Chyba nie ma drugiej imprezy, która miałaby takiego pecha jak druga edycja festiwalu Prog On Days. Po ogłoszeniu bardzo mocnego składu i wielu niespodzianek, koncerty, które początkowo były planowane na styczeń, zostały przełożone ze względu na żałobę narodową po śmierci prezydenta Gdańska, Pawła Adamowicza. Z listy wykonawców wypadły wówczas Tenebris, Hipgnosis i Sounds Like The End Of The World, pojawił się za to znany z Maze Of Sound gitarzysta Rafał Galus z występem solowym. Po śmierci Jana Olszewskiego ogłoszono kolejną żałobę, która skróciła festiwal do jednego dnia, usuwając występy Frontal Cortex i ATME, które miały uzupełnić skład. Ale spokojnie, co się odwlecze, to nie uciecze.
Festiwal kameralnie rozpoczął się po godzinie 19 w znajdującej się w Łódzkim Domu Kultury restauracji Łódka od występu STEP ASIDE. Czym jest ten enigmatyczny zespół? Dzieckiem Prog On Days, ponieważ trio powstało tuż przed i niejako na potrzeby imprezy. Do wspomnianego wcześniej Rafała Galusa dołączyli wokalistka oraz basista. Muzycy zaproponowali czarującą mieszankę akustycznego bluesa i ballad. Szczególnie urzekający był utwór „For Lucy”, zadedykowany małej córeczce Rafała, która również była obecna w czasie koncertu. Mnie do gustu przypadło wykonanie „Higher Ground”, znane rockowej publiczności głównie w wersji Red Hot Chilli Peppers. Nie zabrakło też szczypty repertuaru Maze Of Sound.
Po godzinie 20 przenieśliśmy się na dół, do Sali Kolumnowej, gdzie odbywała się zasadnicza część festiwalu. Pierwszy zespół to kolejna niespodzianka, choć fani łódzkiej (i nie tylko) sceny progresywnej doskonale wiedzieli czego się spodziewać. LET SEE THIN powstał na gruzach Leafless Tree i odrodził się z popiołów z częścią muzyków dawnego składu. Nie zabrakło wokalisty Łukasza Woszczyńskiego oraz gitarzysty Radka Ossowskiego. Ten ostatni grał głównie na gitarze akustycznej, ale zrobił wyjątek podczas wykonania „This Is Not America” z repertuaru Davida Bowiego, gdy zagrał piękną solówkę na gitarze elektrycznej. Zespół zaprezentował premierowy materiał, którego póki co nie jest dużo, ale jest bardzo obiecujący. Wyrazista rytmika, zgrabne melodie, emocjonalny wokal dobiegający z głębi duszy i chwytające za serce solówki tworzą piękną całość z ogromnym potencjałem. Mam nadzieję, że ten projekt przemieni się w regularny zespół.
Następna kapela to kolejny przykład, że Prog On Days nie jest poświęcone wyłącznie metalowi progresywnemu. Wokalista pochodzącego z Warszawy zespołu ATOM HEART od razu zapowiedział, że nie grają prog metalu, tylko hard rocka, ale kochają muzę, a to jest najważniejsze. Nic dodać, nic ująć. Propozycja Atom Heart to archetypiczny i pełnokrwisty hard rock, który zdecydowanie najlepiej sprawdza się na żywo. Muzycy nie biorą jeńców, grają szybko, ostro i głośno. Twórczość młodych Warszawiaków jest pełna mniej lub bardziej zamierzonych cytatów z takich klasyków jak Led Zeppelin, Deep Purple czy Budgie, ale też SBB (czy tylko ja słyszałem fragment „Walkin’ Around The Stormy Bay”?). Ten występ był ekscytujący, bo energia muzyków była zaraźliwa, ale pod koniec wkradało się już niestety zmęczenie jednostajną stylistyką.
Poziom ciężkości oraz poprzeczka poszły jeszcze bardziej w górę, gdy na scenie zainstalowali się twardziele z MECHANISM. Pochodzący z Gdańska zespół robi coraz większą karierę muzyczną. Po przerwie, jaka nastąpiła po wydaniu debiutanckiej płyty w 2015 roku, grupa powróciła do koncertowania, w tym zagrała u boku Riverside podczas europejskiej części trasy „Wasteland Tour” oraz wydała drugą płytę, zatytułowaną „Entering The Invisible Light”. Nigdy wcześniej nie widziałem koncertu Mechanism, dlatego byłem bardzo ciekaw. Ich występ zdecydowanie nie zawiódł, tym bardziej, że muzycy chyba maksymalnie wykorzystali możliwości Sali Kolumnowej. Przestrzenne, ciężkie, ale niezamulone brzmienie, precyzyjne wykonania oraz mocny głos wokalisty Rafała Stefanowskiego dopełniły udany występ.
ART OF ILLUSION widziałem na żywo już tyle razy, że czasem zastanawiam się co jeszcze mogę napisać o koncertach tego fantastycznego bydgoskiego zespołu. Jednak jeśli grają tak jak na finał Prog On Days 2019 to nie mam się nad czym zastanawiać! Muzycy weszli na scenę i rządzili nią przez kolejne 1,5 godziny. Zespół wciąż promuje wydany w zeszłym roku album „Cold War Of Solipsism”, dlatego poza utworem tytułowym panowie zaprezentowali z tego krążka również „Devious Saviour”, „Allegoric Fake Entity” i „King Errant”. Zestaw utworów był jednak dość przekrojowy, dlatego usłyszeliśmy też „The Rite Of Fire”, zagrane na bis „For Her” i całkiem długi set instrumentalny. Muzycy Art Of Illusion, mimo młodego wieku, mają spore doświadczenie sceniczne i to procentuje. Zespół jest doskonale zgrany i wykonuje poszczególne utwory z ogromną pasją. Ileż w tym było emocji! Ogromnym atutem tego występu było również brzmienie. Chyba nigdy nie słyszałem tak dobrze nagłośnionego występu AOI. Było słychać każdy drobny szczegół, zwłaszcza jeśli chodzi o klawisze Pawła Łapucia, które niestety często giną w ogólnej zawierusze, a przede wszystkim było przestrzennie i nie za głośno. Wspaniały występ na zakończenie udanego wieczoru.
Niełatwo przyszło, ale niestety szybko zleciało. Szczerze podziwiam organizatorów Prog On Days 2019 za upór i pasję, bo chyba tylko one pozwoliły na doprowadzenie imprezy do szczęśliwego finiszu. Kolejna edycja tego festiwalu pokazała, że jest miejsce na polskiej scenie dla metalu progresywnego (i nie tylko), ponieważ mamy w tym gatunku mocnych przedstawicieli, których warto promować. I to by było na tyle. Wypatruję kolejnych ciekawych opcji koncertowych i chętnie wrócę za jakiś czas do Łódzkiego Domu Kultury.
Przybył, zobaczył, wysłuchał, wrócił i spisał,
Gabriel „Gonzo” Koleński
Zdjęcia Krzysztof"Jester"Baran