Kolejny bardzo muzyczny rok i kolejne oficjalne podsumowanie. Tym razem uniknąłem problemów związanych z długością oraz formą mojego rankingu, co znacznie ułatwiło moją pracę redaktorską (zainteresowanych odsyłam TUTAJ). Wybór wydawnictw do mojej TOPki nie sprawił mi większego problemu, co nie znaczy, że zrezygnowałem z kosmetycznych zmian. Po pierwsze, to najbardziej zróżnicowane zestawienie jakie dotąd przygotowałem i myślę, że każdy z Was znajdzie w nim coś dla siebie. W końcu gatunek nie określa wartości, tylko różnicuje muzykę. Po drugie, ponad połowa płyt została przeze mnie zrecenzowana na łamach ProgRocka, dlatego też – w ramach poszerzenia horyzontów – zamieszczę odnośniki do recenzji. Po trzecie, idąc przykładem Pana Dino, pod każdą pozycją znajdziecie klip promujący, co ułatwi Wam bliższe zapoznanie się z muzyką danego wykonawcy. Już nie przedłużając, przechodzimy do tego co najczęściej wybrzmiewało w mojej warowni na przełomie ostatnich 12 miesięcy. Na pohybel!
15. Exlibris - Aftereal
Już na Humagination Warszawiacy pokazali jak powinno się grać power metal. Choć muzyce Exlibris dalej przewodzą pędzące melodie, to sam materiał okazuje się być znacznie bardziej zróżnicowany względem poprzednika. Rytmiczne popisy przypominają dokonania brazylijskiej Angry, a energii nie odmówiłby im nawet sam Blind Guardian. Na Aftereal usłyszymy też kilka gościnnych występów, a swoje „trzy grosze” dorzucili tacy artyści jak: Zbigniew Wodecki, Piotr Chancewicz (Mech), Maksymina Kuzianik (Setheist), Piotr Rutkowski (Corruption) oraz Tom Englund (Evergrey).
14. Tuomas Holopainen - Music Inspired by The Life and Times of Scrooge
Solowy album Holopainena to spełnienie jego artystycznych marzeń, bowiem pomysł nagrania albumu opartego o cykl komiksów Życie i czasy Sknerusa McKwacza krążył mu po głowie od 15 lat. Lider Nightwish zabiera nas w sentymentalną podróż do naszej młodości, której wtóruje duch muzyki filmowej, utrzymanej w zróżnicowanym tonie. W ramach ciekawostki warto wspomnieć, że twórcą grafik do albumu jest sam Don Rosa – autor wcześniej wspomnianej serii.
13. Dirty Loops - Loopified
Powalający debiut! Szwedzkie trio stworzyło wariację w duchu synthpopu oraz jazz fusion, które zasługuje na uwagę z trzech powodów. Po pierwsze, tylko oni potrafią tchnąć ducha w muzykę Justina Biebera (na płycie można znaleźć jego dwa covery) Po drugie, to profesjonalni muzycy z wieloletnim stażem i po trzecie, ten układ naprawdę działa! Panowie sprawnie skaczą między gatunkami i wiedzą kiedy mogą pozwolić sobie na techno-wstawki, kiedy spuścić z tonu, a kiedy popaść w rockowe szaleństwo. Coś do posłuchania i do potańczenia – osobliwa mieszanka
12. Millenium - In Search Of The Perfect Melody
W tym roku panowie z Millenium przygotowali dla fanów wspaniały jubileuszowy prezent z okazji 15-lecia swojej działalności. In Search Of The Perfect Melody to album, który nie tylko określa wartość formacji, ale też odsłania jej wrażliwość – zarówno na płaszczyźnie lirycznej, jak i muzycznej. Prócz wielowątkowego utworu tytułowego, na płycie nie zabrakło osobistych hołdów, dedykacji, a nawet bardziej chwytliwych melodii. Obecnie jedno z największych osiągnięć polskiego rocka neoprogresywnego.
