A+ A A-

Prog the Night IV | 27-28.10.2018. | ŁDK | Łódź

PtN2018Czasem myślę o tym, że stosunkowo rzadko chodzę duże koncerty wielkich gwiazd z ogromnym rozmachem, a znacznie częściej na mniejsze imprezy, gdzie grają mniej znane zespoły. Nie zawsze jest to celowe, czasem to dzieło przypadku. Jednak nie uznaję tego za wadę. Zamiast tłumu obcych i niekoniecznie pozytywnie nastawionych ludzi, którzy pewnie często zastanawiają się co tu właściwie robią, wolę małą grupę oddanych pasjonatów, którzy doskonale wiedzą po co przyszli. Taką imprezą jest festiwal Prog The Night, którego czwarta edycja ponownie odbyła się pod koniec października w Łódzkim Domu Kultury.
Bycie pierwszym zespołem na jakimkolwiek festiwalu to z jednej strony pewien zaszczyt, z drugiej przykry obowiązek. Weteran festiwalu, pochodzący z Warszawy zespół THESIS podszedł do tej kwestii bez kompleksów i otworzył z hukiem czwartą edycję Prog The Night. Grupa promuje obecnie swoje najnowsze wydawnictwo, trzeci album studyjny, „Kres”. Panowie skupili się na nowej płycie, ale zagrali również znany ze składanki „Underground United: Untitled”, utwór „23:59”. Zespół tymczasowo koncertuje w nieco zmienionym składzie, ponieważ gitarzystę Janka Rajkowa-Krzywickiego zastępuje Kacper Kempisty (producent płyty „Kres”), a perkusistę Pawła Stanikowskiego – Wojtek Kotwicki. Jednak, chwilowe zmiany w składzie nie wpłynęły na brzmienie grupy. Kiedy ma być ciężko, to miażdży, a kiedy ma być delikatnie, to nie drgnie nawet piórko na kołnierzu wokalisty Kacpra Gugały. A mówiąc poważnie, Kacper swoim śpiewem jak zwykle czarował i chwytał za serce (końcówka „7 Pięter” wywołuje ciarki zarówno w wersji studyjnej, jak i na żywo).
Kolejnym wykonawcą był pretendent do miana stałego bywalca Prog The Night. SMASH THE CRASH pojawił się na łódzkiej imprezie rok temu, dając swój pierwszy prawdziwy koncert w karierze. Wówczas dla większości publiczności byli odkryciem i czarnym koniem festiwalu. Obecnie panowie mają na koncie epkę „Baba Jaga” oraz szykują się do wydania debiutanckiego albumu. Propozycja tego zespołu jest skierowana raczej do zaprawionych i bardziej wymagających słuchaczy. Smash The Crash gra muzykę instrumentalną z pogranicza jazzu, fusion, rocka progresywnego i psychodelii. Nie boją się eksperymentów ani improwizacji. Nie idą na łatwiznę, a ich umiejętności i mordercza technika pozwalają im grać co tylko chcą. Muzycy są doskonale zgrani ze sobą, słychać, że często odbywają wspólne próby. Pozwalają sobie na różne muzyczne żarty, wymieniają się partiami, prowokują wzajemnie, a w jednym utworze pojawił się nawet wokalista Łukasz Pietrzyk. Ich muzyka jest szalona, skomplikowana, dynamiczna i ma niepowtarzalny klimat. Smash The Crash ponownie rozwalili system.
Po krótkiej przerwie technicznej na scenie pojawił się WALFAD. Pochodzący z Wodzisławia Śląskiego zespół tworzą młodzi i niestety dość często zmieniający się muzycy. Jednak lider grupy, Wojtek Ciuraj, ma nosa do dobrych instrumentalistów. Chciałbym, żeby obecny skład utrzymał się jak najdłużej. Darek Tatoj znacznie rozwinął się jako instrumentalista. Z człowieka pozostającego w tle kolegów, stał się cichym bohaterem, który zachwyca wyrafinowanym brzmieniem swoich klawiszy. Z kolei gitarzysta Paweł Krawiec w dalszym ciągu wykonuje swoje fantastyczne solówki z taką lekkością, jakby