"Urban Fable" brzmi zupełnie inaczej od Waszych poprzednich dokonań. Taki był plan czy może album nabrał ostatecznego kształtu już w studio?
Filip: Przed UF wydaliśmy dwie EPki, które też bardzo różniły się od siebie. Ciągle się uczymy i rozwijamy i myślę, że to słychać w naszej muzyce. Nagrywanie kolejnej takiej samej płyty jest moim zdaniem zupełnie bezcelowe, chociaż znam zespoły, które nieźle na tym wyszły (śmiech).
Ula: Takie było założenie. Od samego początku chcieliśmy, żeby ten materiał był bardziej kontrastowy. Odwołując się do naszej EPki „Under The Cold” - utwory, które się tam znalazły, utrzymane były w podobnym klimacie, można powiedzieć, że miały wspólne aranżacyjne rusztowanie. Jedynie „The Lullaby of Snowdust” rzeczywiście od nich odstawała. Tym razem mieliśmy do opowiedzenia historię, więc każdy utwór musiał mówić coś innego, nie tylko tekstem.
Kiedy rozmawialiśmy rok temu, mówiliście, ze chcecie swój pełnowymiarowy debiut dopieścić. Cel chyba został osiągnięty - "Urban Fable" kipi aranżacyjnym rozmachem.
U: Miło nam to słyszeć. Rzeczywiście nie chcieliśmy zrobić „suchego” materiału. W studiu zdarzyło się kilka razy, że zabrakło nam śladów, głównie za sprawą naszych gości.
F: To dlatego, że poświęciliśmy tej płycie rok pracy. Zaczęliśmy od konceptu a potem pisaliśmy muzykę tak, by z nim współgrała. Kolejnym etapem były wszelkie poprawki oraz aranżacja dodatkowych instrumentów – skrzypiec, wiolonczeli, trąbki, klawiszy, dzwonków i elektroniki. Pierwszy raz pracowaliśmy w ten sposób i wydaje mi się, że się sprawdził, chociaż wymagał od nas naprawdę dużej dyscypliny i konsekwencji.
Czy Wasz producent nie miał chwil zwątpienia realizując tak złożoną muzykę?
F: Miał. Często.
Mateusz: Po piętnastu godzinach siedzenia w studio dziennie, czterech godzinach snu i tak w kółko przez tydzień - nawet najbardziej zdrowy psychicznie człowiek zaczyna słyszeć głosy...
Jak zamierzacie to instrumentalne bogactwo oddać na scenie? Partie skrzypiec, wiolonczeli i trąbki nie będą chyba odtwarzane na żywo?
U: Niestety nie. Jest to dość kłopotliwe i brzmieniowo, i logistycznie.
F: Niestety nie mamy możliwości zabrania na koncerty wszystkich naszych muzyków sesyjnych. Dlatego na żywo ich partie będzie odgrywał nasz przyjaciel Maciej „OCCID” Zeman, który na płycie był odpowiedzialny za większość elementów elektronicznych oraz mastering.
Jesteście w pewnym sensie unikatem - udało się Wam połączyć najnowsze zdobycze metalu z brzmieniami praktycznie popowymi...
F: Lubimy różnorodność, na "Urban Fable" będzie można usłyszeć wpływ bardzo wielu gatunków muzycznych.
Jak dla mnie, "The City" składa się z praktycznie nie połączonych ze sobą piosenki i industrialnej wstawki. Dlaczego umieściliście je w jednym tracku, zamiast dodać do spisu treści jeszcze jeden utwór?
F: My traktujemy tę płytę jako jeden bardzo długi utwór. Oprócz płynnych przejść między trackami jest kilka motywów, które przewijają się przez kolejne utwory tworząc coś w rodzaju refrenu, dodatkowo scalającego całość. Podobnie dzieje się z tekstami. Dlatego tak naprawdę nie jest ważnie gdzie zrobimy „cięcie”. Tytuły utworów wskazują na sytuacje, miejsca bądź osoby, które pojawiają się w danym momencie historii.
