Kolejny rok - kolejne podsumowanie. Już tradycyjnie pod koniec roku (lub na początku roku następnego) na łamach ProgRock.org.pl publikuję swoje podsumowanie minionego roku. Tym razem, podobnie jak było to poprzednio, postanowiłem podzielić mój Top na dwie piętnastki: polską i światową. Na tę drugą przyjdzie jeszcze pora, bo samą listę już mam - ale brakuje mi jeszcze kilku komentarzy, natomiast tę pierwszą właśnie chciałbym Wam przedstawić. Jeżeli śledziliście moje poprzednie podsumowania to możecie tym razem być nieco zaskoczeni. Na liście znalazło się kilka ekstremalnie metalowych albumów, w tym nawet jeden z półki o nazwie "grindcore". Ale jest też kilka bardzo ciekawych pozycji progresywnych - dlatego polecam lekturę!
15. Hostia "Hostia"
Zaczynam z bardzo grubej rury - grindcore. Chociaż to łatka trochę na wyrost, bo dla mnie Hostia jest takim death metalowym Acid Drinkers. Na nieco ponad 20-minutowym debiutanckim albumie znajdziemy aż 13 wściekłych kompozycji, które są za to podane w dość przystępnej i strawnej formie. Bywa tu agresywnie, bywa niedbale i jakby punkowo, bywa nawet rock'n'rollowo jakby w stylu Malignant Tumour (patrz: "Not Really a Christian Song"). Do tego świetna oprawa graficzna i doskonałe brzmienie. Mocna rzecz na początek!
14. Alameda 4 "Czarna woda"
Teraz będzie trochę zakręconej muzyki, czyli coś w czym wytwórnia Instant Classic jest bardzo dobra. Alameda 4 to kolejne wcielenie Alamedy - czyli hipisowska jazda po kwasie w wydaniu muzycznym, XXI-wiecznym. Sporo tutaj psychodelicznych odlotów oraz pozornie improwizowanych fragmentów, najwięcej jednak jest najwyższej próby alternatywnego rocka. Wokal pojawia się rzadko, czasami jakieś sample. Lubię takie odloty jak "Txtan" czy "Qustar" - dla mnie bajka!
13. Art Of Illusion "Cold War Of Solipsism"
Panowie z bydgoskiego Art Of Illusion nie zwalniają i na swoim drugim albumie studyjnym prezentują już w stu procentach dojrzałe spojrzenie na progresywny metal z nieco symfonicznym sznytem. Więcej też niż na debiucie mamy wokalu, co moim zdaniem jeszcze bardziej uatrakcyjnia gęstą od dźwięków muzykę "Iluzjonistów". Dla fanów Dream Theater z czasów "Metropolis Pt.2 (...)" czy "Train Of Thought" pozycja obowiązkowa, ale myślę, że wszyscy miłośnicy progresywnego grania odnajdą się tutaj doskonale.
12. Weedpecker "III"
Choć zaliczyłem w tym roku dwa występy tych panów na żywo i pierwszy podobał mi się wybitnie, a drugi już zdecydowanie mniej, to do albumu "III" powracał będę jeszcze nie raz. Kawał dobrego, psychodelicznego stonera światowej jakości. Aż dziw, że grupa z taką muzyką jeszcze nie zrobiła furory za oceanem, ale w niemal rok osiągnęli na YouTube próg 200 tys. wyświetleń - co budzi podziw i szacunek. Tym bardziej, że to nie muzyka "z radia", tylko trochę bardziej wymagająca. Niemniej wciągająca i zasłużenie uwzględniona w moim zestawieniu!
11. Here On Earth "Thallium"
Szybko dostaliśmy następcę zeszłorocznego "In Ellipsis", ale panowie z Here On Earth na pewno nie obniżyli lotów. Śmiem twierdzić nawet, że ich drugi album jest znacznie lepszy niż debiut! Tu Na Ziemi udało się uniknąć błędu, jaki popełnia gro polskich zespołów progresywnych - czyli pośpiechu i wtórności. "Thallium" to dojrzały, znakomity prog rockowy krążek z kilkoma wyjątkowo dobrymi i świeżymi kompozycjami, jak "Believers and Liars" czy "Alterity", w którym ujawnia się pewna tęsknota za Tool. Piątka z plusem!
