Kujawy od wielu lat są dobrze kojarzone z polskim rockiem progresywnym. Na ich terenie działało bądź wciąż działa mnóstwo uznanych zespołów poruszających się wokół tego gatunku muzycznego. Od kilku lat jednak jest coś jeszcze! Dwa Festiwale promujące właśnie muzykę progresywną, w dodatku umiejscowione niemal obok siebie, ale w ciut innym czasie. Festiwal Rocka Progresywnego w Gniewkowie rozpoczyna wakacje, natomiast InoRock Festiwal, który będzie przedmiotem niniejszego tekstu, okres wakacyjny kończy. Tak przynajmniej było w tym roku, i z kim bym nie rozmawiał kilka dni temu w Inowrocławiu, każdy uważał że właśnie takie rozłożenie tych dwóch imprez jest idealne.
Wizytówką Festiwalu InoRock jest rozmach tej imprezy. Organizatorzy, czyli Wydawnictwo Rock Serwis, wspierani przez Miasto Inowrocław mają o niebo większy budżet, niż mniejszy festiwal tuż za miedzą. Nic zatem dziwnego, że na tej imprezie pojawiają się artyści z tzw. I ligi, także zagraniczni. Choć należy od razu zauważyć, że w tym roku „reszta świata” przegrała z Polską 2-3 bo w takim stosunku rozłożyły się te siły. Polskę reprezentowały: zdobywająca coraz większą popularność Osada Vida, znany i lubiany od lat zespół Believe oraz jak by nie było, nasza rodzima wizytówka na światową skalę czyli Riverside. Gości zagranicznych było dwóch. Obydwie formacje wystąpiły w Polsce po raz pierwszy! Mostly Autumn z Anglii ma w naszym kraju rzesze wielu fanów, natomiast Anglagard to od wielu lat smaczek dla odbiorców muzyki progresywnej, brzmiącej bardziej eklektycznie i klasycznie.
Pogoda w tym roku wymarzona. Organizatorzy z Panem Piotrem Kosińskim na czele chyba mają swoje „wtyki” gdzieś tam wysoko u muzycznych Bogów, bowiem Ci właśnie zesłali na ostatni wieczór sierpnia nad Park Solankowy idealną pogodą. Mieli ją także kibice piłkarscy, którzy za miedzą, na stadionie oglądali mecz (chyba) III ligi. Spiker sportowy nawet próbował się przekrzykiwać z muzykami Osada Vida, ale koniec końców zamilkł bowiem wobec rozpoczynających z werwą muzyków z Piekar Śląskich nie miał najmniejszych szans. Osada Vida zagrała krótko (moim zdaniem za krótko...), ciut za głośno (to nie ich wina), ale osoby które na ten występ przeniosły się nieco dalej od sceny, mogły docenić klasę śląskiej formacji i ich nowego, lubelskiego wokalisty Marka Majewskiego. Zagrali krótką (tylko pół godziny) wizytówkę swego najnowszego albumu „Particles” i zebrali zasłużone brawa. Po swym występie nie bali się też wyjść za barierki oddzielające backstage od widowni, gdzie rozdali autografy, dali się prześwietlić fleszom i zwyczajnie zintegrowali się z fanami, co zresztą zawsze było ich domeną. Przy okazji Osada Vida po raz kolejny nasunęła mi się smutna bolączka, która jak mantra pojawia się już w kolejnym miejscu. DRODZY WYDAWCY!!! DLACZEGO ZESPOŁY, RUSZAJĄCE W TRASY KONCERTOWE I NA FESTIWALE NIE MAJĄ SWOICH PŁYT??? Na to pytanie zapewne odpowiedzi będzie kilka. Przy okazji każdego z zespołów, które zaliczyły taką sytuację odpowiedź będzie ciut inna. Ale generalnie wszystkie z tych odpowiedzi cisną na usta niezbyt miłe słowa w stronę wydawców...