Który utwór wybralibyście do promocji płyty? Najprostsze formalnie, a zarazem obdarzone najbardziej chwytliwą melodią wydaje się "It's Gone".
U: Tak. Właśnie z wymienionych przez ciebie względów do promocji wybraliśmy "It's Gone". Mamy nadzieję, że nie będzie to jedyna piosenka, którą będzie można usłyszeć w radiu.
M: Myślimy, że następnym utworem, który ewentualnie będzie można usłyszeć w rozgłośniach radiowych mógłby być "Golem and the Cat". Prawdopodobnie będzie trzeba go jednak skrócić i pozbawić naszej ulubionej, ciężkiej, ostatniej części.
Wspominaliście, że wypuszczenie na MySpace pod koniec listopada ubiegłego roku roboczej wersji "It's Gone" było błędem. Dlaczego oceniacie ją tak surowo?
U: Ostatecznie okazało się, że nie było to jakoś katastrofalne w skutkach. My pokazaliśmy, że nie obijamy się i coś dzieje się w kierunku powstania pierwszego długogrającego albumu, a ludzie, wydaje mi się, pozytywnie zareagowali na „It’s Gone”. Trzeba jednak przyznać, że roboczy wariant trochę odbiega od wersji studyjnej, nie brzmi dobrze, jest niedopracowany. Stąd wynikały nasze obawy.
M: Ja nigdy nie uważałem, że to był błąd. Na tym etapie pracowaliśmy nad płytą niemalże pięć miesięcy, od czasu EPki „Under the Cold” nie pojawił się żaden nowy utwór do odsłuchu dla zainteresowanych. Dla ludzi, którzy nie wiedzieli czym się zajmujemy mógł być to zły objaw.
W kilku miejscach słyszę echa Nine Inch Nails. W "Through The Cellar Door" - tych szalonych, z okresu "Downward Spiral". Z kolei "Digital Whales" kojarzyć się może z ich ambientowym albumem "Ghosts I-IV"...
F: Obawiam się, że nie słyszałem żadnej z tych płyt NIN… Może moi koledzy słyszeli.
M: Ja też niestety nie słuchałem NIN, „Digital Whales” to raczej objaw naszego osobistego zachwytu post rockiem. W okresie tworzenia płyty kilkakrotnie przechodziliśmy fascynację zespołami takimi jak Caspian, EF, czy też Godspeed You! Black Emperor. „Through the Cellary Door” to utwór łącznik, klucz. Przy jego komponowaniu bardziej zainteresowało nas stworzenie plamy dźwiękowej aniżeli konkretnych aranżacji. No i chcieliśmy się też pozbyć gitar, których jest bardzo dużo na tej płycie, dlatego zostawiliśmy tam sekcję rytmiczną, gitarę graną elektrycznym smyczkiem i trąbkę. Wyszło dość niekonwencjonalnie...
Odżegnywaliście się od świadomych inspiracji Toolem, ale po usłyszeniu "Madhatter's Tea" jakoś nie mogę w tę nieświadomość uwierzyć.
F: Ta piosenka z założenia miała być ciężka, połamana i „szalona”. Jej pierwsze wersje przypominały bardziej Dillinger Escapa Plan, a obecna bardziej kojarzy mi się z Meshuggah czy Oceansize. Wiesz... na pewno Tool wywarł na nas duży wpływ, zarówno ich muzyka jak i cała zbudowana wokół niej otoczka są imponujące, ale dla nas to po prostu kolejna z bardzo wielu inspiracji, które w jakiś tam sposób słychać w naszej muzyce.
Promówka, którą dysponuję, nie ma pełnej szaty graficznej. Czy obrazy w książeczce będą uzupełnieniem opowieści, którą opowiedzieliście na płycie? Filipie, czy jako autor tekstów mógłbyś przybliżyć czytelnikom fabułę?
