Gratulujemy świetnego występu na konińskim festiwalu! Pomimo „pewnych” :-) problemów, występ był świetny!
Wojciech Biliński: Dzięki – byliśmy naprawdę zmęczeni i towarzyszyła nam tego dnia raczej „forma spadkowa”. Staraliśmy się jednak dać z siebie wszystko. :-)
Sebastian Kowgier: Zapomnieliśmy, że „set” w koninie zagramy już z Czarkiem (pełne 110 minut) i dzień wcześniej zabalowaliśmy zbyt intensywnie. :-)
Fajnie jest dobrze poznać takich muzyków jak członkowie Galahad. Pozwolę sobie na żartobliwe pytanie. Sebastian nie ukrywał, że to było bardzo „intensywne” zapoznanie się. ;) Kto był bardziej wytrwały? Sebastian czy Stu?
WB: Nie wiem kto był bardziej wytrwały - nie pamiętam zbyt wiele. :-) Myślę, że wszyscy dzielnie walczyli aż do świtu! Dla mnie (i chyba nie tylko) poznanie chłopaków z Galahad było czymś niesamowitym. Słuchasz ich muzyki, podziwiasz to, co robią i nagle masz okazję fajnie spędzić z nimi czas. Nie czujesz dystansu i wszystko układa się wyśmienicie. Nawiązała się wielka przyjaźń. Mam nadzieję, że na tym nie koniec.
SK: Nie chcę się chwalić, ale „Polska Reprezentacja” „zapoznawała się” z Galahad od pierwszego dnia do ostatniego. Jeśli dobrze pamiętam (kto to może pamiętać :-)?), Stu dołączył dopiero w 2 dniu, kiedy Roy i Dean zbadali już grunt jakim jest Grendel. :-)
Ula na scenie była niesamowicie opanowana, jakby zahipnotyzowana i wręcz zlana ze swoimi klawiszami. Czy taka spokojna i opanowana jest na co dzień? Pastelowe, spokojne dźwięki, które wyczarowuje ze swojej klawiatury, zdają się to potwierdzać…
WB: Zgadza się – Ula to najbardziej opanowana i rozgarnięta osoba z naszej czwórki. Dzięki temu, że jest wśród nas, musimy często hamować swoje zapędy. :-)
SK: tak zdecydowanie najbardziej zrównoważona psychicznie osoba w zespole. Ogniwo które spaja całą „porąbaną” resztę.
Czy w Waszym składzie pojawi się Lee Abraham? Jako tzw. double bass oczywiście. Odszedł ostatnio z Galahad, a po ostatniej Waszej wspólnej imprezie krążyły takie plotki :-). A tak poważnie czy cokolwiek wskazywało, ze Lee niebawem odejdzie z Galahad?
WB: Jestem zaskoczony ponieważ nic nie wskazywało na to, że odejdzie. Galahad wydawał się być grupą doskonale rozumiejących się ludzi. Nie mam pojęcia dlaczego tak się stało. Oferował nam nawet swoją pomoc w Piekarach Śląskich kiedy borykaliśmy się z problemami technicznymi. Na dwóch pierwszych koncertach graliśmy bez Czarka do wcześniej dogranego basu, który był odtwarzany z laptopa. Chwilę przed występem wystąpiły komplikacje. Lee szybko zaproponował, że zagra z nami. Sebastian rozwikłał problem i wykonaliśmy set z dogrywkami.
SK: Jedyne, co wskazywało na jakieś różnice między Lee a resztą zespołu, to to że wszyscy pili wódkę, a on jedyny piwo :-) (prywatnie miałem wrażenie że fascynują go inne wzorce muzyczne ).
Jesteście zgrani na scenie dzięki wielu latom wspólnego muzykowania. Czy moglibyście krótko opowiedzieć nam o czasach, które są już za Wami? O jakichś zabawnych zdarzeniach w historii zespołu. O koncercie, który dla Waszej ekipy na zawsze pozostanie w pamięci.
