Leafless Tree założyli byli członkowie zespołu N.O.E. Czy już pod poprzednią nazwą byliście zainteresowani art rockiem?
Oczywiście że tak. Przed powstaniem N.O.E. (Naked Oddity Experiments) zaczynaliśmy od bardzo różnych gatunków muzycznych, ale już pod wcześniejszym szyldem dokładnie wiedzieliśmy, co chcemy grać. Na naszym profilu myspace można posłuchać kilku starszych kompozycji nagranych jeszcze jako N.O.E.
Pod obecną nazwą działacie od 2002. roku, jednak dopiero teraz nagrywacie debiutancki album. Dlaczego musieliśmy tyle na niego czekać?
Na pełnowymiarowy album trzeba niestety poczekać jeszcze trochę. W najbliższym czasie ukaże się EP-ka zawierająca około 20 minut materiału, który na pewno znajdzie się na albumie. Najprawdopodobniej będą to dwie nowe kompozycje oraz jeden starszy kawałek jeszcze z czasów N.O.E. , tyle że w nowej aranżacji. Album powstaje od tak długiego czasu ponieważ grupa przez te wszystkie lata doświadczyła kilku zmian w składzie, co jak się pewnie domyślasz, znacznie utrudnia wydanie materiału.
Zarejestrowaliście na dwóch materiałach demo kilkanaście utworów. Na jakiej zasadzie odbyła się ich selekcja na płytę?
Na naszym albumie pojawi się najprawdopodobniej tylko jedna kompozycja znana ze starych płyt demo: „Waiting For The Storm”, cała reszta materiału będzie zupełnie nowa i mamy nadzieję, że słuchacze będą mile zaskoczeni.
Kiedy możemy spodziewać się premiery mini albumu?
Jeżeli wszystko pójdzie zgodnie z planem może, zrobimy Wam miły prezent pod choinkę.
Macie w repertuarze zarówno polsko- jak i anglojęzyczne utwory. Czy na krążku zdecydujecie się na jeden język czy przemieszacie polszczyznę z mową Szekspira?
Sądzimy, że na to pytanie powinien odpowiedzieć autor tekstów
Łukasz Woszczyński: Poczekajmy na końcową selekcję utworów, materiał jest pod tym względem różnorodny, a język w którym będą wyśpiewane nie ma dla mnie większego znaczenia. Dosyć mam narzekania, że teksty polskie często są grafomańskie albo że Polak śpiewa z nieprawidłowym angielskim akcentem. Wydaje mi się, że jest to punkt widzenia tylko i niestety polskiej części audytorium ; po prostu jeżeli uznamy że tekst w danym języku brzmi dobrze to znajdzie się w utworze i tyle.
Dlaczego modlitwę „Ojcze nasz” odmawiacie po angielsku w polskojęzycznej piosence „The Last Walk” ?
A dlaczego nie?
Kiedy usłyszałem na Waszym koncercie piosenkę z programu „Przybysze z Matplanety”, byłem bardzo miło zaskoczony. Jestem z pokolenia, które matematyki uczyło się właśnie z tej audycji. Wiem, że robiliście głosowanie którą melodię z peerelowskich programów dla dzieci wziąć na warsztat. Planujecie inne tego typu przeróbki?
Hmm… szczerze mówiąc to nie zastanawialiśmy się nad tym dogłębnie, być może na jednym z koncertów usłyszycie na przykład „Koziołka Matołka” (śmiech). Były już wstępne przymiarki.
{mospagebreak}
Tadeusz Kwinta, grający rolę Sigmy, mniej więcej w tym samym czasie prowadził też program umuzykalniający dla dzieci „Po prostu muzyka”. Czy on też miał na Was wpływ?
Niewątpliwie. Podobnie z resztą jak „Przybysze z Matplanety” !!!
Gracie długie, rozbudowane, ale jednak piosenki. Nie ciągnie Was do dłuższych suit?
Ciągnie, ciągnie . Myślimy, że damy temu upust na naszym LP - zobaczymy z jakim skutkiem.