F: Niestety nasza płyta nie będzie posiadała książeczki. Chcemy zrewanżować się stroną internetową urbanfable.pl na której oprócz tekstów i fabuły będzie można też zapoznać się z procesem nagrywania płyty oraz pobrać materiały promocyjne. Aktualnie jesteśmy w trakcie tworzenia strony i prosimy o cierpliwość. W wielkim skrócie nasza bajka opowiada historię Dziewczynki, która za wszelką cenę stara się uratować porwanego przez Gargulce Braciszka. Występują w niej również golemy, koty, wieloryby, szaleńcy, gołębie, drzewa, robaki, katedry a przede wszystkim miasto. Jest więc całkiem ciekawie
Podzieliliście opowieść na trzy rozdziały. Według jakiego klucza?
F: Pierwszy rozdział to wprowadzenie do całej historii, przedstawienie bohaterów i zawiązanie akcji. Drugi opisuje wędrówkę przez miasto w poszukiwaniu Braciszka – walkę z Kapelusznikiem i jego świtą oraz ucieczkę. Znajdują się tam również obrazy samego miasta – niektóre symboliczne inne jedynie plastyczne. Rozdział trzeci to walka w Katedrze i z Katedrą oraz epilog.
Historia urywa się w decydującym momencie, z tekstów nie można wywnioskować jej zakończenia...
F: To prawda, „White Feathers From The Sky” można potraktować po prostu jako szczęśliwe zakończenie bądź też jako pieśń pożegnalną. Od początku bardzo mi zależało na tym by całą opowieść można było interpretować na wiele sposobów. Właściwie wszystkie postaci i miejsca funkcjonują również jako symbole. Chciałem, żeby to od odbiorcy zależało to jak zrozumie naszą opowieść.
Jak mają się do libretta utwory instrumentalne, jak "Digital Whales" czy "Cathedralworm part I"?
F: „Digital Whales” jest po prostu kolejnym obrazem miasta – można dostrzec tam jego kolejne oblicze. „Cathedralworm part I” to wstęp do finałowej sceny historii, bohaterowie docierają do Katedry i walczą z Gargulcami.
Filipie, jesteś rehabilitantem, ludzka fizjologia nie jest Ci obca. Czy Twój zawód miał wpływ na warstwę tekstową? Opisy tkanek ludzkiego ciała zajmują w niej sporo miejsca.
F: To dlatego, że jest to jeden z motywów, z których lubię korzystać ze względu na ich plastyczność i wieloznaczność. Ale w pewnym sensie masz rację, przez studia miałem w ostatnich latach dużo więcej kontaktu z tymi właśnie tematami.
Czy historia, którą opisałeś, mogłaby się wydarzyć w dowolnym Mieście?
F: Ta historia nie potrzebuje Miast by się wydarzyć. Dla mnie miasto jest specyficznym środowiskiem, czynnikiem, który silnie, choć niepostrzeżenie wpływa na zamieszkujące je istoty. Na "Urban Fable" funkcjonuje jako sztuczny, wrogi bohaterom mikrokosmos zamieszkały przez zniekształcone przezeń stworzenia.
Mam wrażenie, że swobodnie czerpałeś z olbrzymiego dorobku europejskiego bajkopisarstwa. Znalazłem w Twojej historii odwołania do "Alicji w Krainie Czarów", "Królowej Śniegu" i wielu innych baśni.
F: Inspirowałem się również anime, komiksami, filmami, grami komputerowymi, pracami kilku malarzy/grafików, czasem pomysły przychodziły mi do głowy w trakcie rozmowy ze znajomymi. Myślę, że niektóre z nich dość łatwo będzie znaleźć w bajce, natomiast wpływ innych jest bardziej subtelny.
Czy baśnie dziejące się współcześnie mogą mieć według Was szczęśliwe zakończenie?
