A+ A A-

Progressive Evening vol.4

Od dwóch lat mam okazję oglądać co roku któryś z koncertów SBB, a okazji jest coraz mniej, bo obecnie zespół rzadko występuje na scenie. Tym razem muzyka tej legendarnej już formacji zagnała mnie aż do Bydgoszczy. To był wypad z rodzaju „tam mnie jeszcze nie było”, bo rzeczywiście w tym mieście byłem pierwszy raz w życiu. Pojechałem pociągiem z Warszawy do Inowrocławia, potem z szefem naszego serwisu, Jankiem, wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy w dalszą drogę. Miejskie Centrum Kultury w Bydgoszczy prezentuje się bardzo godnie i elegancko. Zaskoczył, ale też ucieszył mnie brak wolnych wieszaków w szatni, bo to dobrze świadczyło o potencjalnej frekwencji. Nie wiem czy to kwestia obecności SBB czy poziomu kujawskiej publiczności, ale już od początku w sali było pełno ludzi. Progressive Evening, bo pod takim szyldem odbywała się impreza, już po raz czwarty gościł w Bydgoszczy.
Wieczór rozpoczął koncert gospodarzy wydarzenia, bydgoskiego zespołu ART OF ILLUSION. Zazwyczaj bycie suportem jest uciążliwe i niewdzięczne. Półgodzinny występ dla garstki publiczności, zwykle przy nie najlepiej ustawionym nagłośnieniu, nie nastraja optymistycznie. Tym razem nic z tych rzeczy. To był szósty koncert Art Of Illusion, który miałem przyjemność oglądać oraz piąty z którego pisałem relację, dlatego nie wiem co takiego mógłbym napisać o występach tego zespołu, czego nie napisałem do tej pory. Nienaganna precyzja wykonania i mordercza technika? Było. Najlepsze kawałki z obu płyt, również instrumentalne? Było. Kontakt z publicznością i fajna energia? Było. Ważna jest jeszcze jedna rzecz, która niestety nie zawsze jest obecna podczas występów tej grupy. W bydgoskim MCK ciężka i złożona muzyka Art Of Illusion wreszcie zabrzmiała idealnie, tak jak nigdzie indziej. Twórczość tego zespołu jest tak skonstruowana, że potrzeba naprawdę dobrze wyżyłowanego sprzętu i sali, by wszystko było wyraźnie słychać, zwłaszcza klawisze. I to się udało, dlatego wydaje mi się, że to był najlepszy koncert Art Of Illusion, jaki widziałem, a już wspomniałem, że trochę ich było.
Występy SBB już dawno obrosły legendą. Stało się tak, ponieważ rzadko zdarza się, by na jednej scenie występowało trzech doskonałych artystów, którzy potrafią współgrać ze sobą. Od samego początku było czuć chemię między muzykami, choć ci prawie nie utrzymywali kontaktu wzrokowego ze sobą. Józef Skrzek, Apostolis Anthimos i Jerzy Piotrowski wyszli na scenę i zaczęli grać. Już nie pierwszy raz, miałem wrażenie, że SBB tak naprawdę gra dla siebie i własnej przyjemności, a że przy okazji to co tworzą podoba się słuchaczom, no to fajnie, stójcie i słuchajcie. Akurat ci muzycy nie muszą już nikomu niczego udowadniać i mają pełną swobodę artystyczną. Było to słychać w bydgoskim MCK, ponieważ zespół grał jakby od niechcenia, na luzie, choć muzyka, którą wykonuje, jest trudna i skomplikowana technicznie. Zgodnie z setlistą, słynna śląska grupa wykonała między innymi „Nowy Horyzont”, „Odlot”, „Rainbow Man”, „Walking Around The Stormy Bay”, „Memento Z Banalnym Tryptykiem” czy zagrane na bis „Going Away”. Większość utworów była mocno pozmieniana przez liczne improwizacje i dodatkowe pasaże. Niekiedy, jak w trakcie wykonania „Rainbow Man”, zmiany były wymuszone przez brak basu, którego Skrzek wyjątkowo nie miał przy sobie, ale dzięki temu więcej grał na klawiszach. Nie zabrakło również flagowego dla występów SBB perkusyjnego pojedynku między Apostolisem i Piotrowskim, którzy wymieniali się partiami lub grali razem, a na końcu dołączył do nich Skrzek i „rozdzielił” ich przeszywającymi dźwiękami swoich klawiszy. Coś pięknego. Na koniec muszę jeszcze wspomnieć o kondycji Jerzego Piotrowskiego, który chyba najbardziej zachwycił publiczność swoimi niesamowitymi umiejętnościami i niespożytą energią. To jest fenomen, żeby w tym wieku grać na perkusji z tak potężną siłą i precyzją.
Warto było przemierzyć niemałą ilość kilometrów, by pojawić się w Bydgoszczy i zobaczyć występy dwóch zespołów, które chyba wszystko dzieli, ale łączy szczera miłość do muzyki i pasja podczas wykonywania jej na koncertach. Chylę czoła przed profesjonalizmem organizatorów i obiecuję, że za rok postaram się znowu przekroczyć próg MCK, by wziąć udział w niepozornym, ale wyjątkowym wydarzeniu.
Przybył, zobaczył, usłyszał, wrócił i spisał,
Gabriel „Gonzo” Koleński
Zdjęcia: Jan „Yano” Włodarski


 


 

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.