A+ A A-

Malina

sobota, 26 sierpień 2017 09:08 Dział: Leprous

01. Bonneville - 5:28
02. Stuck - 6:48
03. From The Flame - 3:51
04. Captive - 3:43
05. Illuminate - 4:21
06. Leashes - 4:09
07. Mirage - 6:48
08. Malina - 6:15
09. Coma - 3:55
10. The Weight Of Disaster - 6:00
11. The Last Milestone - 8:05


Czas całkowity - 58:56buttonKupPlyte



- Einar Solberg - wokal, instrumenty klawiszowe
- Tor Oddmund Suhrke - gitara
- Robin Ognedal - gitara
- Simen Børven - gitara basowa
- Baard Kolstad - perkusja



Prog In Park | 20.08.2017 | Warszawa

piątek, 25 sierpień 2017 19:31 Dział: Relacje z koncertów

Okres letnich festiwali powoli dobiega końca, choć od 20-tego sierpnia jeszcze daleka droga do końca lata (przynajmniej tego kalendarzowego). Tego dnia miejsce miała w Warszawie jedna z ciekawszych imprez typu "festiwal", a mowa tu o Prog In Park, wydarzeniu tyleż ciekawym, co odbywającym się po raz pierwszy. O tym festiwalu napisane zostało już wiele jeszcze przed jego faktycznym debiutem, sam zresztą spłodziłem felieton na ten temat, dlatego też nie będę się tutaj wielce rozwodził, a przejdę od razu do rzeczy: Knock Out Productions zaserwował imprezę na bardzo wysokim poziomie artystycznym i organizacyjnym, choć w tej drugiej kwestii mam pewne uwagi (spisane na samym końcu). Czy warto więc było wybrać się tego dnia do Warszawy? Oczywiście, że tak! A kto nie był - ten trąba. Zapraszam do relacji z wydarzenia!

DALEKA DROGA DO... LION SHEPHERD

Bartłomiej Musielak: 20 sierpnia 2017 roku był nie tylko dniem debiutu dla Prog In Park, ale również istotnym dniem dla mnie. Oto po raz pierwszy zdarzyło mi się lecieć samolotem. Przelot ten był prezentem urodzinowym (za co po raz kolejny dziękuję darczyńcom) i całkiem ciekawym przeżyciem dla mnie, w końcu pierwsze razy zawsze dobrze zapamiętujemy. Natomiast koniec końców nie było aż tak pięknie, bo samolot miał lekką obsuwę i przez to trochę się stresowałem, bo czasowo moja podróż była na styku już z samego planu. W dodatku im bliżej Warszawy tym pogoda była bardziej nieprzyjemna (we Wrocławiu piękne słońce!), ale kiedy już znalazłem się na Lotnisku Chopina i całkiem sprawnie przedostałem na Dworzec Centralny, udałem się migiem zostawić graty w miejscu noclegowym i przedostać na teren festiwalu. Udało się szybciej niż myślałem, bo po sam odbiór akredytacji zjawiłem się około 16:00, a na samym terenie festiwalu chwilę później. Nie wiem skąd wzięła się ta wielka kolejka do wejścia, skoro przez bramki przechodziło się wyjątkowo sprawnie, mi udało się to niemal od razu bo do jednej z bramek nie stał zupełnie nikt. Pierwsze co wypada zrobić w miejscu, w którym jest się po raz pierwszy to rozeznanie. Po wstępnym oględzinach miejsca imprezy udałem się do stanowiska z merchem, by odebrać zamówione wcześniej gadżety. Kolejka nie była jeszcze wielka, więc poszło całkiem sprawnie. Późniejszy czas wykorzystałem na zjedzenie w końcu czegoś oraz wypróbowanie piwa Ayahuasca z browaru Abyss Brewery, które rozlewane było na festiwalu. Piwa nie polecam, natomiast strefa gastronomiczna była idealna jak na tej wielkości imprezę i oferowała całkiem ciekawy wybór.

Gabriel Koleński: Choć nie od razu byłem pewien czy pojawię się na festiwalu (dość silną konkurencją był koncert Converge we Wrocławiu, ale wygrała logistyka, znajomi, ilość zespołów, itd.). Nie byłbym sobą, gdybym nie dorzucił trzech groszy od siebie, skoro już byłem obecny. Ja mieszkam dość blisko Parku Sowińskiego, więc transport i czas nie były dla mnie żadnym problemem, co nie zmienia faktu, że miałem przyjemność stanąć w kolejce, o której wspomniał Bartek. Kolejka prowadziła do jednego z wejść do parku, które stanowiło również główne wejście na festiwal. A przynajmniej stało się takim, ponieważ znajdowało się najbliżej przystanków autobusów i tramwajów…

BM: W czasie kiedy kręciłem się na koronie amfiteatru na scenie zameldował się warszawski Lion Shepherd. Rola "otwieracza" nierzadko bywa dość niewdzięczna, bo przecież nie wszyscy jeszcze na festiwal dotarli, a spora część już obecnych podobnie jak ja prowadziła rozeznanie terenowe i preferowała konsumpcję. Dodatkowo na teren amfiteatru nie można było wchodzić z piwem, więc koncertu młodych warszawiaków mogłem posłuchać wyłącznie zza ściany. Niespecjalnie żałuję, bo widziałem Lion Shepherd niedawno supportujących Riverside, niemniej od czasu tamtego koncertu oraz występu na Prog In Park zapoznałem się z ich twórczością zdecydowanie bardziej szczegółowo. I tak zdążyłem nieco zaprzyjaźnić się z ostatnim albumem grupy, tj. "Heat". Zespół oczywiście wciąż promuje to wydawnictwo, nie dziwi więc fakt, że znaczną część setlisty zajęły utwory z tego krążka, z "Code Of Life", "Fail" czy tytułowym numerem na czele. Znalazło się też jednak miejsce na "Smell Of War" czy "Past In Mirror" z poprzedniego albumu "Hiraeth". Z uwagi jednak na fakt, że koncertu raczej słuchałem niż doświadczałem, nie podejmę się oceny tego występu. Zakładam, że było w pełni profesjonalnie, a odgłos braw i krzyków spod dachu amfiteatru zwiastował, że Lion Shepherd zostało ciepło przyjęte przez zgromadzoną publiczność. Szkoda, że dźwięki te świadczyły raczej o skromnej grupie niż tłumie ludzi, ale jak napisałem na wstępie - taka to niewdzięczna rola "otwieracza".