W Waszej twórczości chwytliwe melodie, które mnie osobiście kojarzą się z neoprogresem lat 80-tych, okraszone są bogatą dawką elektroniki. Przez to wymykacie się nieco klasyfikacjom. Jak doszliście do obecnego stylu?
Rozumiemy, że odnosisz się do utworów, które słyszałeś do tej pory? Właściwie to cały czas pracujemy nad naszym stylem i cały czas poszukujemy, czego dowodem na pewno będą utwory, które niebawem usłyszycie.
Wasza muzyka, choć ambitna, jest jednak na tyle melodyjna, że mogłaby spodobać się konsumentom tzw. radia towarzyszącego. Chcielibyście zaistnieć szerzej, nie tylko w art rockowej niszy?
Oczywiście, że tak, ponieważ każdy artysta chciałby być doceniony przez większą rzeszę fanów. Wydaje nam się, że jest to wspaniałe źródło energii do dalszej pracy twórczej i do stawania się coraz lepszym.
Miałem okazję być tylko na jednym Waszym występie w Lublinie, - gdzie supportowaliście Riverside i Totentanz. Zarówno dla mnie jak i dla towarzyszących mi zaprzysięgłych fanek Mariusza Dudy, zagraliście najlepszy koncert tego wieczoru. Zresztą kiedy przeglądam relacje z Waszych występów wszystkie są entuzjastyczne. Macie jakąś receptę na udany koncert?
Ooo, miło słyszeć coś takiego, ale słuchaj - to jest chyba tak, że jeżeli poczujemy pozytywną energię płynącą z widowni to wtedy zaczyna się magia i dajemy jej się po prostu ponieść, dalej wszystko dzieje się już samoistnie, to jakiś rodzaj transu i myślimy, że publiczność też to odczuwa, to jest jak reakcja łańcuchowa.
Na scenie prezentujecie się dość statycznie, mimo to potraficie szybko zawładnąć publicznością. W czym według Was tkwi siła scenicznego przekazu, jeśli nie w miotaniu się po deskach?
Hmm… zacznijmy od tego, że nie mieliśmy jeszcze przyjemności grać na scenie, po której moglibyśmy się chociażby swobodnie poruszać, nie mówiąc już o miotaniu się (śmiech)… A tak na poważnie, to uważamy, że siła przekazu - może zabrzmi to nieskromnie - tkwi chyba w naszych kompozycjach. Staramy się nie postępować według zasady „co się nie dogra to się dowygląda”.
Dziwnym trafem najwięcej zespołów progresywnych, które czekają na debiut płytowy, pochodzi podobnie jak Wy, z Łodzi. INN, Tale Of Diffusion, powracający po przerwie w działalności weterani z Tenebris. Jak czujecie się w takim towarzystwie?
Właściwie to nie wiemy co ci odpowiedzieć - może zabrzmi to dziwnie, ale zupełnie nie znamy tych kapel, jedynie ich nazwy kiedyś obiły nam się o uszy. Zaintrygowani Twoim pytaniem poszperaliśmy trochę w sieci i najciekawiej według nas brzmi Tale Of Diffusion. Mimo tego, że fajnie grają to i tak nie darujemy im tego bezlistnego drzewka, które ukazało się naszym oczom na ich stronie startowej… no, chyba że to jakaś forma reklamy naszego zespołu. W tym wypadku - przepraszamy.
Jak oceniacie polską scenę progresywną? Jeśli chodzi o ilość kapel, chyba nigdy nie było tak dobrze, ale co sądzicie o jakości ich muzyki?
Masz zupełną rację - to wspaniale, że gatunek muzyki, który przyszło nam wykonywać nie umiera. Wysyp zespołów jest doprawdy imponujący - zaczyna nawet brakować form graficznych na loga grup (śmiech), ale uważamy, że sztuka to nie sport i jesteśmy przeciwni wszystkim formom „konkursowego oceniania zespołów”. Jedyne prawo do jakichkolwiek ocen mają słuchacze i to oni wydają ostateczny werdykt.