WB: Jeżeli chodzi o wspólne muzykowanie to w tej kwestii pojawia się pewien problem. Faktem jest, że razem z Sebastianem gramy od wielu już lat. Od 1993 do 1997 roku tworzyliśmy zespół Grendel. Po rozpadzie każdy poszedł w swoją stronę. Taki stan rzeczy ciągnął się przez kilka długich lat. Dopiero pod koniec 2002 roku poznałem Czarka i automatycznie zrodziła się chęć założenia nowego projektu. Na horyzoncie pojawił się też Sebastian i tak w trójkę pogrywaliśmy sobie od czasu do czasu. Nie było nam jednak dane w tamtym okresie zająć się muzykowaniem na poważnie. W 2005 roku padała propozycja od naszego byłego wokalisty Grześka Bednarka, by zorganizować wieczór kolęd na rockowo. Dołączyła do nas Ula i tak się zaczęło. Po kilku występach zrozumieliśmy, że nadszedł odpowiedni moment na zawiązanie konkretnej współpracy. Tak więc dzisiejszy Grendel ma swój początek w roku 2005 i jest zupełnie innym zespołem niż ten z początku lat 90-tych.
SK: Co do zabawnych historii, to jest tego sporo. :-) Na przykład grając koncert miałem zbytnio ściszony wzmacniacz, więc przyjaciel Tomek podbiegł pod scenę i przechylił się i powiedział „DAJ głośniej „wzmaka”, a ja na to „Kur.., palisz się!!!”. On odpowiedział: „Tak, pali się. Nic nie słychać!!” - nagle zobaczył że podpalił bluzę o świeczki rozstawione wokół sceny. Nic mu się nie stało, ale bluzę pożegnał. Innym razem zamiast napojów, na scenę podano nam wódkę z Coca Colą (każdy myślał że to zwykła Cola). Reszty się domyślacie. Oj, wesoło było aż nie chciało się przestawać grać. Mógłbym opowiadać dużo więcej, ale to już innym razem.
Jak wygląda praca w studiu? Czy spotykacie się wszyscy i razem komponujecie i nagrywacie? Czy może każdy przygotowuje swój materiał i później to weryfikujecie?
WB: Podczas prób każdy przedstawia jakieś pomysły. Jeżeli któryś wzbudza w nas większe zainteresowanie – zaczynamy rozbierać go na czynniki pierwsze. W następnej kolejności jest etap tzw. pracy domowej. Sebastian i Czarek odwalają kawał solidnej roboty. Dopieszczają całość. Przynoszą to co im wyszło i wspólnie nadajemy temu ostateczny kształt. Kiedy wchodziliśmy do studia materiał był przygotowany, a przynajmniej tak się wydawało. Nagle wynikają problemy, pewne rzeczy nie idą zgodnie z przyjętym wcześniej planem. Pomocą okazał się Rysiek Kramarski, który cierpliwie znosił nasze wszelkie błędne teorie. Mogę dodać, iż kiedy otrzymałem gotowy album byłem zaskoczony jego kształtem końcowym. Oczywiście zaskoczony na plus. Wiele się w tej muzyce zmieniło.
SK: Czasem masz wrażenie, że wszystko wiesz, zaaranżowałeś już całość i nic nie może pójść źle. Wtedy proponuję zimny prysznic jakim jest Studio i tzw. czerwona kropka (przycisk nagrywania). Mogę nazwać to totalną destrukcją wcześniejszych założeń. Na szczęście po tej „katastrofie” zaczynasz widzieć wszystko od nowa w realniejszych barwach i zaczynasz od nowa cieszyć się muzyką. Tak w skrócie mogę opisać ten etap.
Czy z czasów poprzedzającego Grendel zespołu Mangrel, zostały jakieś nagrania? A może któreś z kompozycji Mangrela ewoluowały ostatecznie do postaci, w jakiej ukazały się na „The Helpless”?
WB: Nazwa Mangrel została wymyślona na potrzeby koncertu kolęd. Chyba tylko mi się podobała – reszta nie bardzo się z nią identyfikowała. W pewnym momencie ktoś rzucił hasło Grendel i tak zostało. Jako jedyny miałem wątpliwości czy ta nazwa jest odpowiednia. Pod szyldem Mangrel zaczęliśmy komponować pierwsze szkice nowych utworów, które później znalazły się na albumie „The Helpless”.
SK: Mamy kilka utworów zarejestrowanych w tamtym czasie (słabej jakości demo) i może kiedyś po nie sięgniemy. Z tego, co pamiętam, utwór „Main” powstał w tamtym czasie.