GK: Nic dodać, nic ująć. Przyznam szczerze, że w czasie koncertu Lion Shepherd towarzyszyłem Bartkowi na zapleczu festiwalu, zatem mój poziom percepcji pierwszego występu tego wieczoru również był nieco ograniczony. Ja też miałem już wcześniej okazję widzieć Warszawiaków na żywo w czasie tegorocznej edycji Prog Rock Fest w Legionowie. Wówczas Lion Shepherd zamykał festiwal jako główna gwiazda, w Parku Sowińskiego stanowili pierwszy support. Rola wyjątkowo niewdzięczna, zwłaszcza podczas takich imprez, ale odegrana przez zespół z klasą i na poziomie. Brzmienie było na tyle mocne, a dźwięk wyraźny, że nawet na zapleczu gastronomiczno-sklepowo-alkoholowym, było całkiem nieźle słychać.

BLINDEAD

Blindead | Prog In Park 2017BM: Za to koncertu gdańskiego zespołu Blindead już na pewno nie można nazwać "otwieraczem", czy "rozgrzewaczem". Dla mnie był to jeden z ważniejszych punktów całego festiwalu, a także (niestety) dopiero pierwszy mój koncert tej post-metalowej grupy. Ciekawe, że zespół kojarzony raczej z metalową sceną mocno odcisnął swoją obecność w świadomości publiczności progresywnej, stąd pewnie (całkiem zasadne) znalezienie się w line-upie Prog In Park. Wielu moich znajomych, którzy należą do fanów progresywnego grania zna doskonale i lubi ten zespół. Wielka w tym zasługa nieodżałowanego Piotra Grudzińskiego, który mocno z grupą sympatyzował. Wracając jednak do samego koncertu: spodziewałem się, że będzie to fantastyczny występ i nie zawiodłem się ani trochę. Panowie, w nieco odmienionym składzie zaserwowali dość przekrojowy set, co przy dość znacznym ograniczeniu czasowym było niezłym wyzwaniem. Setlista obejmowała więc zarówno materiał z ostatniego albumu "Ascension", tj. utwory takie jak "Wasteland" czy "Gone", ale również starsze kompozycje, z "s1" (pochodzącym z "Absence") czy genialnym "So, It Feels Like Misunderstanding" na czele (z płyty "Affliction XXVII II MMIX" z 2010 roku). Wokal Piotra Piezy sprawdził się znakomicie zarówno w nowym, "jego" materiale, jak również w starszych utworach. Żałuję, że nie udało mi się widzieć Blindead z Patrykiem Zwolińskim na pozycji wokalisty, ale czasu już nie cofnę, a nowy wokal sprawdza się wzorowo.

Jak przystało na wyczekiwany koncert ten występ oglądałem spod sceny. Nie mogę narzekać na nagłośnienie, ponieważ znając calutką dyskografię grupy nie zauważyłem żadnych mankamentów w udźwiękowieniu. Pewnie - można się doszukiwać małych niedociągnięć (czasami zanikał wokal, ale to mankament większości koncertów), natomiast moim zdaniem Blindead zabrzmiało bardzo dobrze, jeśli nie wzorowo, ponieważ wszelkie smaczki znane z płyty dało się wyłapać. Muzycy tej grupy potrafią stworzyć niesamowity klimat, a żywo reagując na graną muzykę przenoszą energię na publiczność. Udzieliło mi się to kilka razy i złapałem się na nad wyraz intensywnym pomachiwaniu głową. Trzeba zaznaczyć, że zespół nie wystąpił w kompletnym składzie, ponieważ wciąż nie znaleziono zastępstwa za Matteo Bassoliego (bas). W związku z tym grube, basowe struny pociągał gościnnie Michał Banasik (Tranquilizer, Octopussy) - poradził sobie znakomicie. Warto też wyróżnić pracę obu gitarzystów, którzy kilka razy dokładali nieco ciekawych dźwięków, których na płycie brakuje. Był to bardzo dobry i nastrojowy koncert, szkoda tylko, ze dość krótki - ale taka natura festiwalowych występów.

GK: Znakomity występ, od początku do końca. Najlepszy koncert Blindead jaki w życiu widziałem. Zespół oglądałem dwa razy podczas występów klubowych (raz w „starej” Progresji i raz w „nowej”, z oboma wokalistami) i za każdym razem były jakieś problemy z nagłośnieniem , które utrudniały spokojny odbiór muzyki. Grupa musiała wystąpić na festiwalu, żebym mógł wreszcie zobaczyć ich bardzo dobry występ, co jest zaskakujące, biorąc pod uwagę, że tego typu imprezy generalnie nie słyną z najlepszych warunków dźwiękowych. Czemu nie było idealnie? Bo za krótko! Taki urok koncertów w plenerze. Setlista to rzecz względna, wszystkich nie da się zadowolić, ale jak dla mnie to był „koncert życzeń”, bo usłyszałem większość moich ulubionych utworów. Blindead stworzyło wyjątkową atmosferę, mimo że nie mieli na to zbyt wiele czasu. Przestrzenne brzmienie w amfiteatrze (wszystkich wykonawców, z wyjątkiem Lion Shepherd, oglądałem z poziomu płyty) wyłącznie sprzyjało muzyce trójmiejskiego zespołu i pozwoliło wynieść ją na nieco wyższy poziom, dosłownie i w przenośni.

Sólstafir | Prog In Park 2017

SÓLSTAFIR

BM: Przybyszowie z Islandii byli kolejnym ważnym dla mnie punktem jeśli chodzi o Prog In Park. Bo chociaż znam wyłącznie ich trzy ostatnie albumy, w tym ten tegoroczny raczej słabo, to jestem od dawna zakochany po uszy w "Ótta" z 2014. Spodziewałem się, że na koncercie usłyszymy włącznie utwór tytułowy z tego krążka, ale ku mojemu bardzo pozytywnemu zaskoczeniu w krótkim secie zespół był w stanie upchać jeszcze przepiękny "Náttmál". Ponadto ciekawe, że wśród całych sześciu utworów, które zagrał tego wieczora Sólstafir (są dość długie mimo wszystko) znalazło się miejsce dla dwóch starszych kompozycji z albumu "Köld"! Usłyszeliśmy więc także "Necrologue" oraz "Goddess Of The Ages", w czasie którego lider grupy - Aðalbjörn "Addi" Tryggvason - przechadzał się po barierkach tuż przed publicznością, ściskając ręce fanów. Nie zabrakło również miejsca na bodaj największy "przebój" Islandczyków, tj. "Fjara", zagrane przebojowo i podniośle.

