A+ A A-

Symphonic Theater Of Dreams: W inny świeży sposób

Cover bandów jest na pęczki (ku mojej frustracji). Reinterpretatorów – już mniej. Łatwiej jest odtwarzać dźwięk w dźwięk niż odkryć w cudzych dziełach coś nowego, przełożyć je na inny muzyczny język. Już choćby z tego powodu projekt Symphonic Theater Of Dreams, o którym ostatnio z wypiekami na twarzy rozmawiają progmetalowcy pod każdą szerokością geograficzną, zasługuje na uwagę. Która powinna się wzmóc w naszym kraju, skoro to Polak ożenił Dream Theater z orkiestrą symfoniczną. Jak do tego doszło, opowiedział mi Michał Mierzejewski: kompozytor, aranżer, dyrygent i dusza projektu.

 

Zdaje Pan sobie sprawę, że naruszył odwieczny porządek? Zawsze to rock próbował opromienić się blaskiem muzyki poważnej. A tu Pan, klasyk, składa hołd rockmanom.

Michał Mierzejewski: Muszę przyznać, że nie mam takiego odczucia. Może dlatego, że mam inne spojrzenie na ten projekt, gdyż jestem inicjatorem pomysłu. Złożyliśmy symfoniczny hołd zespołowi Dream Theater, ale to oni opromienili mnie i zarazili swoją twórczością.

 

Co ujęło Pana w twórczości Dream Theater, że postanowił Pan przełożyć ich kompozycje na język orkiestry symfonicznej?

Wspaniała dyskografia, geniusz muzyczny i kreatywność muzyków.

 

Czy gdyby nie komentarz Mike'a Portnoya pod adaptacjami „The Best Of Times” i „The Count Of Tuscany” kiedykolwiek wziąłby się Pan na poważnie za projekt „Symphonic Theater Of Dreams”?

Od samego początku SToD był tylko pomysłem i marzeniem. Nie sądziłem, że historia projektu potoczy się w taki sposób. Kiedy Mike Portnoy skomentował i wyraził aprobatę, to był dla mnie sygnał by SToD ujrzał światło dzienne na całym świecie. Gdy jakiś czas temu po komentarzu słynnego perkusisty odezwał się w prywatnym e-mailu Jordan Rudess nie było dla mnie „odwrotu”.

SDT1

 

Przed rozpoczęciem prac przeprowadził Pan wśród najwierniejszych fanów Dream Theater ankietę jakie kompozycje chcieliby usłyszeć, ale nawet spośród tych głosów dokonał Pan selekcji. Jakie utwory odpadły?

Odpadło bardzo wiele utworów takich jak: “Ytse Jam”, “Voices”, “Erotomania”, “The Count of Tuscany”, “In The Name of God”, “Peruvian Skies”, “Another Day”, “Octavarium”, “Disappear”, “The Dance of Eternity” oraz wiele innych. Najpierw fani mogli oddawać swoje głosy na listę 50 utworów wybranych przeze mnie. Policzone głosy w poszczególnych sekcjach (albumy) pozwoliły wybrać najbardziej popularne utwory. Ostatecznie dokonałem ponownej selekcji z utworów z największymi ilościami głosów. Głównym czynnikiem mojej selekcji był ostateczny budżet projektu. Mogę zdradzić, że wiele utworów z których zrezygnowaliśmy pojawią się w przyszłości.

 

Nie kusiło Pana umieszczenie na albumie dwóch utworów, od których całą przygoda z symfonicznym DT się zaczęła?

Kusiło, ale te utwory traktowałem jako wstępne demówki. Tak jak wspomniałem, może ukażą się na kolejnym oficjalnym krążku.

 

Jeśli to nie tajemnica – skąd środki na tak ambitne przedsięwzięcie?

Gdyby nie Pani Wioletta Jedynak, którą mianowałem managerem projektu, Symphonic Theater of Dreams nie zostałby zarejestrowany na krążku a koncerty byłyby tylko marzeniem. To dzięki zaangażowaniu oraz ambicji nasz projekt został zrealizowany w Polsce. Zorganizowała ogromne fundusze a z tym nie jest łatwo w naszym kraju bez „sprzedawania duszy” ogromnym korporacjom.