M: Współcześnie nie ma baśni. Są tylko Miejskie Opowieści (śmiech).
Czy szykujecie jakąś szczególną oprawę dla scenicznej prezentacji "Urban Fable"?
U: Myśleliśmy o tym, najbardziej odpowiednią i wygodną do zrealizowania wydaje się być wizualizacja, ale niestety na razie nie mamy na to środków. Odkładamy to na przyszłość, miejmy nadzieję niedaleką.
Ula, nie zmieniłaś stylu śpiewania, ale Twoje partie wydają się brzmieć pewniej niż np. na "Under The Cold". Ćwiczyłaś przed sesją?
U: Przed każda sesją Spiral ćwiczyłam. Wejście do studia bez przygotowania to oznaka braku szacunku dla kolegów w zespole, a poza tym jest to strata pieniędzy, bo przecież nikt nikogo za darmo tam nie wpuści (pomijając wyjątkowe sytuacje). Tym razem prace nad płytą trwały rok i odbywały się w trochę innym systemie niż do tej pory. Miałam wobec tego więcej czasu na przemyślenie i „udoskonalenie” moich partii. Wiesz, każdy wokalista czy muzyk z biegiem czasu doskonali swój warsztat, różnice są zauważalne szczególnie wtedy, kiedy jeszcze duuużo mu brakuje do tzw. absolutu (śmiech).
Dokonaliście na "Urban Fable" poważnej brzmieniowej wolty. Czy przy okazji kolejnego albumu możemy liczyć na kolejne niespodzianki?
F: Tak. Na tym to przecież polega.
U: Dziękujemy. Na razie żyjemy UF, jeszcze nie myślimy o nowym dziecku.
M: Według planu, który sobie przyjęliśmy – chcemy teraz jak najwięcej koncertować, po to żeby za rok zacząć pracować nad kolejną płytą z jeszcze lepszym warsztatem no i zbiorem jak najlepszych pomysłów.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiał: Paweł Tryba
zobacz też: Spiral
Filip: Przed UF wydaliśmy dwie EPki, które też bardzo różniły się od siebie. Ciągle się uczymy i rozwijamy i myślę, że to słychać w naszej muzyce. Nagrywanie kolejnej takiej samej płyty jest moim zdaniem zupełnie bezcelowe, chociaż znam zespoły, które nieźle na tym wyszły (śmiech).
Ula: Takie było założenie. Od samego początku chcieliśmy, żeby ten materiał był bardziej kontrastowy. Odwołując się do naszej EPki „Under The Cold” - utwory, które się tam znalazły, utrzymane były w podobnym klimacie, można powiedzieć, że miały wspólne aranżacyjne rusztowanie. Jedynie „The Lullaby of Snowdust” rzeczywiście od nich odstawała. Tym razem mieliśmy do opowiedzenia historię, więc każdy utwór musiał mówić coś innego, nie tylko tekstem.
Kiedy rozmawialiśmy rok temu, mówiliście, ze chcecie swój pełnowymiarowy debiut dopieścić. Cel chyba został osiągnięty - "Urban Fable" kipi aranżacyjnym rozmachem.
U: Miło nam to słyszeć. Rzeczywiście nie chcieliśmy zrobić „suchego” materiału. W studiu zdarzyło się kilka razy, że zabrakło nam śladów, głównie za sprawą naszych gości.
F: To dlatego, że poświęciliśmy tej płycie rok pracy. Zaczęliśmy od konceptu a potem pisaliśmy muzykę tak, by z nim współgrała. Kolejnym etapem były wszelkie poprawki oraz aranżacja dodatkowych instrumentów – skrzypiec, wiolonczeli, trąbki, klawiszy, dzwonków i elektroniki. Pierwszy raz pracowaliśmy w ten sposób i wydaje mi się, że się sprawdził, chociaż wymagał od nas naprawdę dużej dyscypliny i konsekwencji.