Grupa jednak nie ustrzegła się problemów technicznych. Co jakiś czas "Addi" pokazywał dźwiękowcom, że ma jakieś problemy z odsłuchami. Podobnie dało się słyszeć pewne niedociągnięcia pod sceną, bo choć muzyka prezentowana przez Sólstafir należy raczej do tych o dość surowym brzmieniu, to jednak nie jest to muzyka, której dźwięki mogą się zlewać w hałaśliwą papkę. A tak niestety chwilami się działo, ale na szczęście tylko chwilami. Zdaje się, że akustyk na tym występie miał pełne ręce roboty, ale poradził sobie raczej połowicznie. Kłopoty dźwiękowe nie przeszkodziły mi jednak w napawaniu się po raz pierwszy chłodnymi dźwiękami islandzkich post-metalowców. Niesamowity klimat jak stworzyli, chłodna acz porywająca energia płynąca ze sceny była w czasie tego występu wyraźnie odczuwalna. Na pewno wpływ na to miał pierwszy tego wieczora tak dobry kontakt z publicznością całego zespołu, a w szczególności jego lidera. Wychodzenie do ludzi, pobudzanie do wspólnej zabawy i rytmicznego klaskania czy całkiem rozsądne "zagadywanki" między utworami (w tym ta chwytająca za serce, o niedawnych samobójstwach wśród muzyków i konieczności pomagania osobom chorującym na depresje i inne podobne choroby) - tego poza muzyką oczekują fani podczas koncertów. I na tym polu, jak również na polu muzycznym Sólstafir sprawdził się znakomicie.

GK: Ja również nie znam dokładnie całej dyskografii Sólstafir, moja przygoda z zespołem rozpoczęła się od „Svartir sandar”, który do tej pory pozostaje moim ulubionym albumem Islandczyków. Wydaje mi się jednak, że przy ich propozycji muzycznej, akademicka znajomość niuansów poszczególnych utworów ma mniejsze znaczenie niż odpowiednie podejście. Taką twórczość, jaką uprawia Sólstafir, odbiera się raczej emocjami niż uszami. I taki też był ten występ. Uczta dla duszy, niekoniecznie dla uszu, o czym już wspomniał Bartek, dlatego też nie ma sensu ponownie wchodzić w szczegóły problemów z nagłośnieniem. Czasem brzmiało to tak jakby ktoś, jak to teraz młodzież mówi „nie do końca ogarnął temat”. Koncert zespołu rodem z Islandii to przede wszystkim ogrom emocji, świetny, choć rzeczywiście chłodny klimat (a co, na Islandii niby jest gorąco? Może przy gejzerze) i bardzo dobry kontakt z publicznością (wokaliście marzy się jego własne „scream for me Warsaw!”, ale na to musisz sobie kolego jeszcze zapracować, choć uważam, że publiczność tego wieczoru zdecydowanie dała radę). Emocjonalna przemowa przed "Necrologue", dotycząca samobójstwa znajomego zespołu sprzed 10 lat, poruszyła pewnie niejednego, choć osobiście nie jestem pewien, czy taki koncert jest najlepszym miejscem na tego typu tematy. Z drugiej strony, rozumiem muzyków, że taki festiwal jest okazją by opowiedzieć o tym większej grupie ludzie, do której może dotrzeć przekaz lidera zespołu.

RIVERSIDE

Riverside | Prog In Park 2017BM: To miał być wyjątkowy dla mnie koncert, bo po raz dziesiąty miałem okazję widzieć Riverside na żywo. W tym roku udało mi się to już dwukrotnie, w lutym na pierwszych koncertach po śmierci Grudnia, oraz w ramach wiosennej trasy koncertowej (właśnie wtedy też słyszałem Lion Shepherd). Wyjątkowy koncert postanowiłem wyjątkowo przeżyć - na siedząco, a co tam! Setlista zaskoczeniem nie była, może poza premierowym wykonaniem utworu "#Addicted" z płyty "Love, Fear and the Time Machine", którego jednak nie darzę specjalną sympatią, przepraszam. Poza tym usłyszeliśmy kilka szlagierów ze starszych płyt, w tym świetne jak zawsze "Second Life Syndrome", bujające "Conceiving You" oraz przearanżowane "02 Panic Room" - tutaj akurat moim zdaniem na minus, bo klasyczną i nieco mocniejszą wersję koncertową darzyłem większą sympatią. Zabrzmiały również "The Depth of Self-Delusion" czy "Escalator Shrine" na finał, oba z albumu "Shrine Of New Generation Slaves". Setlista więc nie zaskoczyła, przynajmniej mnie, poza wspomnianym premierowym utworem.

Przyznaję, że nie nacieszyłem się specjalnie tym koncertem, nawet mimo faktu, że był to "Ten Dziesiąty". Po pierwsze słuchałem go nieco z boku, przez co nie do końca wszystko mogłem wyłapać, ale trzeba było zachowywać siły na Opeth. Po drugie, co zresztą potwierdzają już opublikowane relacje z festiwalu, szwankowało coś z nagłośnieniem. Nie to, żeby coś brzmiało źle (może poza dudniącym - słowo użyte zupełnie bez złośliwości - basem), ale brakowało w tym wszystkim mocy. Z boku było strasznie cicho, ale okazuje się, że nie była to wina miejsca, tylko wszędzie tak było. Przechadzałem się później po tyłach amfiteatru i muszę potwierdzić, że wszędzie tak było. I jeszcze jedna rzecz: szkoda, że zespół tak bardzo odszedł od starego repertuaru na koncertach, poza oczywiście tymi "obowiązkowymi" numerami. Chciałoby się usłyszeć coś innego z trylogii, ewentualnie jakiś utwór z "Anno Domini High Definition", dla którego w ogóle nie znalazło się miejsce na tym koncercie (może poza "Egoist Hedonist"... granym z głośników między koncertami pozostałych wykonawców). Nie wszystko można jednak mieć, mam nadzieję, że "Ten Jedenasty" (już niedługo, na Materiafest) będzie o wiele bardziej udanym. Tym razem, w moim odczuciu, Riverside choć nie wypadło źle - zaprezentowało się najsłabiej na całym festiwalu, jeśli spojrzeć na potencjał i możliwości jakie w tym nieprzeciętnym zespole drzemią.

