A+ A A-

Palec przycięty drzwiami - rozmowa z zespołem After The Storm

{mosimage}No i doczekaliśmy się wyróżnienia. After The Storm, zespół znanego z Galahad klawiszowca Deana Bakera, który tworzy wspólnie ze starym przyjacielem, wokalistą Andrew Lyndonem i Lee Abrahamem (do niedawna basistą Galahad), zdecydował się zaprezentować swój pierwszy album "Where Do We Go From Here" polskiej publiczności na kilka miesięcy przed premierą w Anglii. Ci, którzy byli na czerwcowych koncertach Galahad w Koninie i Poznaniu mogli się w tę płytę zaopatrzyć i... mocno się zdziwić. Bo oto panowie kojarzeni jako reformatorzy neoprogresywnego rocka nagrali rasową popową płytę! O kondycji sceny pop, niedostatkach strony internetowej, Nataschy Kampusch, komiksach Marvela, a przede wszystkim o wieloletniej przyjaźni, opowiedzieli nam Andrew Lyndon i Dean Baker.

After The Storm to nowa formacja, jednak Wy znacie się prawie 30 lat. Czy gracie teraz dla frajdy?

Andrew: Dean i ja znamy się i tworzymy wspólnie muzykę odkąd byliśmy czternastolatkami. Przez te lata tworzyliśmy razem różne zespoły, mieliśmy solowe projekty, ale zawsze wracaliśmy do siebie, bo dobrze nam się pracuje we dwójkę.
Dean: Oczywiście, że gramy dla przyjemności, ale też traktujemy to bardzo poważnie. Mieliśmy sporo pomysłów na muzykę After The Storm, wykorzystalśmy je wszystkie i brzmi to ostatecznie bardzo dobrze.
Andrew: Chciałbym, żeby After The Storm odgrywało w moim życiu jeszcze większą rolę, żebyśmy jeździli w trasy.

To Wy bezsprzecznie jesteście najważniejszymi członkami Aftert The Storm,ale nie tak dawno przyjęliscie do zespołu Lee Abrahama. Lee powiedział nam niedawno, że będzie współkompozytorem piosenek na kolejny album ATS. Musicie się dobrze dogadywać.

Andrew: W pierwotnym zamyśle chieliśmy nagrać całość w studiu Lee, z Meryliną Hamilton na gitarze i Lee w roli basisty. Kiedy jednak solowy projekt Meryl zaczął się szybko rozwijać, zdecydowaliśmy, że będzie lepiej, kiedy Lee nagra i gitary, i bas. Okazał się świetnym wyborem, on i Dean dobrze się muzycznie znają. Daliśmy mu więc wolną rękę - miał nagrać swoje partie tak, jak tylko chciał. Wiele z tych inteligentnych gitarowych zagrywek, które słyszysz na płycie, to właśnie pomysły Lee. Cieszę się, że mamy go na pokładzie, zyskaliśmy też dzięki niemu świetny wokal w chórkach. Bez jego pomocy album nie wyszedłby tak dobrze. Owszem, Lee układa piosenki na naszą kolejną płytę.

Czy Merilyna Hamilton wciąż jest członkinią ATS? Na Waszej stronie wciąż widnieje jej zdjęcie.

Andrew: Nie, Merylina zajęła się własną kapelą, stąd właśnie obecność Lee w zespole. Nasza strona jest w trakcie reorganizacji, dlatego zdjęcie Meryl wciąż tam jest.

Wydaje się, że tworzenie piosenek przychodzi Wam z łatwością. Zapowiadacie, że już wkrótce ukaże się drugi album ATS. Kiedy możemy się go spodziewać?

Dean
: Mamy masę skomponowanych jakiś czas temu piosenek, mieliśmy z czego wybierać układając program "Where Do We Go From Here". Z niektórych utworów rezygnowaliśmy z wielkim smutkiem. Dlatego bardzo prawdopodobne, że kolejna płyta After The Storm wyjdzie za rok albo niedługo później. Andrew bardzo szybko dopracowuje moje pomysły. Dużo tworzę w moim małym domowym studio i wśród ułożonej muzyki zawsze znajdzie się coś, co nie pasuje do Galahad. Właśnie te pomysły wysyłam Andrew i zanim się zorientuję dostaję z powrotem maila z ułożoną linią wokalną.


