A+ A A-

Tesseract | Lorna Shore | Heresy Denied | Warszawa | Palladium | 09.08.2022

Koncerty klubowe latem oczywiście dobywają się, ale jeszcze do niedawna nie były standardem. Trwająca wciąż pandemia zmodyfikowała wiele aspektów naszego życia, w tym ten koncertowy, czy szerzej pojęty, muzyczny. Zespoły i organizatorzy nie chcą ryzykować, że jesienią będą musieli odwołać koncert (czasem, z przyczyn niezależnych, w ostatniej chwili), dlatego teraz gra się nie kiedy się chce, tylko kiedy jest największa szansa, że koncert się odbędzie. Latem jest ryzyko mniejszej frekwencji z powodu urlopów i wakacji, ale czasem warto zaryzykować.
Idąc w piękny wtorkowy wieczór do Palladium trochę się obawiałem tego ostatniego, czyli frekwencji. Zastanawiałem się, ile osób przyciągnie Tesseract. I tu wychodzi mój brak świadomości odnośnie współczesnej sceny metalcore'owej/deathcore'owej. Okazało się, że zespół towarzyszący Tesseractowi (na zasadzie tzw. ""co-headlinera), Lorna Shore jest gwiazdą wspomnianej sceny. Już po samych koszulkach fanów było widać, kto może cieszyć się tego wieczoru większym zainteresowaniem. Na szczęście okazało się, że nie było tak źle.
Koncert otworzył swoim występem poznański Heresy Denied. W tym momencie pokłony należą się zarówno osobom odpowiedzialnym za oprawę występów, jak i samej publiczności. Praktycznie od samego początku była bardzo dobra frekwencja, odbiór i warunki brzmieniowe. Zdaje się, że sami muzycy byli zaskoczeni tą sytuacją, o czym świadczyły reakcje i komentarze wokalisty Heresy Denied. Grupa miała świetną okazję, żeby zaprezentować się z jak najlepszej strony i całkowicie ją wykorzystała. Na pewno pomógł tu entuzjazm publiczności i być może przewaga osób bardziej po core'owej niż progresywnej stronie mocy. Jednym z ciekawszych momentów było wykonanie "Together We Stand As One" (tak jak w oryginale) wspólnie z Michałem Surowcem z Netherless.
O zespole Lorna Shore dowiedziałem się wyłącznie dzięki temu, że wybierałem się na ten koncert. Moje przelotne zainteresowanie metalcorem datuje się na lata 2006-2008, kiedy ta grupa nawet jeszcze nie istniała. Od razu było widać, że zespół gra dla swoich fanów, bo przyjęcie mieli znakomite. Nie żeby sobie nie zasłużyli. Tak jak wspominałem, od poczatku koncert był naprawdę dobrze nagłośniony, co przy tak gęstej i ciężkiej muzyce nie jest takie proste. Było mocno, ale selektywnie, w czasie występu Lorna Shore było słychać sample klawiszy w tle, które tworzyły fajny klimat. Silnym atutem tego zespołu jest ich obecny wokalista, śpiewający z nimi od zeszłego roku Will Ramos. Facet ma nie tylko odpowiednią prezencję, umiejętności (kilka różnych stylów growlu, wrzasku, skrzeku, itd.), ale też ogromną energię i charyzmę. Potrafi zagaić publiczność, ale też ją nakręcić, zachęcając do tworzenia "ścian śmierci" czy pokaźnych circle pitów z gonitwami pośrodku.
Wieczór zamknął koncert Tesseract. Miałem wrażenie, że przynajmniej mała część publiczności wyszła (lub przemieściła się do holu klubu), ale jak powiedział Michał Majewski z Maj Music, z którym miałem przyjemność w tym koncercie uczestniczyć, "ci co zostali, wiedzieli po co przyszli". Tak rzeczywiści było, reakcje fanów były nie mniej żywiołowe i zaangażowane niż wcześniej. Koncert Tesseract był nieco spokojniejszy, bo i służył bardziej do słuchania niż do szaleństw, ale to tylko zaleta w przypadku dość skomplikowanej, progresywnej muzyki. Niemniej, ten występ też był bardzo dynamiczny i dość ciężki. Podejrzewam, że grupa celowo dostosowała swoją setlistę do twórczości kolegów z Lorna Shore. Mimo to, nie zabrakło chwilowego uspokojenia nastrojów w postaci "Beneath My Skin". Ostatnio widziałem Tesseract w 2019 roku podczas trzeciej edycji festiwalu Prog In Park i muszę powiedzieć, że teraz było równie dobrze, ale wszystkiego było więcej, bo dłużej. W szczególnie dobrej formie wokalnej i fizycznej był wokalista Daniel Tompkins, znakomicie prowadzący cały zespół.
I to by było na tyle. Wieczór dość szybko się skończył, ale wszystkie występy były bardzo udane. Ciekawym pomysłem było połączenie klimatów metalowych i progresywnych, choć Tesseract już wcześniej występował chociażby z Trivium i Heaven Shall Burn. Było profesjonalnie, różnorodnie i z porządnym nagłośnieniem, czyli tak jak lubię. Wypatruję już kolejnych koncertów, klubowych i plenerowych, mając nadzieję, że jesienią te pierwsze nie znikną...
Gabriel Koleński

Zdjęcia - Michał Majewski (Maj Music)

 

 

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.