Przed Progiem
Po bardzo długiej przerwie wraca druga odsłona cyklu Dwa Progi, w którym konfrontuję ze sobą dwa zbliżone do siebie – czy to stylistycznie, czy koncepcyjnie – albumy.
Telenoweli Queensrÿche ciąg dalszy… Geoff Tate w 2013 roku oficjalnie stracił prawa do nazwy zespołu, ale nie byłby sobą, gdyby nie dał przysłowiowego „pstryczka w nos” swoim byłym kolegom z zespołu. Premiera płyty jego nowego projektu musiała się zbiegać z ukazaniem się kolejnego albumu Queensrÿche, dlatego kilka tygodni przed wydaniem Condition Hüman, Tate wypuścił twór zatytułowany The Key sygnowany szyldem Operation: Mindcrime. Pojedynek czas zacząć.
RUNDA 1: Okładka
The Key odstrasza już przy pierwszym kontakcie. Oto na okładce nie widnieje nic innego oprócz odkrytej klatki piersiowej, prawdopodobnie, Geoffa Tate’a. Nasz „bohater” ma także na szyi zawieszonego pendrive’a w kształcie loga Operation: Mindcrime (oraz wcześniejszych solowych dokonań wokalisty). Ma to jawnie odnosić się do warstwy lirycznej, dotyczącej tworzenia nowoczesnej technologii kontrolującej rzeczywistość. Pomysł brzmi ambitnie, ale… naprawdę? Nie dało się tego inaczej zobrazować?
O wiele lepiej wygląda sytuacja z Condition Hüman. Okładka, utrzymana w ciemnobrązowej tonacji, przedstawia dziewczynkę przecierającą szybę, która tworzy prześwit na wzór loga zespołu. Za oknem rozpościera się panorama nowoczesnej metropolii. Enigmatycznie prezentuje się także wnętrze pomieszczenia, w którym przebywa dziewczynka. Każdy przedmiot (zabawkowy samolot, maszyna do szycia, znak drogi stanowej) jest zakurzony, spowity pajęczyną, zapomniany. Po lewej można zauważyć lustro, w którym odbija się zjawa przypominająca Sadako z japońskiego horroru Ring. Troszkę na wzór okładek albumów Dream Theater (Images & Words, Awake), każda rzecz jest miniaturą odzwierciedlającą liryczną stronę krążka. To estetyczna, choć niepowalająca inwencją okładka, autorstwa Joego Helma. Punkt dla „Ryśków”.
0 : 1
RUNDA 2: Liryka
Trzeba przyznać, że pod kątem warstwy tekstowej, The Key radzi sobie całkiem nieźle. Mamy czterech bohaterów, którzy wspólnie tworzą technologię zmieniającą zastaną rzeczywistość. Chodzi głównie o przechwytywanie negatywnych bodźców i zmienianie ich na korzyść społeczności. Album, będący pierwszą częścią trylogii, przedstawia wszystkie postacie i tworzy zarys konfliktu. Jedni widzą w technologii indywidualne zastosowanie, a inni altruistyczne – wierzą, że dzięki niej są w stanie ulepszyć świat. Założenia są ciekawe i generalnie cała otoczka fabularna daje radę. Szkoda tylko, że w takiej formie jest kompletnie niesłuchalna. Ale o tym później.
Condition Hüman, podobnie jak The Key, jest albumem koncepcyjnym obracającym się wokół tematyki egzystencjalnej oraz problemów społeczno-politycznych – można w nich wychwycić tematykę bólu istnienia oraz przemijania, jak również upadku człowieczeństwa. Już od wielu lat Queensrÿche nie napisał tak dosadnej, a przy tym także niezwykle refleksyjnej liryki. Zatem, jak prezentuje się współczesna Kondycja człowieka? Zachęcam do osobistego przeżycia wszystkich opowieści zawartych na krążku. Kolejna wygrana Condition Hüman, choć w tym przypadku minimalna.
0 : 2
RUNDA 3: Muzyka
No i w tym momencie zaczynają się schody… Na The Key próżno jest szukać fragmentu, który w całości można by było nazwać udaną kompozycją. Płyta to zlepek niezbyt kreatywnych kolaży gatunkowych, monotonnych melodii i nietrafionych zagrywek rytmicznych. Melorecytacja na The Stranger to jakiś żart, „wymyślna” sekcja na No Queue nie klei się z melodią prowadzącą (nie wspominając już o solówce), a przesyt wielogłosów na Kicking In The Door doprowadza do krwawienia uszu. Nie jest tak, że uwziąłem się na tę płytę. Prawie każdy utwór utrzymany jest w powolnym, pseudo-psychodelicznym nastroju, który odstrasza już przy pierwszym zetknięciu. Zdziwiłem się, co na tej płycie robi John Moyer (Disturbed), któremu – od czasu do czasu – uda się wyrzeźbić całkiem niezłe partie na basie, chociażby na takim Ready To Fly. Z całego The Key tylko jeden utwór można nazwać namiastką piosenki i jest to Re-inventing the Future. Zwrotka jest naprawdę niezła – ospała, ale w klimacie świetnego Promised Land. Wszystko zmienia się z wejściem refrenu. Zmienia się jedynie tonacja i linia wokalna – pozbawiona nawet odrobiny melodyjności. Mówiąc krótko: jest gorzej niż źle.
