talent Yogiego Langa. Najnowszy album diametralnie różni się od poprzedniego. Zamiast rozbudowanego koncept albumu otrzymujemy zestaw prostszych, zwartych utworów, ale wszystkie elementy, które wymieniłem na początku tego tekstu zostały zachowane! A w wersji na żywo to już majstersztyk!

8. Opeth - Pale communion - ta płyta wywołała kontrowersje, dlatego musiała się znaleźć w moim zestawieniu! A poważnie, mi odpowiada to nowe, progresywne wcielenie Szwedów. To tak jakby utalentowany historyk opowiadał o swoich przodkach i tłumaczył skąd się wziął. Uważam, że ekipa Akerfelda całkiem umiejętnie prowadzi swoje wykłady teoretyczno-praktyczne. W przeciwieństwie do niektórych, moim zdaniem da się tej płyty słuchać i to z przyjemnością, ale wymaga to cierpliwości i czasu.

9. Thesis - Z dnia na dzień na gorsze - ten zespół pokazuje, że trzeba robić swoje i ciężko pracować i potwornie kochać swoją pasję, żeby robić wszystko w swoim tempie, na swoich zasadach i zawsze wychodzić z twarzą. A do tego z klasą! Zmienił się w zespole wokalista, zmienił się język tekstów, za to nie zmieniły się przekaz i siła wyrazu, a nawet śmiem twierdzić, że znacznie się umocniły. Bardzo dobry, równy materiał, niezbyt długi, ale treściwy, pod każdym względem. Należy pochwalić również brzmienie, podobnie jak wszystko w tym zespole, osiągnięte własnym sumptem.

10. Bjorn Riis - Lullabies in a car crash - słuchając tej płyty czuję się jakbym rozmawiał z przyjacielem, który musi się wygadać i opowiedzieć o wszystkich swoich słabościach, problemach, błędach, smutkach i rozterkach. W dodatku potrafi o tym wszystkim opowiadać w niezwykle piękny, szczery sposób. Niesamowicie  intymna twórczość odsłaniająca wrażliwą duszę muzyka.

11. Pink Floyd - The endless river - kolejny mocno kontrowersyjny materiał. Niestety, faktycznie należy zastanowić się kto tak naprawdę stworzył materiał na tą płytę, ale prawda jest również taka, że David Gilmour czuwał nad jej zawartością i raczej nie pozwoliłby na wydanie pod słynnym szyldem materiału, który nie osiągałby pewnego poziomu. Nie jest to poziom klasycznych dokonań Pink Floyd, ale traktując to w charakterze ciekawostki trzeba przyznać, że większość tych utworów tworzy piękny klimat i jest jak najbardziej w stylu słynnego kwartetu. Urokliwa, transowa muzyka.

12. Vesania - Deus ex machina - żeby pokonać przeciwnika, można zarówno zasunąć mu kopa, jak i podać truciznę. Vesania niejako stosuje obie te metody, bo pod płaszczykiem miażdżącej sekcji rytmicznej i gitar, sprzedaje dużo podskórnego, naprawdę przerażającego mroku i schizofrenii, które oddziałując podświadomie, robią to znacznie mocniej niż wysiłki różnych kapel metalowych, które dwoją się i troją i niewiele z tego wynika. Ekipa Oriona nie tylko kopie po twarzy, ale też jednocześnie sączy to swoje delikatne, jadowite szaleństwo.

13. Echoe - Spot for us - że co? Że mini album? Że mało znana polska grupa? I co z tego? Liczy się poziom i klasa. A tu są naprawdę wysokie! Pierwszy album grupy nie był aż tak porywający, ale na "Spot for us" panowie zdecydowanie rozwinęli skrzydła. Dużo świetnych pomysłów na siebie, ciekawe aranżacje, stylowe brzmienie i sięganie po różne wpływy i mamy mariaż doskonały. Bardzo kibicuję temu zespołowi i zdecydowanie czekam na więcej.

14. Superdrama - The Promise - to tak z cyklu "ktokolwiek słyszał, ktokolwiek zna?!". Jeśli ktoś zna i słyszał to wie, że usłyszeć warto. Wybuchowa mieszanka rocka psychodelicznego i symfonicznego, dużo transu i pięknych partii instrumentalnych, ale nie brak na "The Promise" również zgrabnych melodii i refrenów, śpiewanych przez zwariowanego, podobnie jak cała ta muzyka, wokalistę.

15. Illusion - Opowieści - zespół oczywiście nie mający niczego wspólnego z rockiem progresywnym, ale moim zdaniem to jeden z ważniejszych, wciąż aktywnych polskich zespołów rockowych. Cieszę się, że reaktywowali się z sukcesem i nową płytą. Bardzo dojrzała muzyka, z ciekawymi, zmuszającymi do myślenia tekstami i ogromną porcją potężnych, ołowianych riffów.

Gabriel Koleński

progrock.org.pl

Komentarze

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.