Podobno podczas ostatecznego zgrywania albumu odrzucone zostały dwie godziny muzyki. Czy to prawda? Czy są szanse, że kiedyś je usłyszymy?
WB: W procesie tworzenia programu na debiutancki krążek faktycznie powstało sporo materiału. Na płytę weszły jednak fragmenty zaakceptowane przez cały zespół. Odrzucone motywy gdzieś tam dojrzewają i być może kiedyś je wykorzystamy.
SK: Tak jak Wojtek powiedział, to kwestia „dojrzewania” tych pomysłów. Myślę, że na kolejnych płytach stopniowo część ich zostanie wchłonięta do muzyki.
Czy występowaliście kiedyś poza granicami naszego kraju? Jeśli tak, to jaka jest różnica pomiędzy tamtą publicznością a tą naszą, polską? A może macie w planach takie zagraniczne tournee?
WB: Nie graliśmy za granicą, a bardzo byśmy chcieli. Po wydaniu albumu niewiele koncertowaliśmy. Nie mamy menadżera, nikogo kto mógłby zająć się tymi sprawami. Korzystamy z ofert kierowanych do nas. Nie wykonaliśmy żadnych ruchów, by ustawić jakieś dodatkowe koncerty. Jesteśmy w trakcie szukania miejsc, gdzie moglibyśmy zagrać. Może coś się zmieni.
Ostatnio dość powszechne są solowe projekty różnych muzyków. Czy któryś z Was planuje taki skok w bok?
WB: Osobiście nie planuję, ale sądzę, że Sebastian i Czarek mają spory potencjał i masę pomysłów, by się solowo zrealizować. Dla mnie najważniejszy jest w tym momencie Grendel i praca nad drugą płytą. Gdyby jednak kiedyś chłopaki faktycznie coś planowali – jestem do wzięcia.
SK: Na razie najważniejsza jest druga płyta Grendel. Jeśli chodzi o projekty solowe, nie można zaprzeczyć, że takie powstaną. Jeśli o mnie chodzi, znam już wydawcę, ale muszę znaleźć kiedyś czas, by „to” nagrać. Nie chcę, aby solowy projekt kolidował z planami Grendel, tak więc nie wyznaczam sobie konkretnego terminu.
Czy udzielacie się lub występowaliście kiedyś gościnnie w projektach muzycznych innych artystów? A może właśnie niebawem coś takiego się stanie?
WB: Planów wielkich nie ma – gdyby takie propozycje padły - chętnie wezmę w nich udział.
SK: Nie planuję nic takiego. Ale jeśli pojawią się jakieś propozycję, jestem gotów je przemyśleć.
Porównania do takich gitarzystów jak Rothery, Latimer, Gilmour, Barrett, zawsze będą się unosiły nad osobą Sebastiana. Z którymi z nich Sebastian identyfikuje się najbardziej?
WB: Wiem ale nie powiem. :-) Niech się sam tłumaczy. :-)
SK: ROTHERY, BARRETT, LATIMER, GILMOUR - oto kolejność. Na usprawiedliwienie dodam, że nie interesują mnie komentarze w stylu: „ten jest bardziej oryginalny, ten był pierwszy” itp. Kolejność ta wynika z przyjemności jaką sprawia mi słuchanie gry poszczególnych „panów”. :-)
Syn Sebastiana miał zdiagnozowaną śmiertelną chorobę, diagnoza okazała się na szczęście błędna. Czy mógłby coś więcej o tym opowiedzieć?
SK: Ten rozdział już jest zamknięty i nie wracam do niego. Cieszę się teraz faktem, że w grudniu ma się urodzić mój drugi syn. :-):-):-)
Tytuł „The Helpless” skłania do refleksji. Czy rzeczywiście życie ludzkie wg Was jest takie bezradne i bezsilne?
