A+ A A-

Mastodon, Wolves Like Us, Proghma-C wystąpili w Gdańsku

Kiedy piszę tę relację minęły już dwa dni od koncertu, o którym poniżej słów kilka. Zdążyłem w międzyczasie przeczytać sporo komentarzy na temat tego wydarzenia, a nawet jedną dość stronniczą (delikatnie mówiąc) relację. Myślę jednak, że moja opinia co do koncertu Mastodon w Gdańsku spotyka się w znacznej mierze z odczuciami większości tam obecnych: to był znakomity występ. Dyskusja zaczyna się jednak jeśli chodzi o supporty.

4 lipca - jakiś taki nijaki, bo ani słoneczny, ani deszczowy lipcowy dzień, a ja wybrałem się pociągiem (niemal 400 km) do Gdańska, do klubu B90, w którym dotychczas byłem tylko raz - na koncercie Combichrist, Filter i Lord of the Lost w zeszłym roku. Klub już wtedy zrobił na mnie bardzo dobre wrażenie swym nieco surowym, przemysłowym wyglądem, świetną akustyką i doskonałą organizacją imprezy. Możliwość opuszczania klubu w trakcie wydarzenia to wcale nie standard, niestety. A tutaj mamy klimatyczne podwórko, bezproblemowe spożywanie piwa na świeżym powietrzu - jednym słowem: rewelacja. Dlatego też o miejscówkę byłem wyjątkowo spokojny, a zarazem podekscytowany. W końcu jak pisałem niedawo w mojej recenzji "Emperor Of Sand": Mastodon to aktualnie jeden z najlepszych metalowych zespołów świata. I ów jeden z najlepszych metalowych zespołów świata przyjeżdża do znakomitego klubu, czyli - to nie może być niewypał. A mi za kilka godzin przyjdzie zobaczyć to na żywo! - myślałem sobie jeszcze w pociągu, choć przecież widziałem już Mastodon kilka razy. Nigdy jednak na samodzielnym występie klubowym, zawsze były to festiwale.

Przyznam jednak, że nie tylko Amerykanie mnie w tym wydarzeniu mocno interesowali. Jestem fanem mrocznego, eksperymentalnego i alternatywnego metalowego grania z progresywną łatką. Jestem też fanem Blindead, a z różnych powodów nie miałem jeszcze okazji zobaczyć tego zespołu na żywo. W końcu jestem też fanem albumu "Bar-do Travel" wydanego przed laty przez, zdawałoby się, kompletnie zapomniany zespół Proghma-C. Kapela po kilku latach braku aktywności powróciła w zupełnie odmienionym składzie i ten powrót miał mieć miejsce właśnie jako support Mastodon. Wokalistę Piotra Gibnera zastąpił Patryk Zwoliński (ex-Blindead właśnie), natomiast basistę Michała Góreckiego - Matteo Bassoli (ex-Blindead również, ale też członek ciekawego projektu Sunwôrm). Pozostała dwójka, tj. Paweł Smakulski i Łukasz Kumański to członkowie zespołu od początku, tacy ojcowie-założyciele. I jeszcze ciekawostka - Bassoli i Kumański to aktualnie muzycy koncertowi Me And That Man (duetu Nergal & Porter).

