Piątkowy wieczór to idealny czas na koncert, choć przebijanie się przez Warszawę, w jakikolwiek sposób, nie jest proste. Niemniej, już mogę napisać, że warto było przebić się tego wieczoru do Proximy.
To nie tylko moja opinia, że kompanów na trasę Haken wybrał sobie cokolwiek osobliwych. Mimo to, osobiście cieszyłem się z możliwości zobaczenia występu grupy Cryptodira, gdyż ich drugi i ostatni jak do tej pory album, "The Angel of History", zrobił na mnie spore wrażenie. Nowojorczycy grają mieszankę melodyjnego death metalu i metal core'u z muzyką progresywną i fusion. Choć w teorii brzmi to karkołomnie, w rzeczywistości zespół nie wymyślił niczego nowego, bo tego typu ścieżki przecierały wiele lat temu choćby takie kapele jak Atheist czy Cynic. Brzmienie Cryptodiry jest dość potężne i miałem obawy jaki będzie rezultat w Proximie. Otóż, było trochę za głośno i lekko szumiało, ale jak na ten klub, warunki akustyczne były i tak całkiem niezłe, a brzmienie wystarczająco selektywne. Zespół zaprezentował się z bardzo energicznej strony, a technika muzyków mogła robić wrażenie. A już naprawdę pięknie wybrzmiał na koniec "Something Other Than Sacrifice".
Trochę obawiałem się występu Between The Buried And Me i ostatecznie okazało się, że miałem rację. Zapoznawałem się nieco z twórczością grupy przed koncertem, ale nie mogłem się do nich do końca przekonać. Występ w Proximie niestety tej sytuacji nie zmienił. Amerykanie również uprawiają połączenie brzmień ciężkich z progresywnymi, ale robią to w mało chwytliwy i melodyjny sposób. Niby jest ok, ich muzyka jest rozbudowana, dobrze brzmi, muzycy są doświadczeni i zdolni, ale na dłuższą metę całość była trochę męcząca. To nie był zły koncert, po reakcjach publiczności było widać, że mają fanów w Polsce, ale ich twórczość na żywo, podobnie jak z płyt, nie zrobiła na mnie większego wrażenia.
Na zakończenie wieczoru, na scenie pojawiła się główna gwiazda, wyczekiwany od kilku lat Haken. I tutaj już wszystko się absolutnie zgadzało. Może brzmienie nie było idealne, ale tak już mają ciężkie koncerty w Proximie, a bywało i gorzej. Jednak, nie to się liczyło. Haken należy do tych zespołów, które podczas koncertów momentalnie zjednują sobie fanów i prowadzą ich ze sobą do samego końca. Energia i pasja muzyków są po prostu niezwykle zaraźliwe, ciężko spokojnie ustać przy ich muzyce. Grupa promuje obecnie zbliżający się wielkimi krokami album "Fauna" (dużym błędem był brak płyt CD na stoisku). W tym kontekście, setlista była i nie była zaskakująca. Dziwił brak większego udziału utworów z "Fauny" (tylko single, z wyjątkiem "Nightingale"), ale z drugiej strony, wcześniej grupa nie bardzo miała okazję promować płytę "Virus" i to ona zdominowała występ w Warszawie, co mi kompletnie nie przeszkadzało. Poza "Prosthetic", "Invasion" i "Carousel", panowie zagrali na koniec w całości "Messiah Complex". Szkoda, że czas nie pozwolił na większy powrót do starszych płyt niż tylko "Falling Back to Earth" z "The Mountain" i "The Endless Knot" z "Affinity", ale takie już są prawa grania na zasadach co-headlinera, co staje się coraz częstszym zjawiskiem na koncertach. Występ Haken był znakomity i bardzo intensywny, ale szczerze mówiąc, nadal mam lekki niedosyt.
Choć może nie do końca to wynika z całego opisu, wychodząc z Proximy byłem zadowolony. Publiczność dopisała, frekwencja była co najmniej przyzwoita, cieszył spory udział młodych ludzi, których zwłaszcza podczas występu Haken było widać licznie na środku sali, gdzie rozkręcili momentami solidnych rozmiarów mosh pit. To był bardzo dobry prognostyk na przyszłość i mam nadzieję, że zapowiadane na marzec koncerty będą przynajmniej równie udane.
Gabriel Koleński