Zastanawialiście się kiedyś, jak to jest wejść za kulisy swojego ulubionego zespołu? Nikt, jak do tej pory, nie był tak blisko Dream Theater jak Rich Wilson. Ten – gustujący w progresywnych brzmieniach – dziennikarz muzyczny postanowił napisać książkę o jednym z czołowych reprezentantów współczesnego prog metalu. Wydawałoby się, że zespół takiego formatu, poświęcający się – w głównej mierze – tworzeniu muzyki, nie jest w stanie nas niczym zaskoczyć… Czyżby? „Lifting Shadows”, czyli pierwsza, autoryzowana biografia Dream Theater, właśnie trafiła do polskich sklepów, a Rich na łamach naszego serwisu postanowił – co nieco – opowiedzieć o pracy nad swoją debiutancką książką.
Witaj, Rich! Jak się czujesz ze statusem: „tego pierwszego, który odsłonił kulisy Teatru Marzeń”?
To dla mnie wielki zaszczyt i wielkie szczęście, że mogłem opisać ich historię. Zespół naprawdę bardzo mi w tym pomógł, gdyż wszyscy byli bardzo otwarci i szczerzy podczas wywiadów, za co bardzo mocno im dziękuję. Ta książka nie powstałaby bez ich pomocy.
Na polski rynek właśnie wchodzi biografia Dream Theater Twojego autorstwa , zatytułowana „Lifting Shadows”. Jak dostrzegłeś ich historyczny potencjał? Skąd wziął się pomysł na taką publikację?
Cóż, zawsze byłem wielkim fanem Dream Theater i miałem to szczęście, że mogłem śledzić ich karierę od samego początku w 1989 roku. Moje artykuły ukazują się w wielu czasopismach, lecz zawsze chciałem stworzyć coś większego, zgłębić temat tak, aby powstała z niego książka. Brałem pod uwagę wiele zespołów, ale stwierdziłem, że to właśnie historia Dream Theater jest najbardziej interesująca. Około 10 lat temu przeprowadzałem wywiad z Mikem Portnoy’em dla magazynu Classic Rock i wspomniałem mu o swoim pomyśle. Podszedł do niego bardzo entuzjastycznie i tak się to wszystko zaczęło.
Wiemy też, że książka obejmuje okres działalności zespołu od wczesnych lat 80tych, aż do wydania „A Dramatic Turn Of Events”. W jaki sposób zbierałeś materiały do książki?
Tak naprawdę gromadzenie materiałów to najtrudniejszy element tej pracy. Musiałem przewertować setki archiwalnych numerów różnych czasopism, kupić stare fanklubowe gazetki i fanziny, a potem powybierać z tego co trzeba. Następnie zaś odbyłem rozmowy z członkami zespołu i na podstawie tego wszystkiego podjąłem próbę opracowania ich prawdziwej historii. Dlatego też zawsze będę wdzięczny zespołowi za cały poświęcony mi czas i pomoc. Muszę też przyznać, że niesamowicie pomógł mi w tym wszystkim Mike Portnoy. Przegadałem z nim chyba ponad 20 godzin, on także skontaktował mnie z wieloma osobami, które w przeszłości były związane z zespołem w taki czy inny sposób. Jestem mu za to ogromnie wdzięczny. Z chęcią czytał to, co napisałem i sprawdzał, czy wszystko jest tak, jak powinno.
W Twojej publikacji znalazło się 19 rozdziałów, które opisują najważniejsze etapy grupy, zarówno w ich życiu muzycznym, jak i osobistym. Który z poruszanych przez Ciebie problemów sprawił Ci największe wyzwanie?
Chyba najtrudniejsze były dwa ostatnie rozdziały - te, które opisują odejście Mike’a Portnoya i pojawienie się w zespole Mike’a Manginiego. Będąc w bliskich relacjach zarówno z Mikem Portnoy’em, jak i pozostałymi członkami zespołu, trudno mi było je napisać, bo musiałem przedstawić całą tą sprawę z obydwu punktów widzenia w wyważony sposób.
A jak było z samymi muzykami? Czy jakiś temat okazał się dla nich szczególnie trudny?
Myślę, że chyba było to odkrycie, iż zespół na pewnym etapie kariery rozważał zwolnienie Jamesa LaBrie. Tak, to z pewnością był dla nich niezręczny temat, szczególnie zaś dla Jamesa. Ale wszyscy muzycy byli ze mną naprawdę szczerzy i uczciwi. Pozwolili mi wyciągnąć moje własne wnioski odnośnie wielu spraw. Nigdy też nie sugerowali, abym usunął jakiś fragment tekstu, co w przypadku autoryzowanej biografii jest ewenementem.
Który z wywiadów szczególnie zapadł Ci w pamięć?