Jednak mniejsza o skład: byłem strasznie ciekaw jak zabrzmią utwory z "Bar-do Travel" na żywo i... tu się trochę zawiodłem. Grupa zaprezentowała wyłącznie nowy materiał. Z jednej strony to cieszy, bo znaczy, że grupa na poważnie się odrodziła i pracuje nad nowościami. Z drugiej jednak martwi, bo zdaje się, że Zwolińskiego w starszym repertuarze Proghma-C nie usłyszymy. Szkoda, chciałbym się mylić. Co do koncertu to muzycy zaprezentowali solidny, niespełna 30-minutowy, mroczny i klimatyczny set. Utworów rzecz jasna wymienić nie sposób, bo chyba nikt poza muzykami ich póki co nie znał. Całość jednak brzmiała niczym jedna kompozycja-kolos, rozdzielona w rozdziałach wyłącznie ambientową elektroniką i samplami. No cóż, mi się podobało, choć słuchając tego zaczynałem sobie zdawać sprawę, że nie jest to do końca granie dla fanów Mastodon. Grupa w takim wydaniu zdecydowanie bardziej sprawdziłaby się przed czymś eksperymentalnym, np. z półki djentowej czy post-metalowej. Ponadto odniosłem wrażenie, że część nowych rzeczy Proghmy-C przypomina strasznie dokonania Blindead z płyty "Affliction XXIX II MXMVI". Generalnie oceniam ten koncert dobrze, choć trudno mi stwierdzić z całkowitą pewnością czy dałoby się takiej muzyki słuchać w pełnym wymiarze koncertowym, np. przez 90 minut. Ja pewnie bym mógł, ale mastodonowa publiczność - może niekoniecznie. Na szczęście (lub nie) drugi support prezentował z goła odmienną muzykę.

Wolves Like Us przyjechali z Norwegii i nie był to wcale pierwszy ich koncert w Polsce. Wcześniej zagrali kilka sztuk klubowych, również samodzielnych. Jako więc bywalcy w Kraju Nad Wisłą powinni dobrze wiedzieć, że alkohol niespecjalnie dobrze wpływa na możliwości wokalne (Kilmistera proszę tu nie mieszać, to był wyjątek). Chyba jednak nie wiedzieli, bo dzień wcześniej zdaje się zabalowali - co zresztą w czasie koncertu potwierdził wokalista. Ich występ był zwyczajnie słaby, w dodatku nudny i przewidywalny. Kompozycje "Wilków takich jak my" nie różniły się od siebie znacząco. Większość z nich zbudowana była na dwóch, góra trzech riffach, które w zamierzeniu miały być chwytliwe, a w rzeczywistości były nużące i bez polotu. Co więcej kulał wokal, co sprawiało, że całość brzmiała źle. I na nic zdaje się tutaj tłumaczenie wokalisty, że to promotor trochę z nimi dzień wcześniej poimprezował - jeśli chce się być profesjonalnym zespołem to ma się pewne standardy. Koncert Wolves Like Us nie brzmiał ani trochę jak koncert profesjonalnego zespołu, raczej istniejącej od pół roku licealnej kapeli. No dobra, może trochę z tym przesadziłem. Nie zmienia to jednak faktu, że ten koncert był jak dotychczas jednym z najgorszym jakie widziałem w tym roku.

Na szczęście nie trzeba było długo dochodzić do siebie po występie Wolves Like Us, bo punktualnie o 21:30 na scenie zameldowała się grupa, dla której B90 niemalże się zapełnił. Kompletu nie było, ale i tak zgromadzona publiczność robiła wrażenie. I świetnie się bawiła, bo Mastodon zaprezentował przekrojowy, przebojowy i energetyczny set. Amerykanie oczywiście promowali swój najnowszy krążek, tj. "Emperor Of Sand" i to z niego głównie kompozycje usłyszeliśmy. Zabrzmiał więc na początek enigmatyczny "Sultan's Curse", a później mogliśmy usłyszeć również "Ancient Kingdom", "Andromeda" czy przebojowe (a wręcz hitowe) "Show Yourself". Tylko, że ten ostatni utwór jakoś najsłabiej pasował do całego zakręconego i zadziornego seta. Niemniej taki numer świetnie potrafi rozładować napięcie, tym bardziej kiedy pojawia się w setliście obok takiej petardy jak "Oblivion". Rozważnie skonstruowana setlista zawierała utwory z każdego (!) albumu, najskromniej reprezentowany był jednak album "The Hunter", z którego usłyszeliśmy wyłącznie "Black Tongue". Szkoda, że zabrakło chociażby "Curl Of The Burl" albo "Dry Bone Valley". Natomiast pozostałe wydawnictwa zostały "docenione" po równo - dwa utwory na każdy, z wyjątkiem "Blood Mountain". To chyba wskazuje na charakter jaki ten koncert miał mieć: agresywny, mocny, drapieżny. Jednak dzięki przekrojowemu podejściu nie brakowało koncertowi różnorodności i dzięki temu sam występ miał świetną strukturę. Ani się obejrzałem, a dwadzieścia (!) utworów plus bis zleciało, jak z bicza strzelił.