Graliście razem w kilku grupach. Czy chcecie wykorzystać ich piosenki w After The Storm?

Andrew: Przez lata stworzyliśmy razem z Deanem około 70 piosenek. "Hero Ways" i "Raging Heart", które znalazły się na "Where Do We Go From Here" to nowe wersje starych kawałków. Dobrze jest mieć taką bibliotekę piosenek, można jej użyć, gdy przychodzi blok twórczy i nic nie jest w stanie cię zainspirować. Od razu robi się prościej!

Czy albumy Waszego zespołu sprzed lat, Rumour Has It, są obecnie dostępne?

Andrew: Rumour Has It było bardziej cover bandem. Stworzyliśmy kilka autorskich kompozycji, ale wydawaliśmy tylko kasety, nigdy nie było reedycji na CD.

Egzemplarze "Where Do We Go From Here", które można było kupić na czerwcowych koncertach Galahad w Polsce, były prapremierą albumu. Jak będzie wyglądała ostateczna edycja płyty i kiedy się ukaże?

Dean: Ta prapremierowa edycja to był taki test, żeby zobaczyć co nam wyszło. Byliśmy zaskoczeni efektem. We właściwej wersji, która powinna ukazać się na przełomie lipca i sierpnia, nie będzie wielu zmian. Oczyścimy brzmienie w paru miejscach, dodamy porządną książeczkę.

Czy mieliście jakiś odzew od polskch fanów?

Dean: Byłem ostatnio skoncentrowany głównie na Galahad, nie chciałem, by ATS za bardzo zaprzątało moją uwagę. Pojawiło się kilka przychylnych komentarzy, miło było je słyszeć.
Andrew: Przede wszystkim chciałbym podziękować wszystkim, którzy kupil płytę. Mam nadzieję, że dała Wam dużo przyjemności. Po rekonstrukcji naszej strony www zamierzamy zamieścić kilka utworów do ściągnięcia, więc zaglądajcie do nas czasem.

Określacie się mianem zespołu progresywnego, ale ja słyszę u Was główne pop. Czy według Was można ciekawie połączyć te dwa style?

Dean: Człowiek, który zaprojektował naszą tymczasową stronę, sądził, że skoro jestem członkiem Galahad, to siłą rzeczy my też będziemy grać rock progresywny. Tymczasem może i mamy w twórczości jakieś niewielkie elementy proga, ale gramy właśnie coś, co podpada pod moje rozumienie pop rocka!
Andrew: Jak na razie, mieliśmy bardzo pozytywny odbiór. Wielu ludziom podoba się piosenka tytułowa, najbardziej rozbudowana w całym repertuarze płyty. Moim zdaniem udowodniła, że nie boimy się eksperymentów. Być może w tym własnie kierunku podążymy na drugim albumie. Bardzo bym też chciał pozwolić piosence po prostu "płynąć", bez nadawania jej jakiegoś określonego kierunku.

Mam wrażenie, że uwielbiacie muzykę lat 80-tych. Wasze piosenki zawierają sporo noworomantycznych elementów. Osiągnęliście takie brzmienie przypadkowo czy też taki był Wasz plan?

Dean: To kwestia przypadku, ale jako wychowani w latach 80tych na pewno nosimy ich muzykę w sobie.
Andrew: Nie było to planowane, ale często twój styl opiera się na tym, czego nasłuchałeś się przez lata.

Co sądzicie o współczesnej scenie pop? Podobają się Wam piosenki tworzone glównie przez producentów rapu? Myślę, że "Where Do We Go From Here" to przykład dobrego piosenkopisarstwa w tych smutnych czasach.