11. Faun - Luna
Faun, pomimo konkurencji ze strony nowego krążka Omni, bez problemu wbił się na podium folkowych wydawnictw 2014 roku. Luna to opus magnum w dyskografii grupy, które łączy w sobie muzykę starych kultur z elementami klasyki oraz… muzyki rozrywkowej. Od chrześcijańskich pieśni, skocznego menueta, aż po ambient – zespół nie stawia sobie żadnych granic i z gracją wykorzystuje wiele muzycznych kierunków. Niemcy stworzyli dzieło epokowe, które wyznacza nowy prąd we współczesnym folku.
10. Vader - Tibi et Igni
Po świetnie przyjętym Welcome to the Morbid Reich, ojcowie polskiego death metalu zaserwowali nam najlepszą płytę w swojej karierze, która podniosła poprzeczkę dla wielu wykonawców z tego nurtu. Vader, inspirując się innymi formami metalu, pokazuje nam dojrzalsze oblicze swojej twórczości. Z jednej strony serwują nam zróżnicowany materiał, a z drugiej ściśle trzymają się swoich ekstremalnych korzeni, co w obecnych czasach jest sztuką trudną do opanowania. Tibi et Igni to także mistrzowska strona realizacyjna, za którą odpowiadają bracia Wiesławscy ze studia Hertz.
09. Dave Weckl/Jay Oliver - Convergence
Panowie Weckl i Oliver w przeszłości już kilkakrotnie łączyli swoje siły (m.in. na albumach Master Plan oraz Synergy), ale dopiero na Convergence wtargnęli na wyższy stopień muzycznej symbiozy. Spodziewałem się solidnego materiału w jazz-fusionowym nastroju, a otrzymałem znacznie więcej! Trochę tu popowych aranżacji (genialny cover Higher Ground Steviego Wondera), a także melodyjnych odniesień do innych prądów w muzyce, m.in. samby oraz folku. Świetnie wypadają też goście w postaci Chrisa Colemana, Emile-Claire Barlow, Gary’ego Meeka, Mike’a Sterna, czy Claire Weckl – córki Dave’a. Zaskakujący powrót perkusyjno-klawiszowego duetu.
08. Opeth - Pale Communion
Mikael Åkerfeldt, podążając ścieżką utartą przy premierze Heritage, przypieczętował swoją miłość do rocka progresywnego i na pewien czas porzucił swoje deathmetalowe oblicze. Pomimo narzekań ze strony ortodoksyjnych fanów, Pale Communion okazał się jednym z najbardziej osobliwych albumów w historii grupy. Opeth stworzył materiał w klimacie prog rocka lat ’70 i oprawił go w charakterystyczne dla siebie tonacje. Zamiast płytkich nawiązań, muzycy wykuli wspaniały pomnik w duchu tradycji zapoczątkowanej przez Pink Floyd, Jethro Tull, czy Yes.
07. Woobie Doobie - Dawne tańce i melodie
Trzynaście lat trzeba było czekać na kolejne, trzecie już z kolei, wydawnictwo Woobie Doobie. Tym razem muzycy spuścili nieco z tonu i nastawili się na bardziej nastrojowe, fusionowe granie. Dawne tańce i melodie, pomimo humorystycznej okładki, to najdojrzalsze dzieło w ich dorobku. Chemia między instrumentalistami jest niezwykła – Wojtek Olszak, Michał Grymuza i Fazi wspaniale budują melodie (posłuchajcie Mono Szarloty!), a całość dopełniają rytmiczne popisy w wykonaniu Wojtka Pilichowskiego i Michała Dąbrówki. Wisienką na torcie jest singiel promocyjny w postaci Szklanki Szaleństwa, na którym gościnnie zaśpiewał Piotr Cugowski, wspierany w chórkach przez Anię Szarmach i Kubę Badacha.
06. Work Of Art - Framework
O Framework wypada mówić prosto z mostu. To najlepszy album softrockowy jaki wylądował w moim odtwarzaczu od 2007 roku, czyli od czasu wydania Falling In Between Toto. Szwedom nie można odmówić talentu do tworzenia przebojów – nośnych, a przy tym dopracowanych na płaszczyźnie melodycznej. Z jednej strony muzyka Work Of Art. ściśle trzyma się rockowego kanonu lat ’80 (nawiązania do Toto i Journey jak najbardziej wskazane), a z drugiej zaskakuje świetnym brzmieniem i dojrzałą prezencją. Idąc myślą przewodnią zespołu, widoczną już w samej nazwie – Framework to prawdziwe dzieło sztuki.