Było dużo takich wywiadów. Miałem naprawdę szczęście, gdyż pozwolono mi być blisko zespołu w wielu sytuacjach. Na przykład byłem w studiu w Nowym Jorku, kiedy nagrywali „Octavarium”, co pozwoliło mi poznać sposób, w jaki tak naprawdę pracują ze sobą podczas tworzenia płyty. Byłem też za kulisami w Radio City Music Hall oraz gdy grali na Download Festival - to były bardzo wyjątkowe chwile, które już nigdy się nie powtórzą. Jestem też dozgonnie wdzięczny Johnowi Myungowi, który – tak naprawdę – nie lubi udzielać wywiadów, lecz zawsze był dla mnie niesamowicie uprzejmy i świetnie mi się z nim rozmawiało, chociaż przecież nie jest tajemnicą, że nie przepada on za takimi sytuacjami i wywiady nieszczególnie go kręcą.
Nikt do tej pory nie wniknął tak głęboko w świat Dream Theater. Zarówno mnie, jak i naszych czytelników na pewno zainteresuje Twoja opinia na temat osobowości zespołu. Jacy oni są?
Cóż, pewnie wielu ich fanów dobrze o tym wie – stąd też moja odpowiedź na to pytanie nie będzie zbytnio interesująca – ale oni wszyscy naprawdę są wspaniałymi, przyjaznymi i miłymi ludźmi. W tej branży to naprawdę rzadkość! Gdybyś spotkał ich kiedyś przypadkowo na ulicy, z pewnością poświęciliby chwilę czasu na rozmowę z Tobą.
W każdym rozdziale co najmniej raz pada nazwa Queensrÿche. Nie od dziś wiemy, że obydwa zespoły za sobą nie przepadają. Czy mógłbyś opowiedzieć – co nieco – o tym konflikcie?
Różnice między tymi zespołami pojawiły się po tym, jak Geoff Tate wyraził się niepochlebnie o Dream Theater. Mike Portnoy zawsze chętnie bronił honoru zespołu, więc i tym razem zabrał głos. Ale jakby się teraz przyjrzeć temu, jak przebiega kariera obydwu zespołów, można by wysnuć wnioski, że Mike Portnoy miał rację, bo to co się stało z Queensrÿche to jakiś żart!
Co prawda, to prawda! (śmiech) Dzięki wydawnictwu Kagra i Annie Cichosz (która zajęła się tłumaczeniem książki) „Lifting Shadows” trafił na polski rynek. Jak wyglądała współpraca między Wami?
Polskie wydanie nie jest w ogóle moją zasługą. Jakiś czas temu skontaktowała się ze mną Anna Cichosz i wspomniała, że polscy fani byliby zainteresowani polską wersją tej książki i może ją przetłumaczyć. Pamiętam, że powiedziałem jej wtedy, iż jeśli znajdzie w Polsce wydawcę, który zechce się tego podjąć, będę jak najbardziej za. Jakiś czas później Anna odezwała się ponownie mówiąc, że znalazła wydawnictwo Kagra i że tak naprawdę już zaczęła pracę nad tłumaczeniem! Więc tak, z wyjątkiem skontaktowania ze sobą wydawnictwa z Wielkiej Brytanii z wydawnictwem Kagra, nie miałem w całym tym przedsięwzięciu żadnego udziału. Jestem zachwycony, że powstała polska wersja tej książki i już zawsze będę wdzięczny Annie za jej pomoc, oddanie i wspaniałe umiejętności translatorskie!
Czy w przyszłości zamierzasz napisać podobną biografię innej, równie popularnej formacji z progresywnych kręgów?
Tak, prawie już skończyłem pisanie mojej kolejnej biografii zespołu. Jest to kolejny wielki zespół progresywny, który od zawsze był bardzo dobrze znany w Polsce, tak więc – być może – powstanie też polska wersja tej książki. Jeszcze nie mogę ujawnić kto to jest, ale tym razem będzie to książka nieautoryzowana. Ale jeśli zapiszesz się do mojej listy mailingowej na www.rich-wilson.com dowiesz się wszystkiego zaraz jak tylko będę mógł ujawnić szczegóły.
Na pewno skorzystam z propozycji. Chciałbym trochę nawiązać do poprzedniego pytania… Jakie zespoły cenisz sobie oprócz Dream Theater? Może o nich też chciałbyś napisać kolejną książkę?
Tak, jestem wielkim fanem prog rocka, jest więc wiele zespołów, które śledzę i kocham od ponad 30 lat. I zaraz jak tylko skończę pisanie obecnej biografii najprawdopodobniej zacznę pisać kolejną. Wymaga to dużo ciężkiej pracy, zaś nad tą książką, którą właśnie kończę, pracuję już od czterech lat. Naprawdę muszę ją już skończyć!
Odbiegnijmy nieco od tematu. W Polsce muzyka progresywna staje się coraz bardziej popularna. Jak jest obecnie z prog rockiem w Wielkiej Brytanii?