WB: :”The Helpless” i jego warstwa tekstowa była tworzona na podstawie konkretnych przeżyć i sytuacji. Te historie w dużej mierze dotyczą nas samych lub osób nam bliskich. Często człowiek nie ma wpływu na to co się stanie. Czasami starasz się z całych sił, a jednak to nie wystarczy. Ogarnia cię wtedy bezsilność. Oczywiście istnieją ludzie mający nieco mniejsze problemy, takie z którymi można sobie jakoś poradzić. Jeżeli jednak dowiadujesz się, że Twoje dziecko jest śmiertelnie chore? Co wtedy czujesz? W przypadku uzależnienia – robisz wszystko co w Twojej mocy, by bliska Ci osoba wyszła z nałogu? Ale ona ma gdzieś Twoje działania, a wszystko co robisz staje się w pewnym momencie nieistotne… Rozkładasz ręce i poddajesz się – nie masz wpływu. Jesteś kompletnie bezsilny. O tym jest nasz album. W życiu bywa różnie – my akurat skupiliśmy się na konkretnych przypadkach.
SK: Czasem mam wrażenie, że powinniśmy nagrać kolejne albumy o życiu, by udowodnić że, nie widzimy tylko smutnych jego aspektów. W „The Helpless” rozprawiliśmy się z własną przeszłością, z własnymi obawami i wszystkim co nas wtedy „bolało”. Tak „oczyszczeni” mieliśmy podejść do następnej płyty. Dziś już wiem, że życie to „brazylijska nowela”, masz wrażenie, że już wszystko zrobione, a tu… Leoncio wraca:-) i wszystko zaczyna się od nowa!
Czy następny album będzie nasycony większą dozą nadziei? Kiedy możemy się spodziewać nowego materiału? Ja dla przykładu (oraz wiele innych osób) czekam z ogromną niecierpliwością…
WB: Jeszcze tak do końca nie wiemy jak to wszystko będzie wyglądać. Pomysłów jest wiele i w tym chyba problem. :-) Trzeba wyłonić to, co najlepsze i to również będzie dość skomplikowane zadanie. Chcemy wprowadzić kilka zmian – zobaczymy…
SK: Jesteśmy na etapie „mierzenia się” z drugą płytą (wiele osób twierdzi, że najważniejszą). Poprzeczkę podnieśliśmy sobie tak wysoko, że trzeba uważać, żeby nam „łepetynek” nie rozbiła:-). Wstępne założenie mamy takie: wyjście płyty - 1 kwartał 2010 roku.
W pierwszym wcieleniu Grendel graliście ponoć sporo coverów. Jakie to były utwory? Czy w przyszłości, wzorem niektórych zespołów, chcielibyście nagrać album z coverami swoich ulubionych kompozycji?
WB: Było trochę coverów, m.in. Alice In Chains, Inxs, John Lennon, Marillion, Blackfield czy Porcupine Tree. Nie sądzę, abyśmy nagrali płytę z coverami, w naszym przypadku to chyba nienajlepszy pomysł.
SK: Tak, granie roverów nie jest czymś na czym chcemy się skupiać.
Jakiej muzyki słuchacie, na co dzień? A może ktoś z Was ma jakieś hobby, którym nas zaskoczy? Czy często bywacie na koncertach innych wykonawców?
WB: Słuchamy różnej muzyki, każdy z nas ma inne upodobania. Oczywiście są tacy wykonawcy, których cenimy wszyscy.
Czy słuchając muzyki podchodzicie do technicznej strony gry muzyków?
WB: Słuchając Dream Theater lub Planet X ciężko nie skupiać się na ich warsztacie. Dla mnie w muzyce najistotniejszy jest jednak przekaz i emocje.
SK: Raczej nie, ale niektóre fragmenty są czystą techniką i chcąc nie chcąc wsłuchujesz się w te zawiłości. Mnie osobiście urzeka dobra historia i melodia.
Kiedy Grendel zacznie koncertować częściej? Czy oprócz festiwalu w Gniewkowie są już znane jakieś daty?
WB: Jak już wspomniałem wcześniej - czujemy głód koncertowania. Odmieniło się nasze podejście i być może w związku z tym będzie tych występów więcej.
SK: 22 zagramy również w Redzie. Kolejne koncerty na razie nie są zaplanowane.
Dziękujemy serdecznie za wywiad i z niecierpliwością czekamy na koncertowe spotkania.
WB: Dziękujemy.
SK: Dziękujemy i pozdrawiamy miłośników Waszego portalu.