05. Jordan Rudess - Explorations
Explorations to nie tylko największe osiągnięcie w solowej karierze Jordana Rudessa, ale też jedno z największych przedsięwzięć w historii polskiej muzyki. Klawiszowiec Teatru Marzeń zaprosił do współpracy Michała Mierzejewskiego oraz orkiestrę Sinfonietta Consonus i stworzył coś dotąd niespotykanego. Symfoniczne podróże Rudessa to połączenie muzyki klasycznej i rocka progresywnego, które charakteryzuje ogromna artystyczna wrażliwość. Od wielowątkowych kompozycji, aż po szczere dedykacje – to monumentalne wydawnictwo, pełne rozmaitych tonacji. Szkoda tylko, że nominacja do Grammy przeszła koło nosa.
04. Skyharbor - Guiding Lights
Miło, że w mathmetalowym światku istnieją takie zespoły jak Skyharbor. Dlaczego? Panowie na Guiding Lights całkowicie odrzucają charakterystyczne dla tego nurtu schematy i stawiają na bardziej przestrzenną prezencję. Ich muzyka to mozaika wielu gatunków, krążąca na granicy ambientu i rocka progresywnego, której przewodzi sentymentalny wydźwięk. Choć na albumie nie brakuje technicznych popisów, to osobowość grupy w dużej mierze określa hipnotyczny głos Daniela Tompkinsa (TesseracT). Skyharbor całkowicie wyrwał się spod djentowego pantofla i otworzył się na zupełnie nowe brzmienia. Czekamy, aż inni podążą ich śladem.
03. Teramaze - Esoteric Symbolism
Paradoksalnie Teramaze, wywodząc się z thrashmetalwych kręgów, stworzył jeden z najbardziej oryginalnych albumów w prog metalu. Grupa Deana Wellsa stara się do nas dotrzeć nie tylko za pośrednictwem instrumentalnych popisów, ale też dobitnego społecznego przekazu. Historia Esoteric Symbolism to manifest człowieka żyjącego w upadającym świecie, wyzbytym wszelkich norm moralnych. Album, choć utrzymany w agresywnym tonie, chwyta za serce i stara się zakorzenić w naszej świadomości, stosując sprawdzoną zagrywkę – imponującą stronę muzyczną. To godna prezentacja nowoczesnych form prog metalu.
02. Soen - Tellurian
Tellurian posiada wszystkie cechy dopracowanego albumu – liryczną ekspresję, rozmach, imponującą stronę techniczną, a nawet fachową grafikę, dumnie widniejącą na okładce. Jednak panowie mają na swoim koncie jeszcze jeden sukces. Soen odcina się od inspiracji muzyką Tool i stawia na autonomiczny charakter. Od czasu debiutanckiego Cognitive, ich osobowość znacznie ewoluowała i podążyła w bardziej rozbudowane rewiry. Grupa świetnie czuje się w ponurych tonacjach, ale nie stroni od ciekawych rozwiązań harmonicznych oraz odniesień do muzyki starych kultur. Soen stworzył dzieło, które wymaga od słuchacza pełnego zaangażowania w ich osobliwy świat. Podjąłem to ryzyko i nie żałuję – to wspaniały album.
01. Evergrey - Hymns For The Broken
Od samotności do mnogości - takie hasło widnieje na fladze promującej najnowsze wydawnictwo Evergrey. Tom Englund otoczył się powracającymi muzykami w postaci Henrika Danhage’a oraz Jonasa Ekdahla i stworzył największe dzieło w swojej karierze. Hymns For The Broken odsłania wrażliwą naturę Szwedów, wznosząc ich muzykę na bardziej emfatyczne rewiry. W utworach znacznie mniej jest metalowej agresji, a więcej przestrzeni, co nie znaczy, że grupa całkowicie zrywa ze swoimi korzeniami. Całość dopina poruszająca historia, która opowiada o społecznym zjednoczeniu wobec apatycznej władzy. Nowy album Evergrey to największe zaskoczenie tego roku i jeden z najlepszych albumów współczesnego prog metalu – mistrzowsko skomponowany, targający emocjami, a przy tym niezwykle szczery w swoich założeniach. Dzieło kompletne, które każdy fan progresu powinien poznać.