GK: Widzę, że dyskusja dotycząca nagłośnienia koncertu Riverside podczas pierwszej edycji Prog in Park zatacza coraz szersze koło i wkradnie się nawet do naszej relacji. Z tego co ja słyszałem i czytałem, zdania były podzielone. Niektórzy mówili, że na płycie nic nie było słychać, inni że to na trybunach było za cicho, albo że dudniło, a może tylko po bokach było źle, a na środku lepiej. Skoro pojawiają się takie głosy, to oczywiście coś musiało być na rzeczy, ale ja tego raczej nie odczułem. Koncert oglądałem z płyty, stojąc mniej więcej na środku, ale blisko trybun, bardzo daleko od sceny. Mi nic nie dudniło i słychać było dobrze, ale być może już zdążyłem ogłuchnąć. Jednak już poważnie, mam inne zastrzeżenia. Zgadzam się, że lekka kastracja "02 Panic Room" była błędem, w oryginale utwór brzmiał ciężej i przez to lepiej. Bez oryginalnego podkładu zabrakło tej mocy i podskórnego nerwu. Nie zawsze też podobało mi się podejście nowego gitarzysty zespołu, Macieja Mellera, który kilka partii zagrał inaczej. Wcale nie musi to oznaczać, że zagrał źle, być może jest to tylko kwestia przyzwyczajenia do pierwotnych partii. Może to wynikać również z faktu, że zespołu już dawno nie widziałem na żywo, a w tym składzie pierwszy raz, więc dla mnie akurat niektóre aspekty były nowością. Przede wszystkim setlista, która zawierała wszystko to co w Riverside lubię najbardziej. Wymarzone rozpoczęcie od "Second Life Syndrome", nieśmiertelne "Conceiving You", które chyba nigdy mi się nie znudzi, długi "Escalator Shrine", którego się nie spodziewałem oraz z nowych utworów "#Addicted", który osobiście lubię oraz piękne i pięknie zagrane „Caterpillar and the Barbed Wire”. Dla mnie występ Riverside nie był tego wieczoru rozczarowujący. Wręcz przeciwnie, emocji nie brakowało, łezka się nie raz w oku zakręciła, zwłaszcza na początku, Duda nie zawiódł poczuciem humoru, choć nie mówił tyle co zwykle, być może z braku czasu. W tym miejscu warto dodać, że występ Riverside, jako jedyny, został nieco wydłużony, co trochę zakłóciło wyjątkowo żelazną dyscyplinę festiwalu, ale raczej nikomu to nie przeszkadzało. A problemów technicznych albo nie chciałem słyszeć albo one do mnie nie dotarły.

OPETH

BM: Kolejny zespół, które dane mi było już widzieć na żywo, i to zarówno w ramach samodzielnego klubowego koncertu jak i występów festiwalowych. Opeth widziałem już trzykrotnie i trochę, a to trochę to kilka dni przed Prog In Park w ramach Brutal Assault Festivalu, gdzie po przesłuchaniu "Sorceress" i "Ghost Of Perdition" (taki sam początek był w Warszawie) udałem się na koncert KMFDM, czego wcale nie żałuję. Okazało się jednak, że z tych dwóch koncertów wybrałem ten zdecydowanie lepszy, zarówno pod względem brzmienia jak i repertuaru. Na Brutal Assault załoga dowodzona przez Åkerfeldta brzmiała bez mocy, raczej bardzo hermetycznie i troszkę zbyt surowo, dało się to ocenić już po pierwszym utworze. W Warszawie natomiast grupa miała odpowiednią moc, głębię, głośność i klarowność w brzmieniu, dzięki czemu wszystko było doskonale słychać mimo dość dużego, ale nie uciążliwego, poziomu głośności.

Opeth zaprezentował solidny i przekrojowy 1,5-godzinny set, jak na ich standardową długość utworu - i tak za krótki. Ale nie ma co narzekać, lepsze półtorej godziny niż 60 minut (tyle zagrali na Brutal Assault). I tak wśród zagranych utworów znalazły się genialne "The Drapery Falls" z albumu "Blackwater Park" (poprzedzone kilkoma riffami z "Faith"... George’a Michaela), poruszający "In My Time of Need", co mnie bardzo ucieszyło, bo w końcu "Windowpane" nie reprezentował "Damnation", a także znakomicie wykonany "Heir Apparent" z wbijającym w ziemię intro. Oczywiście zabrakło "Black Rose Immortal", którego już tradycyjnie domagała się zgromadzona publiczność - ale prośby te stały się jakoby nieodzownym elementem koncertów Opeth i zdaje się, że zespół właśnie z tego powodu kompozycji tej za szybko nie zagra. Ale to tak półżartem, bo w setliście znalazło się też sporo miejsca dla "nowego" oblicza Opeth, czyli tego zdecydowanie mniej metalowego, a bardziej klasycznie progresywnego. I tak na początek zabrzmiał wspomniany "Sorceress", a potem jeszcze "The Wilde Flowers" - oba z ostatniego, bardzo dobrze przyjętego albumu; a także "Cusp of Eternity", czyli najlepsza możliwa reprezentacja "Pale Communion" (no dobra, o "Goblin" + "River" na żywo wciąż marzę). Set był więc znakomity, a wykonania wyborne. Trzeba zaznaczyć, że był to ostatni festiwalowy występ Opeth tego lata, a więc muzycy byli odpowiednio rozgrzani. Głos Mikaela brzmiał fantastycznie, za co pokłony w pas, bo zdarzało mu się już growlować w sposób ledwo słuchalny. Za to czysty śpiew u niego nigdy nie zawodzi, tylko hipnotyzuje i ciąga za uszy. W dodatku lider jak zawsze był dość rozgadany i między utworami sypał anegdotkami jak z rękawa. Szkoda tylko, że tę o pijackich przygodach Martina Mendeza wspominał już drugi raz będąc w Polsce, co zauważył i pewnie potwierdzi mój redakcyjny kolega Gabriel, który już tę opowiastkę słyszał. Czyżby gotowce dla każdego kraju? Oj nieładnie Panie Åkerfeldt, nieładnie. Niemniej był to fantastyczny koncert, godzien by zamykać taki festiwal z największym możliwym przytupem. Oklaski na stojąco!

