Twoje multi-instrumentalne umiejętności są godne podziwu. Jesteś samoukiem czy też muzyczne szlify wyniosłeś z nauki w szkole muzycznej?
- Jestem samoukiem. Co prawda w dzieciństwie rodzice zapisali mnie do szkoły muzycznej, jednak wytrzymałem tam zaledwie kilka dni. Niestety normy panujące w szkołach muzycznych nie zgadzają się z moimi poglądami muzycznymi. Od zawsze radość sprawiało mi granie w domowym zaciszu, a to, czego się nauczyłem zawdzięczam zespołom, które wywarły na mnie duży wpływ oraz swojej pracy.
Nagrać właściwie samemu album, z muzyką dla wymagających odbiorców to odważny krok. Czytałem jednak, że do nagrania następnej płyty zapraszasz do składu Moonrise innych muzyków… Przyznam, że bardzo się cieszę, że usłyszę w Moonrise Marcina Kruczka, którego bardzo sobie cenię. Czy w takim razie odstawisz gitarę w kąt?
- Mnie również cieszy fakt, że Marcin jest w składzie Moonrise i zagra na drugim albumie. Jednak to nie oznacza, że odstawię gitarę w kąt. Dla mnie jest to instrument niezwykle bliski i z pewnością zagram niektóre partie, jednak tymi najważniejszymi – mam na myśli partie solowe - zajmie się Marcin.
Dość odważnie wykorzystałeś w swym debiutanckim materiale programowaną perkusję. Czy myślisz o zwerbowaniu jakiegoś perkusisty?
- Wgrywając bębny elektroniczne uznałem, że nie będzie to miało większego wpływu na to, co chce przekazać. Jednak w muzyce rockowej żywe bębny to jednak obowiązek, dlatego druga płyta na pewno powstanie z udziałem perkusisty.
Łukasz Gall to świetny wokalista. Na dodatek posiada dar pisania naprawdę dobrych tekstów. Chyba lepiej nie mogłeś trafić…
- To prawda. Bardzo się cieszę, że Łukasz zaśpiewał na mojej płycie. Świetnie sprawdził się jako autor tekstów oraz wokalista w dodatku z nienaganną angielszczyzną. Powiem krótko - Rewelacja!
{mospagebreak}
Jakie są Twoje muzyczne fascynacje? Ja mam w tej kwestii swego faworyta, ale być może się mylę…
- Największą fascynacją jest grupa Porcupine Tree. Szczególnie ich pierwsze płyty, a ściślej „Up the Dowstair”. Steven Wilson na każdej płycie zarówno Porcupine Tree, jak i innych swoich formacji (No-Man czy Bass Communion) zaskakuje czymś nowym i przy tym bardzo pozytywnym. Kolejnymi faworytami są Marillion, Camel, King Crimson, a z polskich Collage.
Współpraca z Lynx Music układa się chyba bardzo dobrze…
- Zdecydowanie tak. Jestem wdzięczny Ryśkowi za pomoc w dotarciu do wokalisty oraz za umożliwienie mi wydania albumu. Współpraca od początku układała się pomyślnie i tak jest do dziś.
Czy dotarły do ciebie jakieś informacje o tym, że blask świateł odległej przystani dotarł gdzieś dalej, poza granice Polski?
- Z tego co wiem, to wieść o płycie „The lights of a distant bay” dotarła do Niemiec, Belgii, Francji i Włoch. Bardzo mnie to cieszy, zważywszy na fakt, że jest to muzyka progresywna, czyli gatunek wyszukany, który powinien być promowany również poza za granicami kraju.
Czy swój projekt traktujesz wyłącznie studyjnie, czy też, w związku z rozszerzeniem składu myślisz o występach na żywo?
- Na obecną chwilę projekt traktuję studyjnie. Jeśli uda mi się stworzyć pełny i stabilny skład zespołu, czego bardzo bym chciał jeszcze przed nagraniem drugiej płyty, to z pewnością pomyślę o występach na żywo.
Kiedy możemy się spodziewać zapowiedzianego na Twojej stronie internetowej, nowego wydawnictwa? Czy zamierzasz coś zmienić w muzyce? Zapewne fakt poszerzenia składu wpłynie nieco na materiał…
- Kolejną płytę chciałbym wydać w przyszłym roku, jednak na dzień dzisiejszy trudno jest mi określić dokładną datę. Chcę, aby muzyka na kolejnym albumie była szczera, bez specjalnego kombinowania. Poszerzenie składu niewątpliwie pozytywnie wpłynie na materiał zawarty na płycie.