Drudzy na scenie pojawili się warszawiacy, kierowani przez Mirka Gila. Lider Believe, a także współ lider Collage ostatnio zajęty jest bardziej niż zwykle. Bo przecież oprócz zespołu na B, ma teraz sprawy związane z reaktywacją zespołu na C. Dodatkowo, co prawda ostatnio ciut mniej intensywnie lideruje zespołowi na M (czyli Mr. Gil). Jak przystało na profesjonalistę nie przeszkodziło to jednak by zebrać ekipę i przyjechać na inowrocławski festiwal. Tym razem poziomy głośności ciut obniżono (choć gdyby było ciszej o dwa ziarenka to nikt by się nie obraził) a z głośników popłynęły obszerne fragmenty najnowszego albumu „The Warmest Sun In Winter”. Nie zabrakło napisanej dla nieodżałowanego RoRo kompozycji „Please Go Home”. Na mnie ogromne wrażenie robi ostatnio klawiszowa gra Konrada Wantrycha, który bardzo wiele wniósł do Believe pojawiając się w zespole. Muzyka zyskała sporą dawkę przestrzeni i dodatkowego smaku, co dało się wyraźnie odczuć na najnowszym albumie warszawskiego zespołu. Dało się też to wyraźnie wychwycić podczas koncertu na InoRock.
Następna przerwa była odrobinę dłuższa od pozostałych. Nie było w tym nic dziwnego, bowiem na scenie instalowała się grupa z najbogatszym instrumentarium. Nie ukrywam że Skandynawowie z Anglagard byli dla mnie w tym roku największym smaczkiem VI edycji InoRock. Kultywujący nieskazitelne tradycje art-rockowe muzycy musieli włożyć wiele wysiłku, by ich niezwykła muzyka zabrzmiała ze sceny tak jak powinna, albo inaczej, tak jak jej przystało. Na scenie jakby wyciszeni, niezwykle skupieni nad tym co robią wyglądali chwilami niczym oaza spokoju! Nawet Anna Holmgren, która pomiędzy rozbudowanymi kompozycjami odzywała się do publiczności, robiła to w sposób niezwykle spokojny, wyciszony, symbolizując w ten sposób fakt oddania się art-rockowej bogini. Były kompozycje z najnowszego albumu „Viljans Oga”. Były też utwory starsze. Tym razem nagłośnienie było idealne! Słychać było niemal namacalnie każdy dźwięk dobywający się z przebogatego instrumentarium. Ten i ów kiwał głową na tak, doceniając znakomite wykonanie tej niezwykłej muzyki. Duch avant-proga uniósł się nad sceną w delikatnym półmroku jaki powoli zaczynał panować nad sceną w Parku Solankowym. To był zjawiskowy występ, a mi w tym wypadku bardzo zabrakło konferansjera, który mógłby wprowadzić zgromadzonych pod sceną odbiorców w świat tej niezwykłej muzyki, ale na szczęście klasyka obroniła się sama.
Było już niemal zupełnie ciemno gdy ze sceny dobywały się pierwsze dźwięki, wydawane przez brytyjską formację Mostly Autumn. Na scenie pojawiła się Olivia Sparnenn, zjawiskowa tak samo jak muzyka poprzedniego zespołu. Ubrana w obcisły strój, wysoka, niezwykle zgrabna blond włosa frontmanka brytyjskiego zespołu z pewnością przykuwała oko męskiej publiczności. Jej mocny, charakterny i charakterystyczny głos także zachwycał, górując nad tak bardzo lubianą w naszym kraju muzyką Mostly Autumn, zawierającą wpływy folkowe, symfoniczne a także neoprogresywne. To z całą pewnością piękna i zdumiewająca mieszanka poparta świetną grą zespołu oraz spektaklem świetlnym jaki zafundowali nam realizatorzy. Pod sceną pojawili się liczni fani Mostly Autumn, którzy wreszcie mogli zobaczyć swoich ulubieńców w Polsce. Zespół zresztą także był tym faktem zaszczycony, o czym Olivia nie omieszkała kilka razy wspomnieć pomiędzy utworami. Zespół przygotował set oparty o najbardziej lubiane kompozycje przez fanów, którzy nie za bardzo chcieli po ostatnim utworze pozwolić Brytyjczykom zejść ze sceny. Niestety regulamin Festiwalu był nie do naruszenia. Bisu być nie mogło.