Riverside | Prog In Park 2017GK: Zachwyt Bartka podzielam w całej rozciągłości. Opeth widziałem na żywo po raz trzeci i właściwie ten zespół nigdy mnie nie zawiódł. Tym razem również nie miało to miejsca, na całe szczęście. Bardzo cieszy mnie, że Opeth wrócił w większym stopniu do starszych kawałków, bo po „Heritage” potrafili dostosowywać zestaw utworów tak, by cały koncert był nieco spokojniejszy. Tu muszę pochwalić zespół, ponieważ rozłożenie poszczególnych kompozycji podczas występu było bardzo inteligentne i trafne. Tego wieczoru death metalowe piekło mieszało się z progresywnym niebem w odpowiednich proporcjach, dynamika koncertu była konsekwentnie utrzymywana, a starocie radośnie wymieniały się z nowościami. Mi również marzy się usłyszeć na żywo "River", choć szanse prawdopodobnie maleją z każdą kolejną płytą Opeth. Ponowny kontakt na żywo z „Face of Melinda” też jest przeze mnie wysoce pożądany, ale cóż, nie można mieć wszystkiego. Konferansjerka Mikaela Åkerfeldta jest dość słynna i ceniona przez fanów zespołu. Rzeczywiście opowieść o wyczynach Martina Mendeza, bodajże podczas pierwszej wizyty Szwedów w naszym kraju, już kiedyś słyszałem, ale nie wiedziałem, że Åkerfeldt miał okazję poznać Józefa Skrzeka, lidera zespołu SBB, czyli niewątpliwie żywej legendy polskiego rocka progresywnego. Trochę szkoda, że jedyne co Mikael zapamiętał z tej rozmowy to „kurwa”, ale zdaje się, że to najpopularniejsze polskie słowo…

PROG IN PARK... 2018?

I tak około 23:00 ten fantastyczny festiwal dobiegł końca. Teraz jeszcze kilka słów o samym wydarzeniu. Pierwszy raz byłem w amfiteatrze Parku Sowińskiego w Warszawie i uważam to za doskonałe miejsce na tego typu imprezę. Bardzo dobra wg mnie akustyka miejsca oraz dobry dojazd i zadaszenie na duży plus - a to wiadomo sprawdza się w miesiącu jakim jest sierpień, zresztą przecież i teraz z nieba lało momentami bardzo obficie. Na plus również zorganizowane przez Knock Out Productions sesje z podpisami, z których skorzystało naprawdę wiele osób - ja nie, ale bardzo doceniam inicjatywę. Małym minusem był jak dla mnie mały wybór piwa, bo miało być przecież jakieś stwoisko z piwami kraftowymi, dobrze pamiętam? A tak była tylko wspomniana gdzieś Ayahuasca oraz trzy rodzaje piwa Behemoth, które skończyło się... w połowie koncertu Sólstafir. Potem zostało już tylko lane Tyskie. Acha, ludzie dziwili się, że z piwem nie można było wejść na teren koncertowy, a tam przecież też było sprzedawane piwo. Tłumaczę: na terenie koncertu sprzedawano piwo o mniejszej zawartości alkoholu, co ograniczają przepisy o imprezach masowych. Poza terenem koncertowym piwo było już "normalne". Wolałbym jednak, żeby strefa picia obejmowała również trybunę, a ewentualnie na miejsca stojące z piwem żeby nie byli ludzie wpuszczani. Przecież w Spodku czy innych halach w czasie koncertów można spokojnie spożywać złoty trunek. Mam nadzieję, że w przyszłym roku będzie to trochę lepiej rozwiązane.

No właśnie - przyszły rok. Trzymam kciuki, żeby Knock Out Productions zdecydowali się kontynuować inicjatywę pod godłem Prog In Park. Świetne wydarzenie i mnóstwo możliwości oraz wielkie nadzieje, o których pisałem już w moim felietonie przed festiwalem. Miejsce jest doskonałe (jeśli miałaby być edycja dwudniowa to może warto zorganizować pole namiotowe w parku lub okolicach?), klimat świetny, a jakoś specjalnie o line-up się też nie martwię. Wypatruję kolejnej edycji z zapartym tchem i jak tylko zostanie ogłoszony termin - rezerwuję wolne! Do zobaczenia na Prog In Park 2018, dzięki!

 


Autor: Bartłomiej Musielak + Gabriel Koleński
Zdjęcia: Jan"Yano"Włodarski

 

 

Spirit

środa, 23 sierpień 2017 17:12 Dział: Comedy Of Errors

Part 1 - Spirit
01. My Grief Lies All Within - 5:24
02. Infinite Wisdom? - 1:51
03. Spirit Shines / Spirit - 4:26
04. Can This Be Happening? - 3:54
05. In Darkness Let Me Dwell - 3:06
06. I Call And Cry To Thee - 5:42
07. Set Your Spirit Free / Goodbuy My Love Until We Meet Again - 3:22
08. Ascension / Et Resurrextit / Auferstehen / Arise In Love Sublime, Arise / Spirit - 6:55
09. Into The Light - 5:04
10. Above The Hills - 5:20
Part 2 - Epilogue
11. This Is How It Has To Be - 5:59
12. Spirit (Single) - 4:42


Czas całkowity - 55:45buttonKupPlyte



- Joe Cairney - wokal
- Sam Mcculloch - gitara
- Mark Spalding - gitara
- Jim Johnston - instrumenty klawiszowe
- John Fitzgerald - gitara basowa
- Bruce Levick - perkusja


Michał Wojtas

wtorek, 22 sierpień 2017 18:14 Dział: Solówka - ankieta dla gitarzystów

01. Imię i Nazwisko.
Michał Wojtas

02. Grupa, lub projekt muzyczny w którym obecnie występujesz?
Amarok, Uniqplan, Catster, Casma

03. Ile miałeś lat kiedy stwierdziłeś, że chcesz zostać gitarzystą?
Z tego, co pamiętam miałem ok 14 lat. To wtedy nauczyłem się pierwszych akordów na gitarze klasycznej od kolegów z osiedla.