Wywiad przygotował Krzysztof Baran przy współpracy Pawła Tryby i Arkadiusza Cieślaka
zobacz też: Grendel
Wojciech Biliński: Dzięki – byliśmy naprawdę zmęczeni i towarzyszyła nam tego dnia raczej „forma spadkowa”. Staraliśmy się jednak dać z siebie wszystko. :-)
Sebastian Kowgier: Zapomnieliśmy, że „set” w koninie zagramy już z Czarkiem (pełne 110 minut) i dzień wcześniej zabalowaliśmy zbyt intensywnie. :-)
Fajnie jest dobrze poznać takich muzyków jak członkowie Galahad. Pozwolę sobie na żartobliwe pytanie. Sebastian nie ukrywał, że to było bardzo „intensywne” zapoznanie się. ;) Kto był bardziej wytrwały? Sebastian czy Stu?
WB: Nie wiem kto był bardziej wytrwały - nie pamiętam zbyt wiele. :-) Myślę, że wszyscy dzielnie walczyli aż do świtu! Dla mnie (i chyba nie tylko) poznanie chłopaków z Galahad było czymś niesamowitym. Słuchasz ich muzyki, podziwiasz to, co robią i nagle masz okazję fajnie spędzić z nimi czas. Nie czujesz dystansu i wszystko układa się wyśmienicie. Nawiązała się wielka przyjaźń. Mam nadzieję, że na tym nie koniec.
SK: Nie chcę się chwalić, ale „Polska Reprezentacja” „zapoznawała się” z Galahad od pierwszego dnia do ostatniego. Jeśli dobrze pamiętam (kto to może pamiętać :-)?), Stu dołączył dopiero w 2 dniu, kiedy Roy i Dean zbadali już grunt jakim jest Grendel. :-)
Ula na scenie była niesamowicie opanowana, jakby zahipnotyzowana i wręcz zlana ze swoimi klawiszami. Czy taka spokojna i opanowana jest na co dzień? Pastelowe, spokojne dźwięki, które wyczarowuje ze swojej klawiatury, zdają się to potwierdzać…
WB: Zgadza się – Ula to najbardziej opanowana i rozgarnięta osoba z naszej czwórki. Dzięki temu, że jest wśród nas, musimy często hamować swoje zapędy. :-)
SK: tak zdecydowanie najbardziej zrównoważona psychicznie osoba w zespole. Ogniwo które spaja całą „porąbaną” resztę.
Czy w Waszym składzie pojawi się Lee Abraham? Jako tzw. double bass oczywiście. Odszedł ostatnio z Galahad, a po ostatniej Waszej wspólnej imprezie krążyły takie plotki :-). A tak poważnie czy cokolwiek wskazywało, ze Lee niebawem odejdzie z Galahad?
WB: Jestem zaskoczony ponieważ nic nie wskazywało na to, że odejdzie. Galahad wydawał się być grupą doskonale rozumiejących się ludzi. Nie mam pojęcia dlaczego tak się stało. Oferował nam nawet swoją pomoc w Piekarach Śląskich kiedy borykaliśmy się z problemami technicznymi. Na dwóch pierwszych koncertach graliśmy bez Czarka do wcześniej dogranego basu, który był odtwarzany z laptopa. Chwilę przed występem wystąpiły komplikacje. Lee szybko zaproponował, że zagra z nami. Sebastian rozwikłał problem i wykonaliśmy set z dogrywkami.
SK: Jedyne, co wskazywało na jakieś różnice między Lee a resztą zespołu, to to że wszyscy pili wódkę, a on jedyny piwo :-) (prywatnie miałem wrażenie że fascynują go inne wzorce muzyczne ).
Jesteście zgrani na scenie dzięki wielu latom wspólnego muzykowania. Czy moglibyście krótko opowiedzieć nam o czasach, które są już za Wami? O jakichś zabawnych zdarzeniach w historii zespołu. O koncercie, który dla Waszej ekipy na zawsze pozostanie w pamięci.