10. Behemoth "I Loved You At Your Darkest"
Progresywny Behemoth? Niewielu w to wierzyło, a jednak. Nergalowi, Orionowi i Inferno udało się przemycić zadziwiająco dużo progresywnych motywów, których nie powstydziłby się niejeden prog metalowy zespół. Niemniej to wciąż w dużej mierze black metal - charakterystyczny dla Behemoth i będący wizytówką polskiego metalu na świecie. Można dyskutować o Nergalu, skandalach, image'u scenicznym, komercjalizacji... ale "I Loved You At Your Darkest" to kontynuacja ścieżki obranej na "The Satanist", ścieżki bardzo dobrej i bezdyskusyjnie odkrywczej. Ścieżki ku szczytom, na których Behemoth jako światowa gwiazda już się niemalże znajduje.
9. Kriegsmaschine "Apocalypticists"
Gdzie Mgła nie może - tam wojenne maszyny pośle. Następcy "Excercises in Futility" się w tym roku nie doczekaliśmy, ale ni stąd ni zowąd w sieci zadebiutował nowy album pobocznego projektu M. i Darkside, czyli Kriegsmaschine. Album trochę inny niż to, do czego przyzwyczaja słuchaczy Mgła, ale wciąż nie mniej atrakcyjny. Wpadające w ucho gitarowe melodie zastępuje perkusyjna wirtuozeria, a ja się w tym momencie pytam: czy mamy w polsce lepszego metalowego bębniarza niż Darkside? Do tego kawał solidnych black metalowych kompozycji i otrzymujemy jedną z najlepszych polskich płyt bm w ostatnich latach. I tak kompletnie bez zapowiedzi... można? Można!
8. Osada Vida "Variomatic"
Po dwóch metalowych pozycjach w moim zestawieniu przychodzi czas na chwilę wytchnienia. A to za sprawą weteranów polskiej sceny progresywnej XXI-wieku, czyli Osada Vida. Ich najnowszy album "Variomatic" to z jednej strony nic odkrywczego, ale z drugiej - solidny kawał dobrego, progresywnego rocka. Kłaniają się inspiracje Pink Floyd, kłania się też trochę jazzu, fusion oraz alternatywnego rocka. No i ta cudownie zawodząca gitara Janka Mitoraja... miód na uszy i doskonały soundtrack do popołudniowej kawy. Wspaniale znowu słyszeć Osadę w tak dobrym wydaniu.
7. Kły "Szczerzenie"
Kły to dość osobliwe zjawisko na polskiej scenie metalowej. Nie dość, że zrobili najlepsze i najbardziej polskie logo jakie można sobie wyobrazić (widzicie to "Ł"?), to jeszcze nagrali zjawiskowo dobrą płytę. Nie bardzo wiem kto za Kły odpowiada, ale rękę Nihila, który album ten produkował nie tylko słychać, ale też czuć. Ten swoisty mariaż black metalu, post punku i new wave wraz z tekstami po polsku wciąga jak najciekawsza książka. Słychać zamysł twórców, że nie ścigamy się z nikim i niczym, ale robimy klimat, klimat i jeszcze raz klimat. Trzeba przyznać więc, że twórcom ów klimat na pewno się udał.
6. Lunatic Soul "Under The Fragmented Sky"
Miało być rozszerzenie do "Fractured", a wyszedł pełnoprawny album. Mariusz Duda zdecydowanie wie "jak to robić" i jego solowy projekt Lunatic Soul brzmi już tak wyjątkowo i charakterystycznie, że daremnie szukać jakichś porównań. Na nowym albumie muzyk jeszcze bardziej zbliżył się do muzyki elektronicznej, ambientowej i po przyprawieniu całości lunatycznymi, etnicznymi ozdobnikami stworzył kolejny wyjątkowy krążek. Byłem, jestem i pozostanę fanem Lunatic Soul, który chyba nawet bardziej lubię niż pewien zespół na "R", o którym tu zresztą jeszcze będzie...
5. Frontal Cortex "Passage"
...ale o tym dopiero za chwilę. Bo najpierw jedna z najciekawszych, jeśli nie najciekawsza propozycja polskiego prog rocka w tym roku. Oto Frontal Cortex ze swoim debiutanckim albumem "Passage" postawił sobie (i innym) poprzeczkę bardzo wysoko. Wielu było już naśladowców Tool i choć pierwsze skojarzenie przy słuchaniu "Passage" będzie dość jasne, to takie uproszczenie w przypadku Frontal Cortex byłoby sporym błędem. To jest znakomity progresywny album, w którym odkryć można naprawdę wiele różnych inspiracji i wskazanie samego Tool zakrawa o obrazę. Jeśli natomiast jesteście ciekawi nieco większej ilości szczegółów to zapraszam do mojej recenzji tutaj: KLIK.