04. Czy jest jakiś zespół, a może konkretny utwór, który miał bezpośredni wpływ na Twoją decyzję?
Zanim zacząłem przygodę z gitarami, byłem fanem JMJarre’a i grałem już na syntezatorach ale zacząłem słuchać wówczas muzyki Mike’a Oldfield’a, którego gitara kompletnie mnie zahipnotyzowała, chwilę później doszło Pink Floyd, więc nie mogło się skończyć inaczej  Gitara stała się najważniejsza.

05. Czy pamiętasz swoje pierwsze gitary?
Na początku jak już wspomniałem była to niemiecka (bodaj NRD) gitara Musima a moja własna pierwsza gitara elektryczna to była kopia Ibaneza Jam polskiej firmy Mansfield. Potem pojawił się pierwszy poważniejszy instrument meksykański Fender Stratocaster.

06. Jakich gitar używasz teraz?
Od wielu lat używam gitar marki Paul Reed Smith ale także Fender a ostatnio czekam na lutniczą gitarę, którą własnoręcznie tworzy dla mnie Daniel Płoszaj i jego Furora Custom Guitars. Z gitarami PRS czuje się związany od czasów kiedy nie były one zbyt popularne w Polsce a oczywiście ma to związek z Oldfield’em  Posiadam pięknie grający model Custom 24 Brazilian Limited oraz fajny McCarty Trem z przetwornikami od Lollar. Jestem wielkim fanem modelu Custom24. Wiele razy nagrywam gitary dla różnych artystów z tzw mainstreamu i najczęśniej pracuję z Custom24.

07. Czy masz jakiś wymarzony model na którym chciałbyś zagrać?
Oczywiście chciałbym posiadać dużo więcej gitar, w tym samych PRSów kilka. Ale chyba najbardziej chciałbym pograć na wyjątkowym modelu Private Stock 24-Fret McCarty Singlecut Trem. To może być połączenie moich dwóch gitar  Kto wie kiedyś długie lata marzyłem o wzmacniaczu Soldano SLO100 a dziś jest w moim posiadaniu. Mam nadzieję, że to samo czeka mnie z innymi marzeniami ;)

08. Wolisz pracować w studio czy występować na scenie?
Jeśli tworzę muzykę, to zdecydowanie kocham zamknąć się w mojej pracowni gdzie gram aż nadejdą dreszcze ;) Kiedy mam grać na gitarze i do tego śpiewać, zdecydowanie wolę scenę, publiczność i ten nerw, który jak sądzę wynika z adrenaliny. Energia nieosiągalna w studiu.

09. Czy jest jakiś artysta z którym chciałbyś odbyć mały "jam session"?
Wiele razy gram z różnymi artystami i często powstają z tego jakieś fajne pamiątki, np. z Michałem Ściwiarskim – kilkukrotnym gościem Amarok, z którym tworzę zespół Casma, który jeszcze nie doczekał się debiutu, ale oczywiście artystów, z którymi chciałbym pojamować po raz pierwszy jest wielu, np. Ninet Tayeb czy Mariusz Duda a może Steven Wilson ;)

10. Czy jest jakiś utwór w którym zagrałeś z którego jesteś szczególnie dumny?
Jest całkiem sporo nut, które zagrałem i z których jestem zadowolony, szczególnie na płycie Amarok – Hunt. Szczególnie lubię utwór Unreal, do którego moja partia gitary powstała w trakcie jamowania z Michałem Ściwiarskim. Podoba mi się solo w utworze Winding Stairs gdzie gram ze slide’em używam efektu e-bow w sposób perkusyjny! Ale chyba najciekawszym faktem jest utwór Two Sides, o którym piszą, iż jest to utwór na duduk (dęty ormiański instrument ludowy) podczas kiedy duduk gra tylko do połowy a od drugiej połowy gram na gitarze akustycznej z użyciem slide’u i efektu e-bow co daje brzmienie zbliżone do jakiegoś instrumentu dętego. Słuchacze więc myślą, że to dalej duduk 

11. Czy zajmujesz się komponowaniem muzyki, piszesz teksty, aranżujesz utwory?
Większość dyskografii Amarok to muzyka i aranżacja mojego autorstwa. Muzyka zespołu Uniqplan to w całości moje autorskie dzieło i produkcja. Nie umiem jednak pisać tekstów. Na szczęście potrafi to robić moja żona Marta Wojtas  Mam swój minimalny udział w tekście do utworu Hunt. Może to początek nowej przygody ;)

12. Czy umiesz grać na innych instrumentach?
Gram na różnych instrumentach, głównie jednak są to gitary i instrumenty klawiszowe. Całkiem często gram też na bębnach i instrumentach perkusyjnych i mam kilka dęciaków, na których inni grają lepiej ;)

13. Czy masz jakieś hobby nie związane z muzyką?
Jestem fanem motoryzacji, głównie aut. Lubię także sport, w tym przede wszystkim bieganie. To świetny czas na pozbieranie myśli a jednocześnie osiąganie pewnego celu. Poza tym uwielbiam podróże, zarówno czysto wypoczynkowe, wyciszające jak i aktywne. Na co dzień jestem także fanem gotowania i ogólnie kuchni, którą zdarza mi się także bezcześcić w środku nocy jedząc fast foody najgorszego sortu kiedy jestem w trasie ;)

14. Czy niekomercyjne, tematyczne strony poświęcone muzyce mogą pomóc w promocji zespołu? Czy zaglądasz na ProgRock.org.pl ?
Oczywiście strony takie jak ProgRock.org.pl pomagają artystom zaistnieć oraz dotrzeć do odpowiedniego wąskiego grona odbiorców. Uważam to za niezwykle ważne środki przekazu. Czytelnicy takich stron, w tym ProgRock.org.pl to grupa świadomych słuchaczy osób szczerze zainteresowanych muzyką i artystami o których czytają. To najcenniejsza grupa czytelników i słuchaczy. Tutaj nie ma przypadkowych przeglądaczy. W moim przypadku najczęściej czytam i przeglądam Wasze posty na facebooku ale stronę też znam.