WB: Jeżeli chodzi o wspólne muzykowanie to w tej kwestii pojawia się pewien problem. Faktem jest, że razem z Sebastianem gramy od wielu już lat. Od 1993 do 1997 roku tworzyliśmy zespół Grendel. Po rozpadzie każdy poszedł w swoją stronę. Taki stan rzeczy ciągnął się przez kilka długich lat. Dopiero pod koniec 2002 roku poznałem Czarka i automatycznie zrodziła się chęć założenia nowego projektu. Na horyzoncie pojawił się też Sebastian i tak w trójkę pogrywaliśmy sobie od czasu do czasu. Nie było nam jednak dane w tamtym okresie zająć się muzykowaniem na poważnie. W 2005 roku padała propozycja od naszego byłego wokalisty Grześka Bednarka, by zorganizować wieczór kolęd na rockowo. Dołączyła do nas Ula i tak się zaczęło. Po kilku występach zrozumieliśmy, że nadszedł odpowiedni moment na zawiązanie konkretnej współpracy. Tak więc dzisiejszy Grendel ma swój początek w roku 2005 i jest zupełnie innym zespołem niż ten z początku lat 90-tych.
SK: Co do zabawnych historii, to jest tego sporo. :-) Na przykład grając koncert miałem zbytnio ściszony wzmacniacz, więc przyjaciel Tomek podbiegł pod scenę i przechylił się i powiedział „DAJ głośniej „wzmaka”, a ja na to „Kur.., palisz się!!!”. On odpowiedział: „Tak, pali się. Nic nie słychać!!” - nagle zobaczył że podpalił bluzę o świeczki rozstawione wokół sceny. Nic mu się nie stało, ale bluzę pożegnał. Innym razem zamiast napojów, na scenę podano nam wódkę z Coca Colą (każdy myślał że to zwykła Cola). Reszty się domyślacie. Oj, wesoło było aż nie chciało się przestawać grać. Mógłbym opowiadać dużo więcej, ale to już innym razem.
Jak wygląda praca w studiu? Czy spotykacie się wszyscy i razem komponujecie i nagrywacie? Czy może każdy przygotowuje swój materiał i później to weryfikujecie?
WB: Podczas prób każdy przedstawia jakieś pomysły. Jeżeli któryś wzbudza w nas większe zainteresowanie – zaczynamy rozbierać go na czynniki pierwsze. W następnej kolejności jest etap tzw. pracy domowej. Sebastian i Czarek odwalają kawał solidnej roboty. Dopieszczają całość. Przynoszą to co im wyszło i wspólnie nadajemy temu ostateczny kształt. Kiedy wchodziliśmy do studia materiał był przygotowany, a przynajmniej tak się wydawało. Nagle wynikają problemy, pewne rzeczy nie idą zgodnie z przyjętym wcześniej planem. Pomocą okazał się Rysiek Kramarski, który cierpliwie znosił nasze wszelkie błędne teorie. Mogę dodać, iż kiedy otrzymałem gotowy album byłem zaskoczony jego kształtem końcowym. Oczywiście zaskoczony na plus. Wiele się w tej muzyce zmieniło.
SK: Czasem masz wrażenie, że wszystko wiesz, zaaranżowałeś już całość i nic nie może pójść źle. Wtedy proponuję zimny prysznic jakim jest Studio i tzw. czerwona kropka (przycisk nagrywania). Mogę nazwać to totalną destrukcją wcześniejszych założeń. Na szczęście po tej „katastrofie” zaczynasz widzieć wszystko od nowa w realniejszych barwach i zaczynasz od nowa cieszyć się muzyką. Tak w skrócie mogę opisać ten etap.
Czy z czasów poprzedzającego Grendel zespołu Mangrel, zostały jakieś nagrania? A może któreś z kompozycji Mangrela ewoluowały ostatecznie do postaci, w jakiej ukazały się na „The Helpless”?
WB: Nazwa Mangrel została wymyślona na potrzeby koncertu kolęd. Chyba tylko mi się podobała – reszta nie bardzo się z nią identyfikowała. W pewnym momencie ktoś rzucił hasło Grendel i tak zostało. Jako jedyny miałem wątpliwości czy ta nazwa jest odpowiednia. Pod szyldem Mangrel zaczęliśmy komponować pierwsze szkice nowych utworów, które później znalazły się na albumie „The Helpless”.
SK: Mamy kilka utworów zarejestrowanych w tamtym czasie (słabej jakości demo) i może kiedyś po nie sięgniemy. Z tego, co pamiętam, utwór „Main” powstał w tamtym czasie.