 

Symphonic Theater Of Dreams to w moim – profana – odczuciu, raczej muzyka orkiestrowa niż poważna w ścisłym tego słowa znaczeniu. A jak Pan sklasyfikowałby swoje dzieło?

Sklasyfikowałbym jako symfoniczną interpretację.

 

Udało się Panu pokazać Dreamów jako melodyków, w symfonicznych aranżacjach nie ma tej przytłaczającej techniki oryginału. Taki był zamysł czy tak po prostu wyszło?

Na naszej płycie jest nutka jak Pan to nazwał przytłaczającej techniki oryginału. Gdy pisałem a później nagrywaliśmy nasz album moim priorytetem było przedstawienie muzyki Dream Theater w inny, świeży sposób, ale bez dalekiego odbiegania od oryginału.

 

Od kilku lat działa Pan z założoną przez siebie orkiestrą Sinfonietta Consonus. Czy z innymi muzykami, ludźmi z zewnątrz, byłby Pan w stanie sprostać takiemu projektowi jak Symphonic Theater Of Dreams?

Oczywiście że tak. Byłoby to nawet ciekawe przeżycie, jednak moją ideą SToDa jest występowanie i nagrywanie tylko i wyłącznie ze składem naszej orkiestry.

 

Sinfonietta Consonus dosć mocno wrosła w świat progresu. Nagraliście hołd dla Dream Theater, przygotowaliście intro na trasę Neala Morse'a, współpracowaliście z zespołami Affector i Bad Salad. Zamierzacie kontynuować działalność w tym kierunku?

Oczywiście. Otrzymujemy coraz więcej propozycji od znakomitych zespołów. Sądzę że współpraca z wyżej wymienionymi zespołami będzie nadal kontynuowana.

 

Skąd pomysł zaproszenia gitarzysty Daniela Friesa? Chciał Pan mieć na pokładzie progresywnego rockmana z krwi i kości?

Daniel Fries to wspaniały gitarzysta z Niemiec. Jest współzałożycielem zespołu Affector z którym mamy przyjemność współpracowania (Sinfonietta Consonus pojawiła się na ich płycie „Harmageddon” – przyp. Trybik). Gdy tworzyłem partytury, stwierdziłem, że warto zaprosić go do projektu SToD.

 

Członkowie Dream Theater od początku wiedzieli o pracy nad albumem. Komentowali Wasze postępy, sugerowali coś czy po prostu czekali na efekt?

Dream Theater czekał na ostateczny efekt. Nie ingerowali w proces tworzenia albumu. Prosili by byli informowani o postępie projektu a sami pomagali w takich sprawach jak uzyskanie praw, pomagali promocji czy też przekazywaniu demówek bardzo „ważnym osobom”. W ciągu ostatnich lat chętnie spotykali się z naszymi delegacjami podczas ich tras koncertowych.

 

Jak na razie za projektem dwa występy przed publicznością – na Drum Fest i w Operze Bałtyckiej. Czy teraz po premierze albumu możemy liczyć na dłuższą trasę?

Tak, planujemy trasę koncertową. Mam nadzieję, że w ciągu następnych miesięcy będziemy mieli informację na ten temat.

 

Ze strony rockowej publiczności i krytyki otrzymał Pan wiele pochwał. A czy jest jakiś odzew ze strony klasycznych melomanów?

Oczywiście. Wielu klasycznych melomanów gratuluje nam pomysłu oraz dobrej realizacji. Różnorodnych opinii jest coraz więcej i z niecierpliwością czekamy na nowe.

 

Pana droga twórcza może się kojarzyć z Pawłem Mykietynem. On też miał w życiu dłuższy epizod rockowy i twierdzi, że Zeppelini i Floydzi do dziś mają wpływ na jego klasyczne kompozycje.

Dla mnie Dream Theater to zespół, który będzie mnie inspirował do końca życia i przypuszczam, że ich utwory będą wpływały na rozwój moich klasycznych kompozycji.

Rozmawiał: Paweł Tryba

Komentarze

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.