Wszystko odbywało się planowo jak w szwajcarskim zegarku. Na finał VI edycji Festiwalu InoRock, w niebieskim, jaskrawym świetle pojawili się muzycy naszego eksportowca, czyli formacja Riverside. O ile w przypadku Mostly Autumn można było mówić o spektaklu świetlnym o tyle warszawiacy mieli nad sobą istny pokaz audio-wizualny, który z pewnością potęgował jakość tego występu. Mariusz Duda już w pierwszym wejściu, witając się z publicznością nadmienił że „dla osób które nie wiedzą nie jesteśmy Hogarth i Barbieri” (Ci dwaj panowie w pierwotnym zamyśle mieli być headlinerem tegorocznego festiwalu, niestety wycofali się). Słowa te, jak się później okazało wywołały małą burzę, ale dla mnie osobiście nie to było smaczkiem ich występu. Na X-lecie swego istnienia pokazali pełnię swych możliwości i udowodnili że miejsce na czele pierwszego szeregu naszego rodzimego prog-rocka z pewnością się im należy. Byłem ciekaw jak zabrzmią utwory z nowej płyty „Shrine Of New Generation Slaves”, bowiem muzyka na tym albumie przecież nieco różni się stylistycznie od poprzednich dokonań Riverside. Dziś mogę powiedzieć – absolutna rewelacja! Zresztą na ten występ warszawiacy zafundowali fanom bardzo przekrojową set-listę i zagrali niemal wszystkie, te najbardziej lubiane utwory ze swego przebogatego repertuaru. Pokłosiem tego występu było po trosze z pewnością piątkowe (06.09.13), zasłużone zresztą, pierwsze miejsce na kultowej Liście Przebojów Trójki z utworem „The Depth Of Self-Delusion”, który także wybrzmiał ze sceny. Tym razem bisy były, a Mariusz Duda, będąc tego wieczoru w wybitnie świetnym humorze nie stronił od kilku żarcików, które zostały w sposób bardzo rozmaity odebrane przez publiczność. Każdy je zrozumiał na swój sposób i niech już tak zostanie. Najważniejszy był fakt, że tego wieczoru wygrała wspaniała muzyka, a tej z pewnością nie zabrakło w sercu Inowrocławia, tuż obok słynnych tężni.
Słowa uznania dla Organizatorów imprezy. Właściwie wszystko (po za początkowym ciut zbyt mocnym poziomem suwaków od głośności) przeleciało jak z bicza strzelił. Można nawet powiedzieć że zbyt szybko. Mi osobiście zabrakło konferansjera, bowiem uważam że tak wykwintnej muzyce jaką jest rock progresywny, oraz artystom spod jego znaku należy się słowo wprowadzenia. Generalnie jednak znów udowodniono, że w Polsce nie tylko organizuje się błyskotliwe masówki dla przeciętniaków, ale także znakomite imprezy o nieco bardziej wyrafinowanym przekazie, na które zresztą przyjeżdża masa ludzi z całej Polski. A było nas przecież pod sceną bez liku! Dziękuję Wszystkim za to, że byliście. Panu Piotrowi Kosińskiemu i Wydawnictwu Rock Serwis za przyznane nam akredytacje dziennikarskie, a moim najbliższym Przyjaciołom za wspaniały wieczór, który będę wspominał na pewno bardzo długo.
A jak było 31 sierpnia w Parku Solankowym w Inowrocławiu, możecie także przekonać się z naszych galerii bowiem wraz z Jankiem Yano Włodarskim i Michałem Włodarskim szaleliśmy pod sceną z aparatami :)
Krzysiek „Jester” Baran
Galerie:
"Yano":
"Jester":