4. In Twilight's Embrace "Lawa"
Kolejny album, który wyskoczył jak Filip z konopi. Na początku listopada, czyli w najlepszym ku temu momencie, poznański In Twilight's Embrace wypuścił bez zapowiedzi następcę bardzo dobrego "Vanitas" i zrobił kolejny krok do przodu. Gdybyśmy wzięli Furię i Mgłę, wrzucili do jednego worka i mocno potrzęśli to moglibyśmy otrzymać wtedy album brzmiący właśnie jak "Lawa". A jeśli do tego dodamy jeszcze garść niepokojącego, mickiewiczowskiego (z czasu "Dziadów") klimatu to album ten zyska podwójnie. Wszystko to na "Lawie" otrzymujemy i jest to bodaj najlepszy krążek jaki ITE wypuściło. A z pewnością jeden z najlepszych metalowych albumów tego roku, być może nie tylko w granicach Polski - tej na właściwej mapie, czy też tej do góry nogami.
3. Riverside "Wasteland"
Wspomniałem już o zespole na "R" przy okazji pozycji numer 6. - ale oto jest. Nowy album Riverside. Nowy w pełni studyjny i premierowy album Riverside. Nowy album stworzony w całości bez śp. Grudnia. Nowy album, o którym wszyscy już chyba wszystko powiedzieli (również ja - moja recenzja tutaj: KLIK). I wreszcie nowy album, przed którym wielu miało spore obawy. Ale jak się okazało - bezpodstawne. Mariusz, Piotr i Michał wraz z pomocą kilku gości (w tym Macieja Mellera) nagrali doskonały, świeży i przebojowy album. Album mocny kiedy trzeba i również kiedy trzeba - refleksyjny. Dużo tutaj progresu z początków Riverside, dużo melodii z okresów późniejszych. Wciąż to jednak Riverside z krwi i kości, posiniaczone, ale już zagojone i gotowe do dalszej drogi. Trzymam kciuki i dziękuję Panowie za tak doskonały krążek!
2. Sunnata "Outlands"
Gdyby nie zespół, o którym będzie za chwilę to miałem przez zdecydowaną część roku faworyta do płyty roku. "Outlands" od Sunnaty to definicja tego, czym stał się ten zespół. Ich wybitnie charakterystyczny styl jest unikalny na skalę światową. Zaprezentowany przez Sunnata psychodeliczny stoner rock z naprawdę sporą dawką orientalizmów zasługuje na całą masę pochwał. Tego krążka słucha się w całości z wypiekami na buzi, ten album pobudza i wciąga w muzyczną przygodę. "Outlands" to niby pustkowia, ale na tych muzycznych pustkowiach brak jest chyba tylko słabych punktów. Świetna muza, świetna produkcja, doskonała okładka i do tego zjawiskowe koncerty, jakie towarzyszyły promocji tego krążka. Byłby numer jeden, ale...
PS. Moja recenzja: KLIK
1. Entropia "Vacuum"
No właśnie... ale pojawiła się Entropia. Pojawiła się z krążkiem "Vacuum" i wciągnęła konkurencję jak czarna dziura. To co wyprawia się na tym albumie od samego początku aż do samego końca to prawdziwa kosmiczna magia. Nie wiem jakimi czarodziejami są tworzący Entropię muzycy, ale polecieli na tym krążku do rejonów muzyki metalowej jeszcze nie odkrytych. Porównania do Oranssi Pazuzu mogą się pojawić, ale czy są uzasadnione? Może tak, a może nie, jakiś pierwiastek wspólny na pewno jest. Wiem natomiast, że takiego albumu jak "Vacuum" jeszcze nie słyszałem i krążek ten bezapelacyjnie królował w moim odtwarzaczu w tym roku od samego dnia premiery. Kosmiczna, transowa i wciągająca jazda bez trzymanki. Techno metal. A jeśli chcecie słów nieco więcej ode mnie na temat "Vacuum" to odsyłam do mojej recenzji tutaj: KLIK.
-