Podobno podczas ostatecznego zgrywania albumu odrzucone zostały dwie godziny muzyki. Czy to prawda? Czy są szanse, że kiedyś je usłyszymy?
WB: W procesie tworzenia programu na debiutancki krążek faktycznie powstało sporo materiału. Na płytę weszły jednak fragmenty zaakceptowane przez cały zespół. Odrzucone motywy gdzieś tam dojrzewają i być może kiedyś je wykorzystamy.
SK: Tak jak Wojtek powiedział, to kwestia „dojrzewania” tych pomysłów. Myślę, że na kolejnych płytach stopniowo część ich zostanie wchłonięta do muzyki.
Czy występowaliście kiedyś poza granicami naszego kraju? Jeśli tak, to jaka jest różnica pomiędzy tamtą publicznością a tą naszą, polską? A może macie w planach takie zagraniczne tournee?
WB: Nie graliśmy za granicą, a bardzo byśmy chcieli. Po wydaniu albumu niewiele koncertowaliśmy. Nie mamy menadżera, nikogo kto mógłby zająć się tymi sprawami. Korzystamy z ofert kierowanych do nas. Nie wykonaliśmy żadnych ruchów, by ustawić jakieś dodatkowe koncerty. Jesteśmy w trakcie szukania miejsc, gdzie moglibyśmy zagrać. Może coś się zmieni.
Ostatnio dość powszechne są solowe projekty różnych muzyków. Czy któryś z Was planuje taki skok w bok?
WB: Osobiście nie planuję, ale sądzę, że Sebastian i Czarek mają spory potencjał i masę pomysłów, by się solowo zrealizować. Dla mnie najważniejszy jest w tym momencie Grendel i praca nad drugą płytą. Gdyby jednak kiedyś chłopaki faktycznie coś planowali – jestem do wzięcia.
SK: Na razie najważniejsza jest druga płyta Grendel. Jeśli chodzi o projekty solowe, nie można zaprzeczyć, że takie powstaną. Jeśli o mnie chodzi, znam już wydawcę, ale muszę znaleźć kiedyś czas, by „to” nagrać. Nie chcę, aby solowy projekt kolidował z planami Grendel, tak więc nie wyznaczam sobie konkretnego terminu.
Czy udzielacie się lub występowaliście kiedyś gościnnie w projektach muzycznych innych artystów? A może właśnie niebawem coś takiego się stanie?
WB: Planów wielkich nie ma – gdyby takie propozycje padły - chętnie wezmę w nich udział.
SK: Nie planuję nic takiego. Ale jeśli pojawią się jakieś propozycję, jestem gotów je przemyśleć.
Porównania do takich gitarzystów jak Rothery, Latimer, Gilmour, Barrett, zawsze będą się unosiły nad osobą Sebastiana. Z którymi z nich Sebastian identyfikuje się najbardziej?
WB: Wiem ale nie powiem. :-) Niech się sam tłumaczy. :-)
SK: ROTHERY, BARRETT, LATIMER, GILMOUR - oto kolejność. Na usprawiedliwienie dodam, że nie interesują mnie komentarze w stylu: „ten jest bardziej oryginalny, ten był pierwszy” itp. Kolejność ta wynika z przyjemności jaką sprawia mi słuchanie gry poszczególnych „panów”. :-)
Syn Sebastiana miał zdiagnozowaną śmiertelną chorobę, diagnoza okazała się na szczęście błędna. Czy mógłby coś więcej o tym opowiedzieć?
SK: Ten rozdział już jest zamknięty i nie wracam do niego. Cieszę się teraz faktem, że w grudniu ma się urodzić mój drugi syn. :-):-):-)
Tytuł „The Helpless” skłania do refleksji. Czy rzeczywiście życie ludzkie wg Was jest takie bezradne i bezsilne?
