Bez żadnych funduszy, często przyjazd kapel finansowali z własnej, prywatnej kasy, ku uciesze małżonek i reszty rodzony.. Ale udało się, dziś już są sponsorzy, jest też dofinansowanie z budżetu miasta, które widzi w tym (i słusznie) wielką promocję Gniewkowa… O festiwalu zaczyna być głośno również poza granicami – w tym roku nieśmiało pojawili się (jeszcze nieliczni, ale jednak..) Niemcy, Belgowie i Szwedzi. Siłą tego Festiwalu są dwie rzeczy - po pierwsze brak jakiegokolwiek chorego współzawodnictwa (panuje fantastyczna, „rodzinna” atmosfera) i po drugie – sama Muzyka. Myślę, że kompletnie nie zdając sobie z tego sprawy jesteśmy świadkami narodzin czegoś, co byś może historia nazwie przez analogię do Włochów, Polskim Rockiem Progresywnym. Oczywiście Polskie zespoły działają na tym rynku od lat i są niejako „trzonem” tego zjawiska, i to nie o to chodzi, faktem niezaprzeczalnym jest jednak to iż pojawiają się nowi wykonawcy, reprezentujący światowy poziom (albo i wyższy…). I grają w Gniewkowie! O tym jak grają – na pewno będą inne „sprawozdania”, ale jedno jest pewne – ich poziom artystyczny sugeruje brak przypadkowości – to nie są jakieś tam zespoliki podpinające się pod ten styl, bo robi się modny. To są już w pełni dojrzałe artystycznie grupy grające głęboko przemyślaną muzykę. I jakże urozmaiconą i... właśnie polską! Na zachodzie główne nasze zespoły mają mocną renomę, ich występy zawsze wzbudzają zainteresowanie. I nie mówię tu jedynie o Riverside. Sam widziałem jak grupa młodych Niemców w Lorrelay, wychodząc z amfiteatru przed koncertem Hipgnosis w momencie gdy dowiedziała się że to grupa z Polski, skwapliwie zawróciła i zajęła miejsca. Podobnie występ Quidam ściągnął całe rzesze pochłaniaczy kiełbasek, obżerających się podczas występu Gazpacho. Dawniej była jeszcze bariera sprzętowa, przez co wyglądaliśmy jak ”ubodzy krewni”. Teraz niejednokrotnie sprzętowo przewyższamy zachodnią konkurencję. I muzycznie również. Tylko nasze media do tego jeszcze nie dorosły (i nie mają w tym żadnego interesu!) by promować muzykę dla myślących. Przy tym samemu też trzeba myśleć, a to produkt deficytowy w tym kraju. Tymczasem w Gniewkowie się myśli. Pomysł promocji miasta przez sztukę wymyślono już dawno, ale jakoś u nas to „nie chwyciło”. Łatwiej zrobić walentynki dla 100 tysięcy baranów, niż festiwal dla 1000 ludzi. A wystarczyło by trochę pomyśleć i sprawdzić np. w Finlandii lub w Szwecji co się długoterminowo bardziej opłaca. Nie sądzę aby w Gniewkowie to sprawdzano – tu się liczy pasja organizatorów, i chęć zrobienia czegoś fajnego również dla tego arcysympatycznego miasteczka… Martwi mnie trochę perspektywa wmieszania się w to wszystko polityki, bo wtedy niestety skończy się fajna atmosfera, koleżeńskość i bezinteresowność, a zaczną się zakulisowe gierki , wszechobecna zawiść, chciwość i klasyczne chamstwo, którego jak na razie Gniewkowo uniknęło, czego niestety nie udało się kilku innym festiwalom w tym kraju. Czuwa nad tym klan braci Bożków – czyli owi pasjonaci , dzięki którym ów festiwal mamy. Jak długo się obronią…? Trzymamy kciuki, cała progresywna Polska trzyma…
A co można powiedzieć po piątej, jubileuszowej edycji festiwalu? Że poziom artystyczny jest światowy, że gościnność organizatorów jest Polska (oczywiście w tym dobrym znaczeniu), że atmosfera jest wspaniała, że Gniewkowo zaczyna być słynne nie tylko w Polsce ale i w Europie i że wszyscy czekamy na szóstą edycję Festiwalu Muzyki Progresywnej GNIEWKOWO 2012….
Aleksander Król