Andrew
: Dzięki za miłe słowa. Wielkim miłośnikiem rapu nie jestem, ale też nie glanowałbym go aż tak! Każdy ma inny gust. Ja lubię tworzyć piosenki tak, jak akurat my to robimy. Ale gdyby wszyscy lubili to samo, życie byłoby nudne. Różnorodność to dobra rzecz.
Dean: Podoba mi się sposób, w jaki zespoły typu Linkin Park wykorzystują rap, ale jako taki - rap mnie nie wciąga. Jest teraz kilka naprawdę dobrych zespołów, ale mam wrażenie, że jakieś dziesięć lat temu dobra muzyka przeszła kryzys i jeszcze w pełni nie wydobrzała.

Moim zdaniem najwspanialszym utworem na albumie jest piosenka tytułowa. Czy w trakcie jej pisania wydarzyło się coś szczególnego?

Andrew: Zabawne, ale nie. Po prostu siedziałem sobie w ogrodzie i elementy piosenki same ułożyły mi się w całość, jak puzzle. Gdybyś zapytał mnie o "Hero Ways" albo o "Raging Heart" - ich tworzeniu towarzyszyły niezwykłe okolczności.
Dean: Andrew przez telefon wyśpiewał mi pomysł na piosenkę, a ja dopracowałem go bardzo szybko. W kilka godzin utwór był gotowy. Od razu czuliśmy, że to nasz najmocniejszy kawałek, więc tak samo zatytułowaliśmy album.

Sporo też na "Where Do We Go From Here" mocnych gitar, choćby w "Get Over It". Czy to wpływ Lee Abrahama? Na jego płytach często pojawiają się podobne brzmienia.

Andrew
: Zgadza się, ostre gitary wprowadził Lee. Dean uznał, że po prostu za każdym razem damy mu piosenkę, odejdziemy na bok i zobaczymy co z nią zrobi. Za kilka dni dostawaliśmy kawałek z dogranymi gitarami. I zawsze pasowały! Dean i Lee to bardzo utalentowani ludzie, nie byłoby After The Storm bez nich.
Dean: Powiedziałem tylko Lee, że chcę w tym kawałku takiego punkowego brzmienia. On odłożył wtedy gitarę, ale kiedy znów się spotkaliśmy, zagrał nam to, co ułożył i było to dokładnie to, czego chciałem.

Zgodzilibyście się, że "I'm Not Waiting" mozna puszczać w dyskotekach?

Dean: To była jedna z wcześniej powstałych "nowych" piosenek. Chciałem, żeby brzmiała jak The Killers i choć ostatecznie brzmienie wyszło nam całkiem inne, wciąż czuliśmy tam solidny taneczny nerw.
Andrew: Zgadzam się. O mało nie wyrzuciliśmy jej z albumu, ale koniec końców została. Myślę, że także ona pokazuje, że rózne style nie są nam obce i nie wahamy się zaryzykować.

Dlaczego umieściliście na "Where Do We Go From Here" dwie melorecytacje, "After The Storm" i "All Of Her Days"? Odstają trochę od reszty materiału.

Dean: Chciałem mieć introdukcję do albumu. Andrew napisał tekst zatytułowany "After The Storm". Nie mieliśmy wtedy jeszcze nazwy dla wspólnego projektu. Poprosiłem moją dziewięcioletnią córkę, Jazz, żeby wyrecytowała tekst, jakby to był wiersz. A dla kontrastu z jej niewinnym głosem dodałem mroczny, nie z tego świata podkład. "All Of Her Days" zostało wywiedzione z naszej bardzo starej piosenki pt. "All Of Our Days". To była utwór miłosny, ale tekst Andrew nadał jej drugie, złowieszcze dno. Coś, jakbyś powiedział ukochanej osobie: "jeśli cię zamknę, nie będziesz miała nikogo innego do kochania, więc będziesz musiała kochać mnie". Historia bardzo podobna do losu Nataschy Kampusch. Użyliśmy tu jej wypowiedzi.
Andrew: "After The Storm" i "All f Her Days" mogłyby się znaleźć na naszym drugim albumie. To takie niespodzianki, żeby podtrzymać zainteresowanie ludzi. Myślę, że podobne nietypowe rzeczy będziemy robili i w przyszłosci, żeby ludzie zastanawiali się co też wymyślimy następnym razem. Pomysł wyszedł od Deana i świetnie się sprawdził. Jeszcze raz się okazuje, że potrafimy wyjść poza własną formułę.
 