Muzycy Mastodon zaprezentowali się znakomicie. Troy Sanders nie bawił się w przesadną konferansjerkę, ale jeśli już zagadywał do publiczności to z właściwym dla siebie przekąsem i humorem. Poza tym świetnie się bawił grając na basie, jako jedyny przemierzał scenę niemal w całości, a w momentach popisów gitarowych chował się gdzieś z tyłu przy ścianie wzmacniaczy. Podobnie Bill Kelliher (gitarzysta) zdawał się być w znakomitym humorze i tryskający energią. Kilka razy widziałem już go w akcji (również z nagrań live) i zdarzało mu się być o wiele bardziej statycznym na scenie. Dobrze, że nie było tak w Gdańsku - ale jak wiadomo "day off" w trasie zawsze dobrze robi (Mastodon dzień przed koncertem w Gdańsku miał wolne, więc wszyscy zdążyli pozwiedzać miasto i odpocząć). Show jak zawsze skradali nieco bardziej niż pozostali Brent Hinds oraz Brann Dailor. Ten pierwszy świetnymi solówkami gitarowymi, których w czasie koncertu nie brakowało i które zaspokoiły z pewnością każdego maniaka wirtuozerskich popisów na gryfie. Brann natomiast udowodnił mi po raz któryś, że jest jednym z najlepszych perkusistów metalowych na świecie, w dodatku śpiewającym! No właśnie, do tych wokali niejeden by się mógł w przypadku Mastodon przyczepić. Ale nie tym razem - było nadzwyczaj dobrze! Cała czwórka (wszyscy muzycy śpiewają, w różnej ilości ale jednak) spisała się znakomicie, choć zdarzało się, że wokale Hindsa i Dailora ginęły w ścianie dźwięku. Nagłośnienie natomiast poza tym małym szczegółem było znakomite - stałem pod konsoletą i nie mogę narzekać. Widziałem głosy, że było trochę za głośno, ale to chyba ludzi, którzy rzadko bywają na koncertach. Słyszałem o wiele głośniejsze występy, a tutaj nawet nie trzeba było zakładać zatyczek (czasami są niezbędne).

Generalnie był to bardzo udany wieczór. W skali szkolnej oceniłbym poszczególne występy na kolejno: Proghma-C z dobrą czwórką, chociaż ta ocena jest w moim wypadku pewnie mało obiektywna; Wolves Like Us z naciąganą dwóją - to było bardzo, bardzo słabe; natomiast Mastodon z piątką z bardzo dużym plusem. Hinds i spółka pokazali jak należy kopać tyłki publiczności tak, by była zadowolona. Mastodon udowonił, że to aktualnie jeden z najlepszych metalowych zespołów świata.

___

Pełna galeria zdjęć do obejrzenia TUTAJ 
Foto: Maciej Biały / Facebook: KLIK 

___
Setlista:

  1. Sultan's Curse
  2. Divinations
  3. The Wolf Is Loose
  4. Crystal Skull
  5. Ancient Kingdom
  6. Bladecatcher
  7. Black Tongue
  8. Colony of Birchmen
  9. Ember City
  10. Megalodon
  11. Andromeda
  12. Oblivion
  13. Show Yourself
  14. Precious Stones
  15. Roots Remain
  16. Chimes at Midnight
  17. Steambreather
  18. Mother Puncher
  19. Circle of Cysquatch
  20. March of the Fire Ants

    Bis:
  21. Blood and Thunder

Widział i opisał: Bartłomiej "Pandino" Musielak

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.