Nowy album Queensrÿche zaczyna się od udanego heavymetalowego szlagiera – Arrow of Time, a w podobnym klimacie utrzymane są dwa kolejne utwory – Guardian oraz Hellfire. To nośne kompozycje, w których ogromny popis daje Todd La Torre, udowadniając jednocześnie, że jest godnym następcą Geoffa Tate’a. W bardziej progresywne nastroje wprowadza nas Selfish Lives oraz Eye9, w których na pierwszy plan wychodzą gitarowe popisy Michaela Wiltona i Parkera Lundgrena. Równie świetne wypada Bulletproof, oparty na klawiszowo-symfonicznych melodiach (mistyczne chórki robią wrażenie). Nie brakuje też akustycznej ballady, a Just Us pod tym kątem naprawdę się wyróżnia – La Torre brzmi świetnie, symfoniczne partie nadają kompozycji podniosłego charakteru, a całość wieńczy bardzo udane solo gitarowe. Condition Hüman tylko w jednym momencie sprawia wrażenie niewykorzystanej szansy. Chodzi o Hourglass, który po energicznym intrze (i to jakim!) przeradza się w szybką balladę w nastrojach Nickelback – dziwaczna to zagrywka, która nie pasuje do nastroju albumu. Płytę wieńczy utwór tytułowy, który idealnie dopełnia progresywną tożsamość Queensrÿche. Condition Hüman to wielowątkowa kompozycja, sprawnie zmieniająca nastroje i melodie. To najlepszy finał od czasów Eyes Of A Stranger z Operation: Mindcrime. Ta runda to miażdżąca klęska grupy Tate’a.
0 : 3
RUNDA 4: Realizacja
Nowy album Queensrÿche zaczyna się od udanego heavymetalowego szlagiera – Arrow of Time, a w podobnym klimacie utrzymane są dwa kolejne utwory – Guardian oraz Hellfire. To nośne kompozycje, w których ogromny popis daje Todd La Torre, udowadniając jednocześnie, że jest godnym następcą Geoffa Tate’a. W bardziej progresywne nastroje wprowadza nas Selfish Lives oraz Eye9, w których na pierwszy plan wychodzą gitarowe popisy Michaela Wiltona i Parkera Lundgrena. Równie świetne wypada Bulletproof, oparty na klawiszowo-symfonicznych melodiach (mistyczne chórki robią wrażenie). Nie brakuje też akustycznej ballady, a Just Us pod tym kątem naprawdę się wyróżnia – La Torre brzmi świetnie, symfoniczne partie nadają kompozycji podniosłego charakteru, a całość wieńczy bardzo udane solo gitarowe. Condition Hüman tylko w jednym momencie sprawia wrażenie niewykorzystanej szansy. Chodzi o Hourglass, który po energicznym intrze (i to jakim!) przeradza się w szybką balladę w nastrojach Nickelback – dziwaczna to zagrywka, która nie pasuje do nastroju albumu. Płytę wieńczy utwór tytułowy, który idealnie dopełnia progresywną tożsamość Queensrÿche. Condition Hüman to wielowątkowa kompozycja, sprawnie zmieniająca nastroje i melodie. To najlepszy finał od czasów Eyes Of A Stranger z Operation: Mindcrime. Ta runda to miażdżąca klęska grupy Tate’a.
0 : 4
RUNDA 5: Kompozycja
Nie będzie oczywiście żadnym zaskoczeniem, że Kluczysko również nie broni się na płaszczyźnie kompozycyjnej. Wyłączając słabo brzmiące utwory, płyta może poszczycić się przydługimi przerywnikami, które wydłużają materiał – za mało jest w nich samej muzyki, a za dużo monologów. Koniec końców, i tak są mniej męczące od bardziej „rozbudowanych” numerów, a jedna z pauz (An Ambush of Sadness) ma całkiem niezłą melodię prowadzącą. Kolejnym problemem jest to, że płyta opiera się na tych samych schematach, a pozornie „ciężkie” gitary mają budować psychodeliczny nastrój opowieści. Nie do końca się to sprawdziło.
Na Condition Hüman każdy utwór jest inną opowieścią, ukazującą zupełnie inną tożsamość muzyczną . Trzeba przyznać, że to dobre zagranie. Szkoda tylko, że album – po energicznym początku – nagle spuszcza z tonu i niespodziewanie wkracza na ambitniejsze ścieżki. Fani klasycznego ducha Queensrÿche mogą poczuć się rozczarowani, bowiem – nie licząc pierwszych numerów i All There Was – mało jest na płycie heavymetalowej energii, a więcej nastrojowych dźwięków przywodzących na myśl, przytoczonego wcześniej, Promised Land. Pomimo nieumiejętnie rozłożonych akcentów, sam kierunek jak najbardziej mi odpowiada i chciałbym, żeby zespół kontynuował go na kolejnych płytach. Ostatni punkt ląduje do…
0 : 5
Panie i panowie, drugą odsłonę Dwóch Progów wygrywa, z miażdżącą przewagą, Condition Hüman! Album, pomimo drobnych potknięć, okazał się wielkim powrotem legend prog metalu, który można spokojnie postawić obok pięciu pierwszych dokonań grupy. Natomiast The Key, nie licząc lirycznego potencjału, nie ma nic do zaoferowania i z premedytacją psuje markę zapoczątkowaną przez legendarny album Queensrÿche – Operation: Mindcrime. Tate powinien zejść ze sceny i przejść na muzyczną emeryturę, bo z każdą kolejną płytą coraz bardziej traci szacunek w oczach fanów. Jego „dzieło” otrzymuje ode mnie najniższą notę jaką dotąd wystawiłem, bez żadnych skrupułów. Szkoda, że nie zrekompensuje mi to godzin, które straciłem podczas słuchania tej kaszany.
Najważniejsze, że przyszłość Queensrÿche jawi się w optymistycznych barwach. W końcu mogę z pełną satysfakcją wykrzyczeć: The Rÿche is back!
The Key – 1/5
Condition Hüman – 4.5/5
Łukasz "Geralt" Jakubiak