nie było niczego łatwiejszego na świecie. Na nowej, wydanej niedawno płycie „Colloids”, Walfad poszedł jeszcze bardziej w stronę klasycznego proga i jazz-rocka, odchodząc nieco od firmowej „purpury”, przy czym paradoksalnie zespół brzmi ciężej niż do tej pory. Nowe utwory doskonale sprawdzają się na żywo, wprowadzają nowe elementy (Wojtek gra na mandolinie w zjawiskowych swoją drogą „Synach Syzyfa”). Na szczęście, zespół nie zapomina o starszych kompozycjach, dlatego w Łodzi usłyszeliśmy również „Ośmiornice”, „Dum Spiro Spero” i „Nasi Bogowie, Wasi Bogowie”.
Główną gwiazdą pierwszego dnia czwartej edycji festiwalu Prog The Night był AMAROK. To zespół, który wyrasta na jednego z głównych przedstawicieli współczesnej polskiej sceny progresywnej. Po trzech niezłych płytach i kilkunastu latach w niebycie, Michał Wojtas w zeszłym roku powrócił z pełnym składem, nową, rewelacyjną płytą i licznymi koncertami. Dość powiedzieć, że w Łodzi widziałem zespół po raz trzeci w tym roku (wcześniej na festiwalach Warsaw Prog Days i Ino Rock). Przekonałem się, że by koncert Amarok był udany, muszą być spełnione dwa warunki – po pierwsze wszystkie sprzęty muszą działać, po drugie musi być dobre nagłośnienie. W Łódzkim Domu Kultury oba warunki zostały spełnione, dlatego koncert był po prostu znakomity. Znalazł się ustnik od duduku, który zaginął w Inowrocławiu, czarowało harmonium, zachwycał theremin. Wyrafinowana muzyka o szlachetnym brzmieniu i prawdziwej głębi emocjonalnej, która porusza i chwyta za serce to świeży powiew na progresywnej scenie, nie tylko krajowej. Muzykom udało się stworzyć niepowtarzalną, uduchowioną atmosferę. Zespół oparł swój występ głównie na kompozycjach z ostatniej płyty „Hunt”, ale niespodzianką było wykonanie pierwszy raz na żywo utworu tytułowego, który trwa prawie 18 minut.
Drugi dzień muzycznie rozpoczął się od występu TENSION ZERO. Młoda ekipa z Rzeszowa ma na swoim koncie debiutancki album „Human.exe” i coraz więcej koncertów. Ulubione zespoły muzyków Tension Zero to Dream Theater, No Doubt, Skunk Anansie, Guano Apes, Porcupine Tree, Karnivool, Pink Floyd, Korn, Deftones i wszystkie te wpływy słychać w ich muzyce. Jest ciężko, dynamicznie, ale też dość melodyjnie i nie brakuje elementów elektronicznych. Stojąca na czele zespołu Dominika Kobiałka ma takie warunki, że żadne programy telewizyjne nie są jej potrzebne (wokalistka wystąpiła w Voice Of Poland). W Łodzi miałem wrażenie, że chwilami coś jest nie tak z jej wokalem. Potem okazało się, że Dominika dwa dni wcześniej uporała się z infekcją gardła. Tym bardziej podziwiam, że w ogóle zdecydowała się wystąpić. Jej drapieżny sposób śpiewania bardzo dobrze wpisuje się w delikatnie mroczną stylistykę Tension Zero. Na deser zespół zaserwował jeden utwór instrumentalny, w którym metalowy ciężar równoważyły klawisze i elementy psychodeliczne.