Przez wiele lat muzyka progresywna była BARDZO niemodna w Wielkiej Brytanii. Myślę, że gdzieś tak od około roku 1980 ludzie zaczęli odchodzić od prog rocka. Dopiero jakieś 5 lat temu zaczęli na nowo fascynować się tym gatunkiem. Czasopismo Prog bardzo dobrze sobie radzi w Wielkiej Brytanii i pojawia się wiele coraz to młodszych zespołów, które tworzą wspaniałą muzykę i oby to trwało dalej. Myślę, że w dzisiejszych czasach ludzie już tak nie „osądzają” muzycznych gustów innych osób, ale kiedy byłem młodszy wyglądało to zupełnie inaczej.
Jak już jesteśmy przy czasopismach… Jesteś muzycznym dziennikarzem i współpracowałeś z takimi magazynami jak: „Classic Rock”, „Prog”. czy „Metal Hammer”. Jak w Twoim kraju wygląda rzeczywistość dziennikarza specjalizującego się w muzyce progresywnej? U nas, w niektórych kręgach, utarł się stereotyp, że ten, który słucha prog rocka/metalu to mądrala i bufon (śmiech).
Myślę, że i tutaj do pewnego stopnia jest podobnie, ale coraz mniej daje się to odczuć, gdyż pojawiają się coraz to młodsi fani prog rocka. Oni nie myślą takimi samymi kategoriami jak ci, którzy dawniej drwili z muzyki progresywnej. Po prostu doceniają i szanują dobrą muzykę bez względu na to, z jakich kręgów ona pochodzi. To miła odmiana!
Opowiesz nam o jakimś pamiętnym wydarzeniu związanym z Twoją pracą? Nie licząc rzecz jasna wydania „Lifting Shadows”.
W ciągu ostatnich lat miałem wielkie szczęście spotkać, rozmawiać i spędzać czas z wieloma osobami, które są moimi muzycznymi bohaterami z lat mojej młodości. Wiem, że jestem niesamowitym szczęściarzem. Mógłbym Ci opowiedzieć naprawdę wiele historii. Jedna z najnowszych dotyczy Fisha, z którym, w zeszłym roku, miałem przeprowadzić wywiad dla magazynu Prog. Jestem wielkim fanem Marillion od zawsze, więc sam fakt, iż zostałem zaproszony przez Fisha do jego domu w Szkocji i spędziłem z nim 9 godzin przeprowadzając wywiad był dla mnie niesamowitym przeżyciem. Czułem się nieco dziwnie, kiedy Fish gotował dla mnie kolację, a potem spędziliśmy wspólnie czas jedząc ją w jego kuchni!!!
Mówi się, że polska scena progresywna ma duży wpływ na kreowanie gatunku. Co sądzisz o tej opinii? Wierzysz w nasz rynek?
Oczywiście. Z Polski pochodzi wiele wspaniałych zespołów. Myślę też, że prog rock był bardzo popularny w Polsce w latach ‘90 i wczesnych ‘00, kiedy na Wyspach stał się naprawdę niemodny. Nawet stosunkowo mało znane u nas zespoły odnosiły wtedy sukcesy w Polsce i myślę, że to właśnie zachęciło grupy takie jak: Riverside, Believe i inne, do tego, by tworzyć tak wspaniałą muzykę.
Masz jakieś ulubione zespoły z naszego „podwórka”?
Tak, bardzo podobał mi się ostatni album Believe, więc to na pewno będą oni.
W swojej pracy najczęściej to Ty wcielasz się w rolę pytającego. Jak to jest być po tej „drugiej stronie”?
Trochę dziwnie, ale już się chyba do tego przyzwyczaiłem! (śmiech)
Na zakończenie… Czego czytelnik – zarówno zagorzały fan, jaki osoba niezagłębiająca się w historię Dream Theater – może spodziewać się po „Lifting Shadows”?
Mam takie dziwne uczucie, że jest to najlepsza książka, jaką kiedykolwiek napisałem i napiszę. Bliski dostęp do zespołu pozwolił mi dokładnie zrozumieć to, dlaczego Dream Theater odnieśli sukces i wiem, że bez tego o wiele trudniej pisałoby mi się tą książkę. Jest to opowieść o zespole, który dał z siebie wszystko i na przekór wszystkim problemom i przeciwnościom, jakim musiał sprostać, udało mu się odnieść sukces. To opowieść, która może być dla ludzi inspiracją. Myślę też, że nawet niektórzy zagorzali fani nie wiedzieli wcześniej o wielu sprawach, które w niej poruszyłem, więc każdy znajdzie w niej coś dla siebie!
Życzę Ci jak największych sukcesów. Dzięki za rozmowę!
Dzięki!
Rozmawiał:
Łukasz ‘Geralt’ Jakubiak
Konsultacja i tłumaczenie: Anna Cichosz