Czy Wasz producent nie miał chwil zwątpienia realizując tak złożoną muzykę?
F: Miał. Często.
Mateusz: Po piętnastu godzinach siedzenia w studio dziennie, czterech godzinach snu i tak w kółko przez tydzień - nawet najbardziej zdrowy psychicznie człowiek zaczyna słyszeć głosy...
Jak zamierzacie to instrumentalne bogactwo oddać na scenie? Partie skrzypiec, wiolonczeli i trąbki nie będą chyba odtwarzane na żywo?
U: Niestety nie. Jest to dość kłopotliwe i brzmieniowo, i logistycznie.
F: Niestety nie mamy możliwości zabrania na koncerty wszystkich naszych muzyków sesyjnych. Dlatego na żywo ich partie będzie odgrywał nasz przyjaciel Maciej „OCCID” Zeman, który na płycie był odpowiedzialny za większość elementów elektronicznych oraz mastering.
Jesteście w pewnym sensie unikatem - udało się Wam połączyć najnowsze zdobycze metalu z brzmieniami praktycznie popowymi...
F: Lubimy różnorodność, na "Urban Fable" będzie można usłyszeć wpływ bardzo wielu gatunków muzycznych.
Jak dla mnie, "The City" składa się z praktycznie nie połączonych ze sobą piosenki i industrialnej wstawki. Dlaczego umieściliście je w jednym tracku, zamiast dodać do spisu treści jeszcze jeden utwór?
F: My traktujemy tę płytę jako jeden bardzo długi utwór. Oprócz płynnych przejść między trackami jest kilka motywów, które przewijają się przez kolejne utwory tworząc coś w rodzaju refrenu, dodatkowo scalającego całość. Podobnie dzieje się z tekstami. Dlatego tak naprawdę nie jest ważnie gdzie zrobimy „cięcie”. Tytuły utworów wskazują na sytuacje, miejsca bądź osoby, które pojawiają się w danym momencie historii.
Który utwór wybralibyście do promocji płyty? Najprostsze formalnie, a zarazem obdarzone najbardziej chwytliwą melodią wydaje się "It's Gone".
U: Tak. Właśnie z wymienionych przez ciebie względów do promocji wybraliśmy "It's Gone". Mamy nadzieję, że nie będzie to jedyna piosenka, którą będzie można usłyszeć w radiu.
M: Myślimy, że następnym utworem, który ewentualnie będzie można usłyszeć w rozgłośniach radiowych mógłby być "Golem and the Cat". Prawdopodobnie będzie trzeba go jednak skrócić i pozbawić naszej ulubionej, ciężkiej, ostatniej części.
Wspominaliście, że wypuszczenie na MySpace pod koniec listopada ubiegłego roku roboczej wersji "It's Gone" było błędem. Dlaczego oceniacie ją tak surowo?
U: Ostatecznie okazało się, że nie było to jakoś katastrofalne w skutkach. My pokazaliśmy, że nie obijamy się i coś dzieje się w kierunku powstania pierwszego długogrającego albumu, a ludzie, wydaje mi się, pozytywnie zareagowali na „It’s Gone”. Trzeba jednak przyznać, że roboczy wariant trochę odbiega od wersji studyjnej, nie brzmi dobrze, jest niedopracowany. Stąd wynikały nasze obawy.
M: Ja nigdy nie uważałem, że to był błąd. Na tym etapie pracowaliśmy nad płytą niemalże pięć miesięcy, od czasu EPki „Under the Cold” nie pojawił się żaden nowy utwór do odsłuchu dla zainteresowanych. Dla ludzi, którzy nie wiedzieli czym się zajmujemy mógł być to zły objaw.
W kilku miejscach słyszę echa Nine Inch Nails. W "Through The Cellar Door" - tych szalonych, z okresu "Downward Spiral". Z kolei "Digital Whales" kojarzyć się może z ich ambientowym albumem "Ghosts I-IV"...