Prawdziwy ciężar miał jednak dopiero nadejść. Na scenie zainstalowali się twardziele z białostockiego BRIGHT OPHIDIA, którzy pokazali, że można grać metal progresywny nie będąc kopią Dream Theater czy Symphony X. Polska scena z ciężkim brzmieniem jest bardzo bogata i zróżnicowana, dlatego warto wyciągać takie perełki tak Bright Ophidia. Zespół powrócił pod koniec zeszłego roku wraz z premierą albumu „Fighting The Gravity”, który obecnie promuje na koncertach. Ten występ był prawdziwym testem nagłośnienia w Łódzkim Domu Kultury. Zaliczony na szóstkę! Białostocka horda zabrzmiała potężnie, ale selektywnie, nowocześnie, ale z duszą, ciężko, ale bez efektu drżących nogawek od spodni. Oprócz niezmordowanej sekcji rytmicznej, muszę pochwalić również wszechstronnego wokalistę Adama Bogusłowicza, który potrafi zarówno zaśpiewać, jak i zaryczeć. Muzycy większość czasu poświęcili oczywiście „Fighting The Gravity” (w tym moje ulubione „My Lust, My Fear” i „My Heart Tells Me - No”), ale cofnęli się też do wcześniejszych płyt, takich jak „Red Riot” i „Set Your Madness Free”.
W końcu nadeszła chwila na występ głównej gwiazdy czwartej edycji festiwalu Prog The Night czyli warszawskiego BELIEVE. Zespół niestrudzonego Mirka Gila kontynuuje kolejny odcinek bardzo długiej polskiej trasy promującej ostatnie wydawnictwo, wydaną rok temu płytę „7 Widows”. Występ Believe został bardzo konsekwentnie przygotowany, ponieważ „7 Widows” to album konceptualny, a każdy utwór opowiada inną historię jednej z tytułowych wdów. Głównym aktorem tego przedstawienia jest wokalista zespołu Łukasz Ociepa, który zastąpił na tym stanowisku Karola Wróblewskiego. Poza emocjonalnym śpiewem i charakterystyczną, nieco teatralną, ale niepretensjonalną gestykulacją, Ociepa posługuje się również rekwizytami, które wykorzystuje na scenie. To znacznie wzmacnia przekaz i tworzy przekonującą całość. Believe jeszcze nie osiągnęło na tym polu poziomu RPWL, ale idą w dobrym kierunku. Łukasz miał przy sobie plakaty z napisami, które potem stały się papierowymi łódkami, białe róże, które później pomalował sprayem na złoto oraz papierosy, które palił na scenie. Oczywiście poza rekwizytami, zespół oferuje przede wszystkim poruszającą i nastrojową muzykę, choć nie brakuje też bardziej dynamicznych momentów. Dla mnie najciekawsze były duety gitarowo-skrzypcowe Mirka Gila i Satomi oraz solówki tego pierwszego. Na bis usłyszeliśmy zupełnie nowy utwór, „Save Me”. Ogólnie występ Believe był bardzo udany i pięknie zakończył festiwal.
To co dobre, niestety szybko się kończy. To dotyczy również czwartej edycji łódzkiego festiwalu Prog The Night. Tegoroczna edycja była ogromnym sukcesem, przede wszystkim artystycznym, ale też logistycznym i technicznym. Nawet awaria prądu pierwszego dnia nie pokrzyżowała planów organizatorów. W ciągu dwóch dni usłyszeliśmy czołówkę polskiej sceny progresywnej, ponieważ nawet mniej znane kapele były z górnej półki. Każdy zespół zaprezentował się fantastycznie i dał z siebie wszystko. Wszyscy wykonawcy mieli zapewnione komfortowe warunki oraz najwyższe możliwości techniczne. Byłem rok temu na trzeciej edycji festiwalu i szczerze mówiąc, nie pamiętałem już, że sala w Łódzkim Domu Kultury jest tak fantastycznie nagłośniona. Brzmienie za każdym razem było selektywne, doskonale zbalansowane i dopasowane do danego rodzaju muzyki. Każdy zespół chciałby grać w takich warunkach. Dodatkowym atutem były też dostępne opcjonalnie krzesła, na których można było siedzieć w trakcie koncertów. Festiwal Prog The Night jest już stałym punktem na mapie jesiennych imprez progresywnych, dlatego za rok zdecydowanie warto będzie tu wrócić.
Przybył, zobaczył, usłyszał, wrócił i spisał,
Gabriel „Gonzo” Koleński

foto: Krzysiek "Jester" Baran

 


© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.