Utwór ukryty na końcu płyty ma posmak wodewilu. Chyba nie lubicie się oganiczać do jednego stylu?

Andrew: Piosenka nosi tytuł "Wrong". Świetny kawawłek, żal by było nie umieścić go na "Where Do We Go From Here". Zawsze chętnie wykorzystujemy w nowej muzyce żeby zobaczyć co nam wyjdzie. Ludzie polubili ten utwór.
Dean: "Wrong" podobało się nam obu, ale kompletnie nie pasowało do reszty albumu. Ale jakoś musieliśmy ją zaprezentować słuchaczom. Lubię posenki, które mają mroczny przekaz, ale muzycznie brzmią niewinnie i bujająco. Chyba za dużo słuchałem Scouting For Girls, kiedy przyszedl mi do głowy ten kawałek.

Piosenki tworzycie razem czy osobno?

Andrew: Czasem śpiewam coś Deanowi przez telefon, a godzinę później dostaję od niego maila z podkładem. Innym razem Dean ma pomysł, ja słucham go przez kilka dni i raptem znajduję słowa pasujące na tytuł piosenki. Wtedy pracuję niejako wspak, dopisując resztę do tytułu. Jednak w większości przypadków piszę gotowe teksty, do których Dean dodaje muzykę.

Czy kiedykolwiek występowalście na scenie pod szyldem After The Storm? Czy teraz zamierzacie regularnie koncertować?

Andrew: Jeszcze nie mieliśmy okazji, ale bardzo bym tego chciał. Chcielibyśmy nagrać drugi album i ruszyć w trasę z solidnym wyborem piosenek. Chciałbym dawać wielki show. Mam kilka pomysłów, które, mam nadzieję, wykorzystamy na scenie w przyszłości.

Z jakim zespołem chcielibyscie wystąpić?

Andrew: Spandau Ballet, reaktywowaną legendą lat 80-tych. I z Galahad.

Dean, zimą doznałeś poważnego urazu ręki. Nie było wiadomo czy będziesz w stanie znów grać. To już chyba przeszłość, bo kilka tygodni temu widziałem Cię na scenie w świetnej formie. Powiedz jednak, jak doszło do zranienia i jak sie leczyłeś.

Dean
: Przyciąłem prawy kciuk przesuwanymi drzwiami pod koniec ubiegłego roku. Odcięły mi końcówkę palca, przez pierwsze kilka tygodni  były wątpliwości czy zszyte części prawidłowo się zrastają i groziła mi amputacja. Na szczęście okazało się, że wszystko jest w porządku i sami lekarze zdziwili się jak szybko zregenerował się mój palec. Już w kwietniu całkiem dobrze mogłem go używać. Do końca przyszłego roku powinienem odzyskać pełne czucie.

Andrew, jako maniak komiksów muszę Cię zapytać o Twoją kolekcję zeszytów Marvela. Jaki jest najcenniejszy egzemplarz w Twoim zbiorze? I jaką serię najbardziej lubisz?

{mosimage}Andrew: Zbieram komiksy Marvela od lat. Najcennejsze, co mam, to limitowana edycja Spider-Mana. Znajduje się w kolekcjonerskim segregatorze, którego nigdy nie otwierałem. Była też podpisana przez wielkiego Johna Romitę (to nazwisko nosiło dwóch znakomitych rysowników, ojciec i syn, nie wiadomo, którego Andrew miał na myśli - przyp. P.T.). To moja radość i duma. Najbardziej lubię komiksy o Fantastycznej Czwórce, Avengers i Spider-Manie, w sumie mam ponad 2000 komiksów (moja kolekcja dwustu zeszytów się chowa, a poza tym uważam, że najlepsi są Guardians Of Galaxy - zazdrosny P.T).

Wywiad przygotował i przeprowadził Paweł Tryba

zobacz też: After The Storm

Komentarze

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.