WB: :”The Helpless” i jego warstwa tekstowa była tworzona na podstawie konkretnych przeżyć i sytuacji. Te historie w dużej mierze dotyczą nas samych lub osób nam bliskich. Często człowiek nie ma wpływu na to co się stanie. Czasami starasz się z całych sił, a jednak to nie wystarczy. Ogarnia cię wtedy bezsilność. Oczywiście istnieją ludzie mający nieco mniejsze problemy, takie z którymi można sobie jakoś poradzić. Jeżeli jednak dowiadujesz się, że Twoje dziecko jest śmiertelnie chore? Co wtedy czujesz? W przypadku uzależnienia – robisz wszystko co w Twojej mocy, by bliska Ci osoba wyszła z nałogu? Ale ona ma gdzieś Twoje działania, a wszystko co robisz staje się w pewnym momencie nieistotne… Rozkładasz ręce i poddajesz się – nie masz wpływu. Jesteś kompletnie bezsilny. O tym jest nasz album. W życiu bywa różnie – my akurat skupiliśmy się na konkretnych przypadkach.
SK: Czasem mam wrażenie, że powinniśmy nagrać kolejne albumy o życiu, by udowodnić że, nie widzimy tylko smutnych jego aspektów. W „The Helpless” rozprawiliśmy się z własną przeszłością, z własnymi obawami i wszystkim co nas wtedy „bolało”. Tak „oczyszczeni” mieliśmy podejść do następnej płyty. Dziś już wiem, że życie to „brazylijska nowela”, masz wrażenie, że już wszystko zrobione, a tu… Leoncio wraca:-) i wszystko zaczyna się od nowa!
Czy następny album będzie nasycony większą dozą nadziei? Kiedy możemy się spodziewać nowego materiału? Ja dla przykładu (oraz wiele innych osób) czekam z ogromną niecierpliwością…
WB: Jeszcze tak do końca nie wiemy jak to wszystko będzie wyglądać. Pomysłów jest wiele i w tym chyba problem. :-) Trzeba wyłonić to, co najlepsze i to również będzie dość skomplikowane zadanie. Chcemy wprowadzić kilka zmian – zobaczymy…
SK: Jesteśmy na etapie „mierzenia się” z drugą płytą (wiele osób twierdzi, że najważniejszą). Poprzeczkę podnieśliśmy sobie tak wysoko, że trzeba uważać, żeby nam „łepetynek” nie rozbiła:-). Wstępne założenie mamy takie: wyjście płyty - 1 kwartał 2010 roku.
W pierwszym wcieleniu Grendel graliście ponoć sporo coverów. Jakie to były utwory? Czy w przyszłości, wzorem niektórych zespołów, chcielibyście nagrać album z coverami swoich ulubionych kompozycji?
WB: Było trochę coverów, m.in. Alice In Chains, Inxs, John Lennon, Marillion, Blackfield czy Porcupine Tree. Nie sądzę, abyśmy nagrali płytę z coverami, w naszym przypadku to chyba nienajlepszy pomysł.
SK: Tak, granie roverów nie jest czymś na czym chcemy się skupiać.
Jakiej muzyki słuchacie, na co dzień? A może ktoś z Was ma jakieś hobby, którym nas zaskoczy? Czy często bywacie na koncertach innych wykonawców?
WB: Słuchamy różnej muzyki, każdy z nas ma inne upodobania. Oczywiście są tacy wykonawcy, których cenimy wszyscy.
Czy słuchając muzyki podchodzicie do technicznej strony gry muzyków?
WB: Słuchając Dream Theater lub Planet X ciężko nie skupiać się na ich warsztacie. Dla mnie w muzyce najistotniejszy jest jednak przekaz i emocje.
SK: Raczej nie, ale niektóre fragmenty są czystą techniką i chcąc nie chcąc wsłuchujesz się w te zawiłości. Mnie osobiście urzeka dobra historia i melodia.
Kiedy Grendel zacznie koncertować częściej? Czy oprócz festiwalu w Gniewkowie są już znane jakieś daty?
WB: Jak już wspomniałem wcześniej - czujemy głód koncertowania. Odmieniło się nasze podejście i być może w związku z tym będzie tych występów więcej.
SK: 22 zagramy również w Redzie. Kolejne koncerty na razie nie są zaplanowane.
Dziękujemy serdecznie za wywiad i z niecierpliwością czekamy na koncertowe spotkania.
WB: Dziękujemy.
SK: Dziękujemy i pozdrawiamy miłośników Waszego portalu.
Wywiad przygotował Krzysztof Baran przy współpracy Pawła Tryby i Arkadiusza Cieślaka
zobacz też: Grendel