A+ A A-

Nie ma czegoś takiego jak "nasz styl" - rozmowa z Michałem Dziadoszem z zespołu Iluzjon

Po dwóch utrzymanych w podobnej stylistyce płytach trzecie dziecko warszawskiego Iluzjon, "Silent Andromeda" może wywołać zdumienie. Do delikatnej, mocno okraszonej elektroniką muzyki zespół wpuścił tym razem sporą dozę gitarowego hałasu. O płynności stylu Iluzjon, planowaniu kolejnych płyt, fascynacji sowami i wielu innych sprawach opowiedział nam wokalista, klawiszowiec i główny kompozytor grupy - Michał Dziadosz.

Skomplikowanie materiału na „Silent Andromeda” było ponoć działaniem zamierzonym?

Od samego początku istnienia zespołu nasze działania były zamierzone, tyle, że w czasach demówek owe założenia spełnialiśmy w 15%, na debiutanckiej płycie „City Zen” w jakichś 40%, na „(no phantoms in)” – mniej więcej w 60%, a na naszej ostatniej płycie w około 95%. „Skomplikowanie materiału” to tylko aranżacja. Punkt wyjścia – konkretny pomysł na utwór, czytelne, wyraziste melodie, przemyślane teksty i dokładność instrumentalna – jest taki sam od 2000 roku.


Osobiście w niektórych utworach słyszę wyraźne nawiązania do King Crimson. Dawniej trudno było skojarzyć Wasze dokonania z muzyką Frippa i kolegów...


Rock progresywny niejedno ma imię. Skojarzenia też są różne - czasem bardziej, czasem mniej słuszne. Zgadzam się – słychać wpływ King Crimson, ale z naszej strony było to nieświadome i wynikało z czystej miłości do muzyki Frippa, a nie z wyrachowania.

Możliwości się w pewnym momencie kończą i za chwilę pozostaje już tylko muzyka klasyczna.


W ogóle na nowej płycie zagraliście mocniej niż kiedykolwiek wcześniej. Czy to efekt posiadania w składzie żywego basisty – Marcina? Poprzednio musieliście się obywać bez gitary basowej.


Tak, na pewno obecność Marcina ma duży wpływ. Ale przede wszystkim – po prostu mieliśmy ochotę nagrać taką płytę.


W czasach, gdy Iluzjon działał bez basisty, zdesperowany, tak oto opisałeś idealnego współpracownika na tym stanowisku: „Nie dość, że musiałby być po prostu muzycznie lepszy od nas, to jeszcze musiałby być skromny, solidny, bardzo uprzejmy, bardzo słowny, bardzo punktualny, bardzo otwarty. Nie mógłby robić problemów z kasą; najlepiej, żeby w ogóle nie pił, a jeśli już to tak jak my - rzadko. Nie mógłby być kapryśny, musiałby się myć pod pachami itd.” Czy Marcin spełnia wszystkie powyższe warunki?


Nie byłem zdesperowany. Ta wypowiedź miała charakter żartobliwy. Już wtedy wiedziałem, że Marcin będzie z nami grał. Dziś mogę powiedzieć, że spełnia on wszystkie warunki i to z nawiązką. Czasem to Marcin zachowuje największą powagę i najmocniej trzyma fason, kiedy my już wymiękamy. Zupełnie nieświadomie zaprosiłem do zespołu kogoś, dzięki komu jest naprawdę łatwiej. Sobkiem byłbym, gdybym nie wspomniał o wybitnym perkusiście – Grześku Nowaku, który jest w Iluzjonie prawie od samego początku – jesteśmy ulepieni z tej samej gliny i współpraca z nim jest cudowna. W Iluzjonie pojawił się, jakiś czas temu, nowy gitarzysta – Mateusz Wójcik – poczucie humoru tego człowieka czasem kładzie mnie na ziemię, a jako instrumentalista jest naprawdę wyjątkowy. Mamy dużo szczęścia, że ze sobą gramy, bo choć krytyka nie jest nam specjalnie przychylna, a szeroka publiczność o nas nie wie – z tymi ludźmi warto jest tworzyć zespół, choćby po to by z nimi przebywać i uczyć się od siebie wielu rzeczy.


Dawniej wyróżnikiem stylu Iluzjon było bogactwo elektronicznych smaczków ambientalny klimat. Elektronika na "Silent Andromeda" nieco straciła na znaczeniu, ale ambient pozostał z Wami...


Według mnie - elektronika na najnowszej płycie nie zeszła na dalszy plan. Zmieniła swoją funkcję, ale jest jej znacznie więcej niż na poprzednich płytach. Ambient pozostał z nami, ale to głównie moja upartość. Uważam, że ten gatunek to jeden z najwspanialszych wynalazków muzyki rozrywkowej. Daleko mi do mistrza Eno, ale próbuję się w tym rozwijać, a Grzesiek, Marcin i Mateusz są na tyle otwarci, że bardzo mnie w tym wspierają. Zresztą – przecież Grzesiek i Marcin nagrali świetną sekcję do ambientu „Unknown Roads” – trudno właściwie już teraz powiedzieć, czy ten kawałek pozostał ambientem, czy dzięki perkusji i gitarze basowej stał się czymś zupełnie innym.