F: Obawiam się, że nie słyszałem żadnej z tych płyt NIN… Może moi koledzy słyszeli.
M: Ja też niestety nie słuchałem NIN, „Digital Whales” to raczej objaw naszego osobistego zachwytu post rockiem. W okresie tworzenia płyty kilkakrotnie przechodziliśmy fascynację zespołami takimi jak Caspian, EF, czy też Godspeed You! Black Emperor. „Through the Cellary Door” to utwór łącznik, klucz. Przy jego komponowaniu bardziej zainteresowało nas stworzenie plamy dźwiękowej aniżeli konkretnych aranżacji. No i chcieliśmy się też pozbyć gitar, których jest bardzo dużo na tej płycie, dlatego zostawiliśmy tam sekcję rytmiczną, gitarę graną elektrycznym smyczkiem i trąbkę. Wyszło dość niekonwencjonalnie...
Odżegnywaliście się od świadomych inspiracji Toolem, ale po usłyszeniu "Madhatter's Tea" jakoś nie mogę w tę nieświadomość uwierzyć.
F: Ta piosenka z założenia miała być ciężka, połamana i „szalona”. Jej pierwsze wersje przypominały bardziej Dillinger Escapa Plan, a obecna bardziej kojarzy mi się z Meshuggah czy Oceansize. Wiesz... na pewno Tool wywarł na nas duży wpływ, zarówno ich muzyka jak i cała zbudowana wokół niej otoczka są imponujące, ale dla nas to po prostu kolejna z bardzo wielu inspiracji, które w jakiś tam sposób słychać w naszej muzyce.
Promówka, którą dysponuję, nie ma pełnej szaty graficznej. Czy obrazy w książeczce będą uzupełnieniem opowieści, którą opowiedzieliście na płycie? Filipie, czy jako autor tekstów mógłbyś przybliżyć czytelnikom fabułę?
F: Niestety nasza płyta nie będzie posiadała książeczki. Chcemy zrewanżować się stroną internetową urbanfable.pl na której oprócz tekstów i fabuły będzie można też zapoznać się z procesem nagrywania płyty oraz pobrać materiały promocyjne. Aktualnie jesteśmy w trakcie tworzenia strony i prosimy o cierpliwość. W wielkim skrócie nasza bajka opowiada historię Dziewczynki, która za wszelką cenę stara się uratować porwanego przez Gargulce Braciszka. Występują w niej również golemy, koty, wieloryby, szaleńcy, gołębie, drzewa, robaki, katedry a przede wszystkim miasto. Jest więc całkiem ciekawie
Podzieliliście opowieść na trzy rozdziały. Według jakiego klucza?
F: Pierwszy rozdział to wprowadzenie do całej historii, przedstawienie bohaterów i zawiązanie akcji. Drugi opisuje wędrówkę przez miasto w poszukiwaniu Braciszka – walkę z Kapelusznikiem i jego świtą oraz ucieczkę. Znajdują się tam również obrazy samego miasta – niektóre symboliczne inne jedynie plastyczne. Rozdział trzeci to walka w Katedrze i z Katedrą oraz epilog.
Historia urywa się w decydującym momencie, z tekstów nie można wywnioskować jej zakończenia...
F: To prawda, „White Feathers From The Sky” można potraktować po prostu jako szczęśliwe zakończenie bądź też jako pieśń pożegnalną. Od początku bardzo mi zależało na tym by całą opowieść można było interpretować na wiele sposobów. Właściwie wszystkie postaci i miejsca funkcjonują również jako symbole. Chciałem, żeby to od odbiorcy zależało to jak zrozumie naszą opowieść.
Jak mają się do libretta utwory instrumentalne, jak "Digital Whales" czy "Cathedralworm part I"?