To The Bone

piątek, 18 sierpień 2017 18:04 Dział: Wilson, Steven

01. To The Bone - 6:41
02. Nowhere Now - 4:03
03. Pariah - 4:46
04. The Same Asylum As Before - 5:14
05. Refuge - 6:43
06. Permanating - 3:34
07. Blank Tapes - 2:08
08. People Who Eat Darkness - 6:02
09. Song Of I - 5:21
10. Detonation - 9:19
11. Song Of Unborn - 5:55


Czas całkowity - 59:46buttonKupPlyte



- Steven Wilson - wokal, gitara
oraz:
- Ninet Tayeb - wokal
- Sophie Hunger - wokal (9)
- David Kollar - gitara
- Adam Holzman - instrumenty klawiszowe
- Nick Beggs - gitara basowa, Chapman stick
- Craig Blundell - perkusja
- Jeremy Stacey - perkusja
- Mark Feltham - harmonijka (1,5)
- Jasmine Walkes - słowo mówione (1)



Nowy album zespołu ALTERS.

czwartek, 17 sierpień 2017 18:46 Dział: News


Świadomość i nieświadomość, istnienie i nieistnienie, noc i dzień, to główne inspiracje do nowej płyty zespołu Alters. Album „Dawn” to przenikanie się tego, co prawdziwe z tym, co wyśnione. Psychodeliczna muzyka opowiada o snach, omamach i wspomnieniach, będąc jednocześnie trzeźwym spojrzeniem na świat i narkotyczną wizją szaleńca. Polska premiera płyty wydana nakładem francuskiego wydawnictwa Musea Records: 15 września 2017.alters dawn
„Dawn” to 7 utworów zamkniętych w koncept-albumie. Nietypowe instrumenty, połączenie brzmień z lat 80-tych z nowoczesną elektroniką i psychodelią lat 70-tych to to, co wyróżnia zespół ALTERS na tle dzisiejszej sceny alternatywnej. Gra na lutni czy violi da gamba i nowatorskie efekty wizualne tworzą szczególny charakter koncertów zespołu.
ALTERS tworzą klasycznie wykształceni multiinstrumentaliści i producenci muzyczni, dobrze znani środowisku muzyki niezależnej, koncertujący od sceny Opery Narodowej po największe rockowe festiwale. W skład grupy wchodzą również absolwenci warszawskiej ASP łączący muzykę z audiowizualną scenografią, instalacjami czy video-artem. Zróżnicowane wieloczęściowe kompozycje przeplatane piosenkami i solowymi etiudami tworzą koncept albumy, które następnie znajdują swoją realizację w koncertach. Zespół zdobył główną nagrodę za oprawę wizualną koncertu, na festiwalu Audiowizje 2014 w Toruniu a teledysk do utworu „Dawn” został doceniony na czterech festiwalach filmowych w Polsce, Danii i Kanadzie.
Działalność teatralno-performatywna
Oprócz koncertów zespół współtworzy wydarzenia teatralne. Od sezonu 2014/2015 w Teatrze Studio, Alters są odpowiedzialni za oprawę muzyczną spektaklu „Baby Doll". Zespół ma też na koncie udział w projekcie „Clean Room” Juana Domíngueza Rojo, współtworzenie wydarzenia audiowizualnego „Genesis” Teatru Studio Test, a także współpracę z Markiem Ałaszewskim, liderem popularnej w latach 70. polskiej grupy Klan. Alters grają również na żywo do projekcji filmowych m.in. Podczas Święta Kina Niemego w kinie Iluzjon.

ALTERS:
Paweł Zalewski – śpiew, gitara, klawisze, viola da gamba, saz
Piotr Zalewski – śpiew, klawisze, elektronika, gitara basowa, viola da gamba, lutnia, psałterium
Robert Pludra – perkusja

Osmo Nadir – wizualizacje, światło, scenografia

Teledysk do utworu „Dawn”, doceniony na festiwalach filmowych w Danii i Kanadzie oraz na Krakowskim Festiwalu Filmowym i Festiwalu Polskich Wideoklipów Yach Film:

Więcej informacji:
www.alters.pl
facebook.com/altersmusic
https://pl.wikipedia.org/wiki/Alters

Warsaw Prog Days 10 lutego 2018 powraca do Progresji!

czwartek, 17 sierpień 2017 17:38 Dział: News

wpd18

Warsaw Prog Days to coroczne święto fanów rocka progresywnego. Przez ostatnie pięć lat w ramach tej imprezy na scenie warszawskiej Progresji wystąpili m.in. Riverside, RPWL, Collage, Haken, Spock's Bread i wielu innych artystów, którzy ukształtowali wyjątkowy klimat tego wydarzenia. 10 lutego 2018 roku po rocznej przerwie Warsaw Prog Day wraca do Progresji (wyjątkowo tym razem impreza będzie jednodniowa). Szósta edycja będzie organizowana wspólnie z wydawnictwem Musicom.

Na scenie pojawią się m.in. Amarok, Gallileous, Coogans Bluff i inni.

Amarok
Polska art-rockowa formacja znana wcześniej z takich wydawnictw jak Amarok (2001), Neo Way (2003) i Metanoia (2004), które cieszyły się sporą popularnością w Europie, a także wielu krajach Ameryki Południowej, Meksyku czy Japonii. Najnowszy album Hunt, zarejestrowany po 12 latach przerwy, zawiera dziewięć utworów łączących takie gatunki muzyczne jak: rock progresywny, ambient, folk czy trip-hop.
Amarok to aktualnie autorski projekt gitarzysty, multiinstrumentalisty, wokalisty i producenta – Michała Wojtasa, współtwórcy takich zespołów jak Uniqplan, Catster czy Casma. Tym razem również postanowił on zaprosić znakomitych gości, z którymi współpracował przy trzech poprzednich wydawnictwach Amarok, m.in. Colina Bass’a (Camel), Mariusza Dudę (Riverside, Lunatic Soul) czy Michała Ściwiarskiego (Casma), wielu cenionych instrumentalistów, a także autorkę większości tekstów i okładki Martę Wojtas. Płyta, podobnie jak poprzednie, została zrealizowana przez Magdę i Roberta Srzednickich w warszawskim Serakos Studio.

Gallileous
Od wielu lat silnie związany z polską sceną doom metalową obecnie kieruje swoje aspiracje w stronę space rocka, hard proga czy psychodelicznego rocka lat 70-tych co odzwierciedla się w recenzjach dwóch ostatnich albumów. Z nową wokalistką Kosmiczni Pielgrzymi eksplorują kolejne lata świetlne czasoprzestrzeni kontynuując swoje kosmiczne wątki liryczne. Koncertując Gallileous promuje nowy album Stereotrip. Obniżony strój gitar oraz brak wykorzystania klawiszy potęguje gitarowe brzmienie co w połączeniu ze znacznie szybszymi tempami tworzy potężny ładunek wybuchowy.
Przygotujcie się na potężny Dźwiękowy Grom!