Mam zresztą wrażenie, że nie można do końca oddzielić Twoich dwóch wcieleń: Iluzjonu i ambientalnej Calmy. Te dwa światy wydają się przenikać nawzajem. Co Ty na to?


To bardzo ciekawe spostrzeżenie. Mało kto zna Calmę. Tak jak Iluzjon jest zespołem, który kojarzy pięć osób na tysiąc, tak Calma jest tworem kojarzonym przez jedną osobę na sto tysięcy. Wiadomo, że nie żyjemy w próżni i na pewno te dwa zjawiska przenikają się ze sobą. Tyle, że Iluzjon to grupa czterech dorosłych mężczyzn i każdy ma coś do powiedzenia, a Calma to tylko ja i moje myśli przelewane bezpośrednio w muzykę.


Czy Calma będzie miała kontynuację? Osobiście niecierpliwie jej oczekuję.


Niezależna płytka Calmy „Jesienne Ambienty” powstała w bardzo szczególnym okresie mojego życia. Byłem śmiertelnie poważnie zakochany, utopiony w szczęściu, miałem mnóstwo wolnego czasu, bo pisałem pracę magisterską i jeszcze nie pracowałem regularnie. Nie miałem kasy, ale prawie w ogóle mnie to nie ruszało. Właściwie cały czas zagłębiałem się w poezję, długie rozmowy z moją ówczesną dziewczyną, spacery po lesie i komponowanie. To był absolutnie magiczny czas i pozwolę sobie zuchwale stwierdzić, że słychać to w muzyce. Iluzjon miał lekki przestój, bo właśnie odszedł Paweł Sierakowski, więc cała moja artystyczna energia wytrysnęła w krainie Calmy.


Teksty na „Silent Andromeda” są momentami dość agresywne, jak „Boundless Ignorance”. A co aż tak dopiekło Wam w latach 90-tych, że tak nieprzychylnie je podsumowujecie w „The 1990's”?


Nic takiego. Wszystko ma swoje dobre i złe strony. Akurat w tym tekście wyeksponowałem negatywne strony lat 90-tych. Wiadomo, jak jest – nastoletni okres i „wszystko jest do dupy”. Ponieważ zawsze szedłem pod prąd – było mi szczególnie trudno, zresztą podobnie jak wielu młodym, wrażliwym osobom, które słuchają rocka progresywnego.



Osobiście podzieliłbym Wasz nowy krążek na dwie części: utwory nawiązujące do stylu King Crimson i w stylu dojrzałego Iluzjon. Czy możecie powiedzieć, że Wasz styl na trzeciej płycie ostatecznie okrzepł?


Niestety nie. Nie ma czegoś takiego jak „nasz styl”. Naszym stylem są mocne, ale w pełni kontrolowane bębny Grześka, takie (a nie inne) melodie, teksty, mój głos, ambientowa zawiesina (jej chyba nigdy nie zabraknie), odpowiedni charakter basu, gitary... Nie wiem jednak, w którą to stronę pójdzie. Myślę, że za jakieś 10-20 lat będzie można to ocenić. My czujemy się dość dojrzałymi muzykami, ale chcemy unikać chyba konkretnego kierunku, konkretnej deklaracji, bo wtedy umiera zabawa i prawdziwa sztuka.


Przy nagrywaniu najnowszego albumu mieliście konkretne założenia. Czy są już jakieś „wytyczne” odnośnie czwartej płyty Iluzjon?


Tak. Bardzo byśmy chcieli by była po polsku. To chyba już odpowiedni czas. Na pewno też będzie bardziej przystępna – podobnie jak „(no phantoms in)”, ale to nie będzie żadna kopia, czy kontynuacja. Teraz chyba trzeba odpocząć od estetyki napoczętej na „Silent Andromeda”. Zresztą... zobaczymy na co najdzie nas ochota za rok. Wszystko się okaże.


Wiadomo, że pasjonuje Cię ornitologia. Tym razem miało to wpływ na okładkę. Czy ktoś już zwracał Wam uwagę, że jest podobna do „Fly By Night” Rush?


Z tą „ornitologią” to duża przesada – po prostu lubię Sowy. Nikt nam nie zwracał uwagi i gratulujemy spostrzegawczości. Nie był to jednak efekt zamierzony. Znów przypadek. Może podświadomość? Okładka i tytuł wyżej wymienionej płyty Rush z 1975 roku jest czymś absolutnie pięknym. Kiedyś, dawno temu, jak grałem na basie (w jednym z moich dwunastu zespołów, zanim założyłem Iluzjon – hehe ) miałem na nim naklejkę z owym lazurowym wizerunkiem Sowy.