Serdecznie dziękuję za odpowiedzi na pytania i życzę dalszych sukcesów.
- Jestem samoukiem. Co prawda w dzieciństwie rodzice zapisali mnie do szkoły muzycznej, jednak wytrzymałem tam zaledwie kilka dni. Niestety normy panujące w szkołach muzycznych nie zgadzają się z moimi poglądami muzycznymi. Od zawsze radość sprawiało mi granie w domowym zaciszu, a to, czego się nauczyłem zawdzięczam zespołom, które wywarły na mnie duży wpływ oraz swojej pracy.
Nagrać właściwie samemu album, z muzyką dla wymagających odbiorców to odważny krok. Czytałem jednak, że do nagrania następnej płyty zapraszasz do składu Moonrise innych muzyków… Przyznam, że bardzo się cieszę, że usłyszę w Moonrise Marcina Kruczka, którego bardzo sobie cenię. Czy w takim razie odstawisz gitarę w kąt?
- Mnie również cieszy fakt, że Marcin jest w składzie Moonrise i zagra na drugim albumie. Jednak to nie oznacza, że odstawię gitarę w kąt. Dla mnie jest to instrument niezwykle bliski i z pewnością zagram niektóre partie, jednak tymi najważniejszymi – mam na myśli partie solowe - zajmie się Marcin.
Dość odważnie wykorzystałeś w swym debiutanckim materiale programowaną perkusję. Czy myślisz o zwerbowaniu jakiegoś perkusisty?
- Wgrywając bębny elektroniczne uznałem, że nie będzie to miało większego wpływu na to, co chce przekazać. Jednak w muzyce rockowej żywe bębny to jednak obowiązek, dlatego druga płyta na pewno powstanie z udziałem perkusisty.
Łukasz Gall to świetny wokalista. Na dodatek posiada dar pisania naprawdę dobrych tekstów. Chyba lepiej nie mogłeś trafić…
- To prawda. Bardzo się cieszę, że Łukasz zaśpiewał na mojej płycie. Świetnie sprawdził się jako autor tekstów oraz wokalista w dodatku z nienaganną angielszczyzną. Powiem krótko - Rewelacja!
{mospagebreak}
Jakie są Twoje muzyczne fascynacje? Ja mam w tej kwestii swego faworyta, ale być może się mylę…
- Największą fascynacją jest grupa Porcupine Tree. Szczególnie ich pierwsze płyty, a ściślej „Up the Dowstair”. Steven Wilson na każdej płycie zarówno Porcupine Tree, jak i innych swoich formacji (No-Man czy Bass Communion) zaskakuje czymś nowym i przy tym bardzo pozytywnym. Kolejnymi faworytami są Marillion, Camel, King Crimson, a z polskich Collage.
Współpraca z Lynx Music układa się chyba bardzo dobrze…
- Zdecydowanie tak. Jestem wdzięczny Ryśkowi za pomoc w dotarciu do wokalisty oraz za umożliwienie mi wydania albumu. Współpraca od początku układała się pomyślnie i tak jest do dziś.
Czy dotarły do ciebie jakieś informacje o tym, że blask świateł odległej przystani dotarł gdzieś dalej, poza granice Polski?
- Z tego co wiem, to wieść o płycie „The lights of a distant bay” dotarła do Niemiec, Belgii, Francji i Włoch. Bardzo mnie to cieszy, zważywszy na fakt, że jest to muzyka progresywna, czyli gatunek wyszukany, który powinien być promowany również poza za granicami kraju.
Czy swój projekt traktujesz wyłącznie studyjnie, czy też, w związku z rozszerzeniem składu myślisz o występach na żywo?
- Na obecną chwilę projekt traktuję studyjnie. Jeśli uda mi się stworzyć pełny i stabilny skład zespołu, czego bardzo bym chciał jeszcze przed nagraniem drugiej płyty, to z pewnością pomyślę o występach na żywo.
Kiedy możemy się spodziewać zapowiedzianego na Twojej stronie internetowej, nowego wydawnictwa? Czy zamierzasz coś zmienić w muzyce? Zapewne fakt poszerzenia składu wpłynie nieco na materiał…
- Kolejną płytę chciałbym wydać w przyszłym roku, jednak na dzień dzisiejszy trudno jest mi określić dokładną datę. Chcę, aby muzyka na kolejnym albumie była szczera, bez specjalnego kombinowania. Poszerzenie składu niewątpliwie pozytywnie wpłynie na materiał zawarty na płycie.
Serdecznie dziękuję za odpowiedzi na pytania i życzę dalszych sukcesów.