Oczywiście że tak. Przed powstaniem N.O.E. (Naked Oddity Experiments) zaczynaliśmy od bardzo różnych gatunków muzycznych, ale już pod wcześniejszym szyldem dokładnie wiedzieliśmy, co chcemy grać. Na naszym profilu myspace można posłuchać kilku starszych kompozycji nagranych jeszcze jako N.O.E.
Pod obecną nazwą działacie od 2002. roku, jednak dopiero teraz nagrywacie debiutancki album. Dlaczego musieliśmy tyle na niego czekać?
Na pełnowymiarowy album trzeba niestety poczekać jeszcze trochę. W najbliższym czasie ukaże się EP-ka zawierająca około 20 minut materiału, który na pewno znajdzie się na albumie. Najprawdopodobniej będą to dwie nowe kompozycje oraz jeden starszy kawałek jeszcze z czasów N.O.E. , tyle że w nowej aranżacji. Album powstaje od tak długiego czasu ponieważ grupa przez te wszystkie lata doświadczyła kilku zmian w składzie, co jak się pewnie domyślasz, znacznie utrudnia wydanie materiału.
Zarejestrowaliście na dwóch materiałach demo kilkanaście utworów. Na jakiej zasadzie odbyła się ich selekcja na płytę?
Na naszym albumie pojawi się najprawdopodobniej tylko jedna kompozycja znana ze starych płyt demo: „Waiting For The Storm”, cała reszta materiału będzie zupełnie nowa i mamy nadzieję, że słuchacze będą mile zaskoczeni.
Kiedy możemy spodziewać się premiery mini albumu?
Jeżeli wszystko pójdzie zgodnie z planem może, zrobimy Wam miły prezent pod choinkę.
Macie w repertuarze zarówno polsko- jak i anglojęzyczne utwory. Czy na krążku zdecydujecie się na jeden język czy przemieszacie polszczyznę z mową Szekspira?
Sądzimy, że na to pytanie powinien odpowiedzieć autor tekstów
Łukasz Woszczyński: Poczekajmy na końcową selekcję utworów, materiał jest pod tym względem różnorodny, a język w którym będą wyśpiewane nie ma dla mnie większego znaczenia. Dosyć mam narzekania, że teksty polskie często są grafomańskie albo że Polak śpiewa z nieprawidłowym angielskim akcentem. Wydaje mi się, że jest to punkt widzenia tylko i niestety polskiej części audytorium ; po prostu jeżeli uznamy że tekst w danym języku brzmi dobrze to znajdzie się w utworze i tyle.
Dlaczego modlitwę „Ojcze nasz” odmawiacie po angielsku w polskojęzycznej piosence „The Last Walk” ?
A dlaczego nie?
Kiedy usłyszałem na Waszym koncercie piosenkę z programu „Przybysze z Matplanety”, byłem bardzo miło zaskoczony. Jestem z pokolenia, które matematyki uczyło się właśnie z tej audycji. Wiem, że robiliście głosowanie którą melodię z peerelowskich programów dla dzieci wziąć na warsztat. Planujecie inne tego typu przeróbki?
Hmm… szczerze mówiąc to nie zastanawialiśmy się nad tym dogłębnie, być może na jednym z koncertów usłyszycie na przykład „Koziołka Matołka” (śmiech). Były już wstępne przymiarki.
{mospagebreak}
Tadeusz Kwinta, grający rolę Sigmy, mniej więcej w tym samym czasie prowadził też program umuzykalniający dla dzieci „Po prostu muzyka”. Czy on też miał na Was wpływ?
Niewątpliwie. Podobnie z resztą jak „Przybysze z Matplanety” !!!
Gracie długie, rozbudowane, ale jednak piosenki. Nie ciągnie Was do dłuższych suit?
Ciągnie, ciągnie . Myślimy, że damy temu upust na naszym LP - zobaczymy z jakim skutkiem.