Podobno lubicie pop lat 80-tych. Jak reagowali słuchacze, kiedy poważny art rockowy zespół grał na żywo cover Kim Wilde?


Marcin nienawidzi popu z lat 80-tych, Grzesiek ma raczej zdystansowanie- sympatyczny stosunek, Mateusz dostrzega wiele pozytywnych stron. Ja uwielbiam pop z lat 80 – tych, ale zaznaczam: dobry pop! Powstało wtedy wiele wspaniałych melodii. Kiedy graliśmy cover Kim Wilde słuchacze byli zachwyceni, bo na szczęście słuchają nas otwarci ludzie i zawsze była przednia zabawa.


Dawniej na koncertach posiłkowaliście się półplaybackiem. Czy zrezygnujecie z niego w poszerzonym składzie?


To nie był półplayback, tylko dodatkowe ścieżki sampli odtwarzane z taśmy. 99% świata muzyki rozrywkowej stosuje obecnie ten zabieg, a i w światku progresywnym jest to zjawisko bardzo częste (wczoraj byłem na koncercie Raya Wilsona – sample z taśmy? – absolutna normalka). Musielibyśmy przyjąć do składu trzech klawiszowców, by całkowicie zrezygnować z tego zabiegu.


Na koncertach z klawiszy przerzuciłeś się na syntezator gitarowy. Dlaczego?


Bo fajniej mi się gra na gitarze niż na klawiszach. Czuję się młodo, bardziej męsko i rockandrollowo. Poza tym syntezator gitarowy daje niesamowite możliwości. Grasz na gitarze – słychać klawisze, saksofon, co tylko chcesz. Mi jest wygodniej i lepiej, a ludzie mają większą atrakcję.


Jakiś czas temu w pięknych okolicznościach warszawskich działek zagrałeś i zarejestrowałeś jam z muzykami Signal To Noise Ratio. Czy wykorzystacie jakieś pomysły z tego nagrania?


Na pewno nie. Czuję, że to moralnie bardziej należy do członków SNR. Ja tam tylko wszedłem na chwilę i namąciłem. Oni stanowili większość, ich był sprzęt, ich działka. Żałowałem jedynie, że nie wziąłem śpiwora i jakiegoś dobrego THC , bo mogłem ich jeszcze bardziej rozkręcić i mogła wyniknąć z tego niezła jazda. To taki żarcik, rzecz jasna. Dzień to był niesamowity i szkoda, że nie zamienił się w tydzień. Może następnym razem.


Kilka lat temu Iluzjon zorganizował w Warszawie imprezę pod niepokojącą nazwą Ostatni Festiwal Rocka Progresywnego. Czy nie uważasz, że na dzień dzisiejszy progowi nad Wisłą jednak nie grozi wymarcie?


Ten tytuł imprezy, to zwykłe jaja. Sam byłem w jakimś 1996 roku na festiwalu w Stodole, którego organizatorem był Gilu z Collage (obecnie Believe). A tu nagle po 2000 roku tyle się zrobiło „pierwszych” festiwali rocka progresywnego, że my się w końcu wkurzyliśmy i zrobiliśmy „ostatni”, ale mało kto wykumał dowcip. Co do kondycji rocka progresywnego nad Wisłą...pewnie nie grozi mu wymarcie. Równie duże szanse ma nad Odrą. Jeśli nie większe.


Przed oficjalnym debiutem Iluzjon wydał trzy ciepło przyjęte dema. Czy doczekamy się kiedyś ich publikacji na jakimś wspominkowym wydawnictwie?


Dema były tak źle nagrane (może z wyjątkiem trzeciego), że wstydem byłoby to gdzieś publikować. Natomiast chętnie korzystamy z kompozycji. Nieśmiertelny „ You’re in my dream”, “Mature Man”, czy “Koncentrat”, który prawdopodobnie pojawi się na naszej czwartej płycie w nowoczesnej wersji godnej 2010 roku.


Jak wyglądają Wasze plany koncertowe? Może jako zespół ze sporym już dorobkiem zagracie wreszcie pełnowymiarową trasę?


Bardzo byśmy chcieli. Plany są coraz większe – nasz menadżer pracuje – co z tego wyniknie? Zobaczymy. W najbliższych miesiącach powinniśmy pojawić się w Toruniu, Rzeszowie, Koninie, Wrocławiu, Katowicach.


Dowodzisz Iluzjon od wielu lat. Czy wyobrażasz sobie życie po zakończeniu działalności zespołu?


Oczywiście, że tak. Będę żył tak jak żyję teraz, choć bez świadomości uczestniczenia w czymś bardzo ważnym. Ciężko jest mi jednak wyobrazić sobie muzyczną drogę bez Grześka, Marcina i Mateusza. Kiedy Iluzjon się rozpadnie – założymy pewnie nowy zespół i będziemy grać dalej, ale może z nieco innymi założeniami.

Rozmawiał: Paweł Tryba

zobacz też: Iluzjon

Komentarze

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.