(nie)pominięci
Tradycyjnie pomijam rozczarowania, a swoje marudzenie zostawiam na nadchodzące recenzje. Zamiast ciągle narzekać warto przyjrzeć się tym artystom, którym nie udało się załapać do mojego oficjalnego rankingu. Większość z nich była o krok od wskoczenia na szczęśliwą piętnastkę.
W progresie bez zmian – dużo, acz stabilnie i bez słyszalnych rewolucji. Nieco pokrzywdzona okazała się pierwsza część The Chronicles Of The Immortals Vanden Plas, która jest jedynie wprawką przed zbliżająca się kontynuacją. Poza tym, Anubis Gate wydał najlepszy album w swojej karierze – Horizons, a Devin Townsend obdarował nas aż trzema udanymi wydawnictwami. Na podwójnym krążku, prócz kontynuacji przygód Ziltoida, znajdziemy też Sky Blue pod szyldem Project, a ogromnym zaskoczeniem okazał się Casualties Of Cool, w którym Devin eksperymentuje z muzyką progresywną oraz country. Wysoki poziom prezentują także: Citadel Ne Obliviscaris, Nebulae Hemina, Broken Pieces stOrk oraz Kindly Bent to Free Us Cynic. Nie zabrakło przyjemnch powrotów w postaci Distant Is The Sun Vanishing Point i Retribution Nightingale, jak również mocnego debiutu, prosto z Canton. Coda swoim Mechanism zdeklasowała konkurencję. O krok od pojawienia się w zestawieniu były też dwa neoprogresywne albumy – Demon Gazpacho oraz The Road Of Bones IQ. Na dokładkę warto sięgnąć po koncertowe wydwnictwo Breaking The Fourth Wall od Dream Theater – to realizacyjny majstersztyk!
W polskim rocku progresywnym drobny zastój, a dobre wrażenie zrobiły na mnie jedynie cztery wydawnictwa: Stage Of Delusion Sounds Like The End Of The World, The After Effect Osady Vidy, Revenant Corrala (solidny debiut!) oraz Ego, Georgius Jerzego Antczaka. Natomiast z naszego rock/metalowego podwórka na uwagę zasługuje Brutus Syndrome od CETI, Dramat Współczesny Kabanosa, Before Kruka oraz Into The Madness Night Mistress. Fani eksperymentalnych dźwięków powinni sięgnąć po aoeiux Oczi Cziorne oraz fizyczną wersję Majaków od Kormoranów.
Na koniec troszkę gatunkowego mariażu, w którym warto odnotować dwa, bardzo udane albumy – Renatus Dynazty oraz Better Days Comin’ Winger. Ci pierwsi przeskoczyli z hard rocka w stylu lat ’80 na nowoczesny power/prog, natomiast drudzy z klasycznego glam/heavy na prog rock w klimacie King’s X. Poza tym, fani ekstremalnych brzmień powinni sięgnąć po Grand Morbid Funreal Bloodbath, a rockowi wyjadacze po Magic Mountain Black Stone Cherry. W paganfolkowe nastroje wprowadzi Was Earth Warrior od Omni, a dla miłośników jazzu ukojeniem okaże się Alive Hiromi Uehary oraz Cheek To Cheek od Lady Gagi i Tony’ego Bennetta.
Z tego miejsca chciałbym podziękować czytelnikom oraz kolegom z redakcji za kolejny, niezwykle owocny rok, który był dla mnie zwiastunem dużych zmian – oczywiście na lepsze! Nie chcę niczego zdradzać, ale przekonacie się o nich na przełomie kilku nadchodzących miesięcy. Oj, będzie się działo! Pierwotnie tekst miał ukazać się na stronie serwisu w okresie przednoworocznym, więc życzenia będą troszkę spóźnione. Wybaczcie.
Życzę Wam częstych powrotów do muzyki, którą odkrywaliście przez te ostatnie miesiące. Niech chwyta Was za serce z taką samą siłą, jak przy pierwszym odsłuchu. Bądźcie też gotowi na kolejne muzyczne niespodzianki w Nowym Ro©ku. Samych obfitości, drodzy progmaniacy!
Łukasz ‘Geralt’ Jakubiak