W Waszej twórczości chwytliwe melodie, które mnie osobiście kojarzą się z neoprogresem lat 80-tych, okraszone są bogatą dawką elektroniki. Przez to wymykacie się nieco klasyfikacjom. Jak doszliście do obecnego stylu?
Rozumiemy, że odnosisz się do utworów, które słyszałeś do tej pory? Właściwie to cały czas pracujemy nad naszym stylem i cały czas poszukujemy, czego dowodem na pewno będą utwory, które niebawem usłyszycie.
Wasza muzyka, choć ambitna, jest jednak na tyle melodyjna, że mogłaby spodobać się konsumentom tzw. radia towarzyszącego. Chcielibyście zaistnieć szerzej, nie tylko w art rockowej niszy?
Oczywiście, że tak, ponieważ każdy artysta chciałby być doceniony przez większą rzeszę fanów. Wydaje nam się, że jest to wspaniałe źródło energii do dalszej pracy twórczej i do stawania się coraz lepszym.
Miałem okazję być tylko na jednym Waszym występie w Lublinie, - gdzie supportowaliście Riverside i Totentanz. Zarówno dla mnie jak i dla towarzyszących mi zaprzysięgłych fanek Mariusza Dudy, zagraliście najlepszy koncert tego wieczoru. Zresztą kiedy przeglądam relacje z Waszych występów wszystkie są entuzjastyczne. Macie jakąś receptę na udany koncert?
Ooo, miło słyszeć coś takiego, ale słuchaj - to jest chyba tak, że jeżeli poczujemy pozytywną energię płynącą z widowni to wtedy zaczyna się magia i dajemy jej się po prostu ponieść, dalej wszystko dzieje się już samoistnie, to jakiś rodzaj transu i myślimy, że publiczność też to odczuwa, to jest jak reakcja łańcuchowa.
Na scenie prezentujecie się dość statycznie, mimo to potraficie szybko zawładnąć publicznością. W czym według Was tkwi siła scenicznego przekazu, jeśli nie w miotaniu się po deskach?
Hmm… zacznijmy od tego, że nie mieliśmy jeszcze przyjemności grać na scenie, po której moglibyśmy się chociażby swobodnie poruszać, nie mówiąc już o miotaniu się (śmiech)… A tak na poważnie, to uważamy, że siła przekazu - może zabrzmi to nieskromnie - tkwi chyba w naszych kompozycjach. Staramy się nie postępować według zasady „co się nie dogra to się dowygląda”.
Dziwnym trafem najwięcej zespołów progresywnych, które czekają na debiut płytowy, pochodzi podobnie jak Wy, z Łodzi. INN, Tale Of Diffusion, powracający po przerwie w działalności weterani z Tenebris. Jak czujecie się w takim towarzystwie?
Właściwie to nie wiemy co ci odpowiedzieć - może zabrzmi to dziwnie, ale zupełnie nie znamy tych kapel, jedynie ich nazwy kiedyś obiły nam się o uszy. Zaintrygowani Twoim pytaniem poszperaliśmy trochę w sieci i najciekawiej według nas brzmi Tale Of Diffusion. Mimo tego, że fajnie grają to i tak nie darujemy im tego bezlistnego drzewka, które ukazało się naszym oczom na ich stronie startowej… no, chyba że to jakaś forma reklamy naszego zespołu. W tym wypadku - przepraszamy.
Jak oceniacie polską scenę progresywną? Jeśli chodzi o ilość kapel, chyba nigdy nie było tak dobrze, ale co sądzicie o jakości ich muzyki?
Masz zupełną rację - to wspaniale, że gatunek muzyki, który przyszło nam wykonywać nie umiera. Wysyp zespołów jest doprawdy imponujący - zaczyna nawet brakować form graficznych na loga grup (śmiech), ale uważamy, że sztuka to nie sport i jesteśmy przeciwni wszystkim formom „konkursowego oceniania zespołów”. Jedyne prawo do jakichkolwiek ocen mają słuchacze i to oni wydają ostateczny werdykt.