Moonrise… Trzy wydane płyty , trzy perełki naszego proga… trzy albumy którymi mocno zdziwiłem moich zachodnich przyjaciół… Miałem okazję dzielić z nimi scenę podczas festiwalu w Gniewkowie w 2010 roku. Wtedy mnie zachwycili. Dziś (16-04-2013) zagrali „U Louisa” w Krakowie… Poszedłem. Chciałem zobaczyć co się zmieniło, porównać….
Moonrise to szóstka muzyków. Doskonałych muzyków. Wyczyny sekcji rytmicznej (Grzegorz Bauer, Krzysiek Wyrwa) są już niemal legendarne (są „umoczeni” w chyba każdym liczącym się krakowskim zespole….) , klawisze (Kamil Konieczniak) to liga europejska, wokal (Marcin Jajkiewicz) również, świetny, wysmakowany sax (Dariusz Rybka) i absolutnie genialna gitara - czyli Marcin Kruczek – kolejna „szara eminencja” krakowskiej sceny rockowej, bez którego było by tu smutno i mało wyraziście (Moonrise , Nemesis , Mindfields , Hipgnosis i dodatkowo kolejny projekt , jeszcze bezimienny… a poza tym „gościnnie wystąpił chyba na wszystkich płytach Links Music… ) Czarodziej gitary, wydobywa ze swojego Music-man’a dzwięki o których większość gitarzystów może tylko pomarzyć. Wyobraznię muzyczną ma na poziomie europejskim. Technikę na światowym… a przy okazji super skromny i przesympatyczny człowiek, podobnie jak i jego koledzy z Moonrise… Widać – tak też można…
Cóż można powiedzieć o tej muzyce…? Ciężko ją nawet sklasyfikować, bo ani to neo-prog (choć najczęściej do tego się ich zalicza), ani symfonik, ani psychodelia… Chyba coś pomiędzy, taka muzyczna hybryda, od której czasami ciężko się oderwać… Rozmarzone neo z przepięknymi partiami instrumentalnymi (solówki klawiszowe, saksofonowe i gitarowe – POTĘGA !) i dobrym , wywarzonym wokalem na tle „sekcji marzeń” - uczta dla zmysłów… I jeszcze jedno – nagłośnienie. Klub „U Louisa” to piwnica typu „tramwaj” , czyli koszmar dla akustyka, drugi dla słuchacza. Zespół , o ile nie ma odsłuchu w uszach – nic nie słyszy poza łomotem perkusji. Jego szczęście jeśli w składzie ma bębniarza który umie grać w miarę cicho, jeśli nie – to katastrofa , to jest norma… U Luisa było inaczej – nagłośnienie – perfekcja – jakość porównywalna z domowym sprzętem hi-end’owym… Moonrise zabrzmiał krystalicznie czysto , z doskonale zrobionymi proporcjami i panoramą… Akustyk odwalił kawał dobrej roboty ! W połączeniu muzyką – niemal perfekcja, uczta dla uszu i ducha. Piękny, kameralny koncert , który musiał się podobać publiczności… Niestety bardzo nielicznej – jedynie około 50 osób, ale podobno nie ilość a jakość się liczy… Trochę mnie to zasmuciło, bo trzy dni wcześniej , Riverside sciągnął ponad 1200 luda… Fakt , że robienie koncertu we wtorek i to po 21:00 to chyba nie do końca fajny pomysł…. Ale te 50 osób na pewno nie żałowało , a wręcz przeciwnie, znaczna ich część była zachwycona ….
Ta grupa jeszcze nie raz nas zaskoczy, czuję, że sprawią nam niebawem wiele radości swoimi dzwiękami , bo ten skład ma ogromne , chyba nieograniczone możliwości… Nie koncertują zbyt często, więc jeśli w waszym mieście pojawi się plakat reklamujący ich koncert – nie bądźcie obojętni, wykorzystajcie okazję i zobaczcie ich na żywo – to będzie wieczór który na długo pozostanie w waszych sercach…. oczywiście jak zwykle moim, cholernie subiektywnym zdaniem…
Tekst : Aleksander Król
Foto : Grzegorz Chorus