Coogans Bluff
Berlińczycy, którzy łączą swoją radość życia i poczucie humoru w oryginalne kawałki inspirowane wyraźnie takimi kultowymi zespołami jak Motorpscho, King Crimson czy Captain Beefheart.
Zespół zabiera Was w swoistą muzyczną podróż przez hard rock lat 70-tych, ale znajdziemy tutaj też charakterystyczne dla grupy saksofonowe partie, które z kolei przenoszą nas na pogranicze jazz-rocka.
Ich muzyka z jednej strony skłania do szaleństwa pod sceną, a z drugiej sama nóżka gibać się Wam będzie do tańca.



 

Phase

środa, 16 sierpień 2017 17:29 Dział: Next To None

01. 13 - 0:53
02. Answer Me - 6:25
03. The Apple - 3:51
04. Beg - 2:47
05. Alone - 9:30
06. Kek - 10:30
07. Clarity - 7:28
08. Pause - 4:22
09. Mr. Mime - 3:13
10. Isolation - 1:26
11. Denial - 8:05
12. The Wanderer - 19:45


Czas całkowity - 1:18:15buttonKupPlyte



- Thomas Cuce - wokal, instrumenty klawiszowe
- Derrick Schneider - gitara
- Kris Rank - gitara basowa
- Max Portnoy - perkusja



Stupid Things That Mean The World

wtorek, 15 sierpień 2017 07:32 Dział: Bowness, Tim

01. The Great Electric Teenage Dream - 4:00
02. Sing To Me - 5:46
03. Where You've Always Been - 4:07
04. Stupid Things That Mean The World - 3:05
05. Know That You Were Loved - 6:44
06. Press Reset - 3:54
07. All These Escapes - 3:06
08. Everything You're Not - 3:40
09. Everything But You - 1:12
10. Soft William - 1:40
11. At The End Of The Holiday - 4:58


 Czas całkowity- 42:12

buttonKupPlyte



- Tim Bowness - wokal, instrumenty klawiszowe
oraz:
- Peter Hammill - wokal, gitara slide
- Phil Manzanera - wokal, gitara, instrumenty klawiszowe
- Bruce Soord - wokal, gitara, instrumenty klawiszowe, gitara basowa
- Andrew Keeling - gitara akustyczna 
- Michael Bearpark - gitara 
- David Rhodes - gitara 
- Rhys Marsh - gitara pedal steel
- Anna Phoebe - skrzypce 
- Stephen Bennett - instrumenty klawiszowe 
- Colin Edwin - fretless bass, double bass 
- Pat Mastelotto - perkusja 
- Andrew Booker – perkusja



 

Alhena - zapowiedź nadchodzącej płyty.

wtorek, 15 sierpień 2017 06:44 Dział: News

Bydgoski zespół Alhena zakończył pracę nad swoją płytą. Obecnie trwają miksy zarejestrowanego materiału, jednak aby nie dać Wam za długo czekać, perkusista Alheny przygotował takie oto wideo, uchylając nieco rąbka tajemnicy. Brzmi zachęcająco.


 


 

Zespół Alhena tworzą: Marta Bejma (wokal), Piotr Kowalski (klawisze), Tomasz Bogulski (gitara), Piotr Grugel (perkusja) i Patryk Durko (bas).

alhena2017Grupa powstała w styczniu 2010 roku w Bydgoszczy, jako realizacja pasji tworzenia własnej wizji muzycznej osób, które spotkały się w chwili odejścia z poprzednich projektów muzycznych. Do życia powołali ją: Piotr Kowalski, Tomasz Bogulski, Piotr Grugel i ówczesny basista Robert Puk. Po kilku miesiącach poszukiwań wokalisty do zespołu dołączyła Katarzyna Dziemianowicz, a następnie Tadeusz Kołecki, który zastąpił Roberta. W tym składzie grupa rozpoczęła intensywne prace nad komponowaniem materiału, czego rezultatem było nagranie EPki, na której znalazło się pięć utworów. Nagrań dokonano w okresie lipiec-wrzesień 2011 w bydgoskim MG-Studio pod okiem Marcina Grzelli.
Po kilku koncertach promujących zarejestrowany materiał i ciepłym przyjęciu ze strony publiki, a także wielu przychylnych recenzjach w mediach zarówno krajowych jak i zagranicznych, zespół zdecydował się pracować nad materiałem na swój debiutancki album.
W marcu 2012 roku, po niemal dwóch latach współpracy Katarzyna Dziemianowicz zdecydowała się opuścić szeregi zespołu, a brakujące ogniwo, jeszcze w tym samym miesiącu, uzupełniła Natalia Bassak. Natomiast we wrześniu 2012 grupę opuścił basista, Tadeusz Kołecki, jednak w lutym 2013 lukę uzupełnił Grzegorz Ostrowski. Nie był to koniec zmian, bowiem we wrześniu 2013 roku rozeszły się drogi zespołu i wokalistki, Natalii Bassak. Również we wrześniu, brakującym i poszukiwanym "piątym elementem" została Marta Bejma. W tym składzie Alhena kontynuuje swoją działalność, pracując nad nowym materiałem i grając kolejne koncerty. Niestety w listopadzie 2014 rozchodzą się drogi zespołu i Grzegorza Ostrowskiego, a zaplanowane już koncerty gościnnie wspiera na basie Jędrzej Kołecki. W międzyczasie zespół rozpoczyna długo planowaną sesję nagraniową, rejestrując materiał na swój debiutancki album długogrający. Realizacją nagrań ponownie zajął się Marcin Grzella. Po przerwie w działalności koncertowej, związanej m.in. z sesją nagraniową, Tadeusz Kołecki ponownie zasila na pewien czas szeregi zespołu, ale w listopadzie 2015 Alhena rozstaje się z wokalistką Martą Bejmą (która pomimo odejścia wspiera zespół na koncertach i w studio). Po długo trwających zawirowaniach, we wrześniu 2016 dołącza do Alheny basista, Patryk Durko, zaś w lipcu 2017 Marta kończy pracę studio nagrań, po czym, decyduje się ponownie zasilić szeregi zespołu. Tak, oto, po licznych perturbacjach osobowych, skład zespołu stabilizuje się.

http://alhenaband.com
http://facebook.com/AlhenaPL

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.