F: „Digital Whales” jest po prostu kolejnym obrazem miasta – można dostrzec tam jego kolejne oblicze. „Cathedralworm part I” to wstęp do finałowej sceny historii, bohaterowie docierają do Katedry i walczą z Gargulcami.
Filipie, jesteś rehabilitantem, ludzka fizjologia nie jest Ci obca. Czy Twój zawód miał wpływ na warstwę tekstową? Opisy tkanek ludzkiego ciała zajmują w niej sporo miejsca.
F: To dlatego, że jest to jeden z motywów, z których lubię korzystać ze względu na ich plastyczność i wieloznaczność. Ale w pewnym sensie masz rację, przez studia miałem w ostatnich latach dużo więcej kontaktu z tymi właśnie tematami.
Czy historia, którą opisałeś, mogłaby się wydarzyć w dowolnym Mieście?
F: Ta historia nie potrzebuje Miast by się wydarzyć. Dla mnie miasto jest specyficznym środowiskiem, czynnikiem, który silnie, choć niepostrzeżenie wpływa na zamieszkujące je istoty. Na "Urban Fable" funkcjonuje jako sztuczny, wrogi bohaterom mikrokosmos zamieszkały przez zniekształcone przezeń stworzenia.
Mam wrażenie, że swobodnie czerpałeś z olbrzymiego dorobku europejskiego bajkopisarstwa. Znalazłem w Twojej historii odwołania do "Alicji w Krainie Czarów", "Królowej Śniegu" i wielu innych baśni.
F: Inspirowałem się również anime, komiksami, filmami, grami komputerowymi, pracami kilku malarzy/grafików, czasem pomysły przychodziły mi do głowy w trakcie rozmowy ze znajomymi. Myślę, że niektóre z nich dość łatwo będzie znaleźć w bajce, natomiast wpływ innych jest bardziej subtelny.
Czy baśnie dziejące się współcześnie mogą mieć według Was szczęśliwe zakończenie?
M: Współcześnie nie ma baśni. Są tylko Miejskie Opowieści (śmiech).
Czy szykujecie jakąś szczególną oprawę dla scenicznej prezentacji "Urban Fable"?
U: Myśleliśmy o tym, najbardziej odpowiednią i wygodną do zrealizowania wydaje się być wizualizacja, ale niestety na razie nie mamy na to środków. Odkładamy to na przyszłość, miejmy nadzieję niedaleką.
Ula, nie zmieniłaś stylu śpiewania, ale Twoje partie wydają się brzmieć pewniej niż np. na "Under The Cold". Ćwiczyłaś przed sesją?
U: Przed każda sesją Spiral ćwiczyłam. Wejście do studia bez przygotowania to oznaka braku szacunku dla kolegów w zespole, a poza tym jest to strata pieniędzy, bo przecież nikt nikogo za darmo tam nie wpuści (pomijając wyjątkowe sytuacje). Tym razem prace nad płytą trwały rok i odbywały się w trochę innym systemie niż do tej pory. Miałam wobec tego więcej czasu na przemyślenie i „udoskonalenie” moich partii. Wiesz, każdy wokalista czy muzyk z biegiem czasu doskonali swój warsztat, różnice są zauważalne szczególnie wtedy, kiedy jeszcze duuużo mu brakuje do tzw. absolutu (śmiech).
Dokonaliście na "Urban Fable" poważnej brzmieniowej wolty. Czy przy okazji kolejnego albumu możemy liczyć na kolejne niespodzianki?
F: Tak. Na tym to przecież polega.
U: Dziękujemy. Na razie żyjemy UF, jeszcze nie myślimy o nowym dziecku.
M: Według planu, który sobie przyjęliśmy – chcemy teraz jak najwięcej koncertować, po to żeby za rok zacząć pracować nad kolejną płytą z jeszcze lepszym warsztatem no i zbiorem jak najlepszych pomysłów.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiał: Paweł Tryba
zobacz też: Spiral